Dziś miało być o czymś innym, oczywiście do tematu wrócę,
ale do tematu. Otóż najpierw zapraszam do obejrzenia skeczu:
Zabawne było… aczkolwiek to co rzuciło mi się w oczy to: przychodzi
maminsynek, niby do sklepu w celu niejako nabycia „mamusi bis”. Skoro mama
już utrzymywać darmozjada nie chce.
Matula funduje synkowi usługi biura matrymonialnego, bo
inaczej usługi byłyby niedostępne dla bezrobotnego….
Złośliwy zaśmieje się, że partia, że ho ho…. Ale wymagania
jakie…. Na początek, żeby ona nie miała wymagań. Nie wiem czy ktoś uwagę na to zwrócił: „żeby ona nie miała wymagań”. Oczywiście
mówi o sobie co ma do zaoferowania… a czego naprawdę oczekuje: mieszczuszki,
zgrabnej, zadbanej, reprezentatywnej, młodej, mądrej… a kim on sam jest? Wnioskujemy z rozmowy, że
wymagającym głupim brudasem i maminsynkiem. Ten tekst z tą pępowiną… szkoda
gadać.
Ktoś powie, to tylko kabaret… ano pokazujący świat niejako
ozdobiony dowcipnymi kwestiami…
Tak wracając do samego „amanta” jego wartości, tego co ma do
zaoferowania zadbanej, mądrej (i tak dalej) kobiecie. Cóż on jej powie? Pomijając
komplementy…czym przekona do siebie? Kwiatami kupowanymi przez mamę? Czy innymi
prezentami zabezpieczonymi przez mamę chcącą pozbyć się „problemu”…
Przypomina mi się Bartosz (mój pierwszy….). Sam bezrobotny
rencista, z ciągotami alkoholowymi z chyba najbardziej po*&^ matką. Czegoś takiego
to nawet w filmach nie ma… a więc Bartosz i jego mama mieli wymagania, żeby to
była młodsza od Bartosza (dwudziestoczteroletniego bezrobotnego, który do
niczego się nie garnie), z wyższym wykształceniem zamożna, koniecznie z dużym
domem….
Wiecie co mnie dziwi w tym wszystkim?
Że nikt się nie oburza… nikt nie grzmi: miłość
najważniejsza! Nie tylko pieniądze się liczą…. Tak, tak. Bo jeśli by kobieta
miała takie wymogi to była by nie szanującą się….
Kiedyś pisałam na blogu o takim k@. k@ to przemądrzałym trzydziestolatku któremu stosunkowo łatwo idzie pouczanie innych „złote rady”
najmądrzejszego k@ co wszystkie rozumy zjadł. Niektóre tak chamskie, że tylko
po ryju przy!@#$
Miał dziewczynę imieniem m@ i jakimś dziwnym trafem praca się
skończyła i bezrobocie zajrzało w oczy k@. No tak, bo po cóż pracować skoro
rodzice m@ pomogą, a i mieszkanie spore…. Ale rodzice m@ pewnego pięknego dnia
powrócili do tematu i już nie dali się ugłaskać, więc skracając historie k@ zbżuchacił inną laskę pod
dachem swojej dziewczyny. m@ płakała gdy to wyszło na jaw. Co na to k@?
szczerze, wyznał, że jest zadowolony bo rodzice m@ robili mu problemy.
Dziwne, że nowa „luba” ma mieszkanie większej wartości (!) i
jeszcze bardziej kasiastych rodziców! Co ważne: skorych do pomocy, bo „szczęście
córki najważniejsze”. Obecnie to wygląda tak, że kobita pracuje a k@ zajmuje się dzieckiem.
Co łączy Bartosza, k@, Robercika, i bohatera powyższego
skeczu? Są to pasożyty nic nie mające do zaoferowania, mające relatywnie
gigantyczne wymagania. (patrząc na żony Robercika… fiu fiu….). Łączy ich więc
to, że na "wielką miłość" i steki kłamstw oferują w zamian.
Dziwne jest to, że kobieta mająca wymagania to kobieta
nieszanująca się, bo to przecież sponsoring. Ale egoistyczny dzieciorób bez
zasad, o gigantycznych wymogach, nie nie o nim nikt słowa złego nie powie.
Dobrze ,że to dostrzegasz :-)
OdpowiedzUsuńA Wy z Robertem się pogodziliscie?
OdpowiedzUsuń