Wczoraj dzwoniła do minie pani z biura matrymonialnego, z…
ofertą… do spotkania nie doszło. Amant ma wymagania… parametr go interesują,
tak tak. Teraz takie czasy, sprzęt RTV, AGD, baba – wszystko jeden pies. Parametry,
dane techniczne tylko to się liczy. Bo kto by czas tracił na jakieś
zainteresowania tam…
Frustrujące, że ta pani nie pokazuje zdjęć… ogólnie wszystko
to jakieś dziwne. Dziwna usługa dziwne biuro… Heh…
Wczoraj naszła mnie
ochota na wołowinę, więc zabrałam rodziaka i idę na poszukiwanie mięsnego
sklepu oferującego szponder. W jednym nie było, idę do drugiego, też nie było
idę do następnego widzę idzie facet z labradorem wyglądającym na awanturnika,
wiec idę w drugą stronę ale i tam nie znalazłam wołowiny… wychodzę patrzę czy „droga
wolna”, i idę. Zapinam Rodziaka przed sklepem i wchodzie do mięsnego. Była babcia
przede mną, która widząc młodszego od siebie subiekta sklepowego, nie mogła
odpuścić sobie rozkoszy konwersacji… a czas mija.
Rodziak, jak na chłopa przystało jął się niecierpliwić i swoje
racje we właściwy dla swojego gatunku, sposób wyrażać. Wtem babsztyl drze się,
że na straż miejską zadzwoni, i czyj to w ogóle pies wychodzę i mówię, że mój trochę
kobieta spuściła z tonu, pewno pomyślała, że może i ja groźna skoro mam takiego
psa. Coś tam do mnie, że Rodziak niby na dziecko się rzucał… i że powinien mieć
kaganiec. Wracam do sklepu licząc, że moja kolej przyszła, lecz nic błędniejszego,
starsza pani dalej kupuje, rozprawia… a ja stoję i czekam. Szczekanie rodziaka
wzbudziło mój niepokój, wybiegam i krzyczę: „chce pan żeby się psy pogryzły?!”
A pani chce? no myślałam, że mu przy*** idzie sobie z
pieskiem, „akrobatycznie trzyma tę smycz”…. Rodziak na niego labrador na
Rodziaka… no nie wiem facetowi znudził się labrador? Szans by z Rodzikiem nie
miał, bo Rodziak to profesjonalista, znaczy się po przodkach, domieszka teriera
robi swoje… tu spasiony labrador nie miałby szans.
Facet odszedł, wołowiny nie mieli bo podobno nasi rolnicy
sprzedają na export. A my skąd mamy? A od ruskich. Kupiłam kiełbaskę do
chlebka. Biorę psa i idę modląc się do Boga Najwyższego by zabrał z mojej drogi
idiotów wszelakich, bo już dość ich chyba w życiu spotkałam…
W ostatnim mięsnym wołowinę kupiłam rostbef. Żona zrobi.
Żona grzybki zebrała i nasmażyła. Jeden gorzki się znalazł,
a szkoda było mi go wyrzucić, bo grzyby lubię, nawet bardziej niż bardzo. Żonie
się przejadły a zbierać lubi. Bardziej niż jeść. Jej się przejadły, a dla mnie
natomiast grzyby leśne były smakołykiem nie lada rzadkim…i w końcu mogę się ich
najeśćJ.
Wcześniej to tylko u cioci jadłam, a że gościem cioci często nie byłam…
oczywiście czasem jakiś pojedynczy słoik trafił, ale to była rzadkość. Teraz raczej
codzienność.
Wkurzają mnie moje
noże w kuchni. Tandeta chińska… dostałam je jako prezent za udział w pokazie,
jakiś garów, noży… szmelc jak nie wiem co…. Powykrzywiały się, niektóre rączki się
połamały… myślałam o kupieniu jakiś lepszych.
Wczoraj oglądałam Gerlacha. Proszę bardzo znalazłam zestaw
za równowartość usług, jakie opłaciłam w Tm wspaniałym biure matrymonialnym. Co
zyskałam: nieprzyjemności. A mogłabym kupić dobre buty, albo zestaw noży,
proszę bardzo: zestaw siedmiu noży profilowanych, wykonanych ze stali
nierdzewnej w gatunku X46Cr13 (4H13)
Tylko kto by to przewidział....
Zobaczysz ,że nikogo nie znajdziesz w tym biurze...
OdpowiedzUsuńWyjedź do Kanady , tam szukają żon Polek :-)
a czemu Kanadyjczycy żon polek szukają?
UsuńKoleżanka chciała mnie ściągnąć do Kanady,
Usuńale ja mężatka przecież :-)))
Zdziwiłam się, ale zapamiętałam...
Ale dlaczego to nie wiem...
Tematu nie pociągnęłam i nie wiem na ile to prawda...
Noże w kuchni to podstawa, musza byc dobre:)
OdpowiedzUsuń