sobota, 21 lipca 2012

Carpe diem!


Heh.. niedawno wróciłam trochę zmęczona, a jakże świeża… byłam z psami, nałożyłam maseczkę i zaczynam pisać.
Od początku: przed południem miałam spotkanie z chłopakiem z portalu. Boże, co za niewypał…. Masakra! Mógł od razu dać do zrozumienia, że nigdzie nie idziemy i że oferuje tylko spacer… zmarzłam trochę. Zmokłam, bo koleś bez kasy i w ogóle. Jeszcze na koniec pierdolił, że się niby we mnie zakochał. Spoko! Ja już przeżyłam „piękną miłość” z facetem który mnie nigdzie nie zapraszał i nic mi nie kupił. Dziękuję.
Gdy wróciłam do domu zadzwoniła Sylwia, z zaproszeniem do restauracji. Otóż Droga koleżanka poznała Włocha i Fina włoskiego pochodzenia, a że ich dwóch, wiec Sylwia dobra koleżanka o mnie pomyślała. Tak wiec byliśmy w indyjskiej restauracji na przepysznym obiedzie. Pierwszy raz jadłam mięsko z kozy. Kozina w sosie carry. Do picia wzięłam passoe z sokiem grapefruitowym. Mniam.
Później zabrali nas w rejs stateczkiem, było bardzo miło…  oto kilka foteczek:












potem na drinka. Wzięłyśmy sobie Moito. Mmmm… może to może to Moito nie było rewelacyjne ale i tak dobre.
Sylwia ze swoim zostali w tej knajpce, a my poszliśmy do kina, do którego nie dotarliśmy. Wylądowaliśmy na kawie i ciastku w coffie heaven. Niestety nic ciekawego nie mieli w repertuarze. A ciastko i kawa to normalnie orgazm w ustach…. Szkoda że to takie wszystko drogie, bo by człowiek sobie częściej bywał… gdy poszłam do wc spojrzałam w telefon, tam wiadomość od… samego Robercik: „i jak tam, czujesz się dobrze? Ja drugi dzień pod chmurką, zajebiście” – nie wiem po co on do mnie pisze i czego chce? pewnie bym go błagała i prosiła by wrócił…
Potem poszliśmy z Finem na spacer…
Do domu wróciłam taxi – oczywiście Fin płacił. Przywiozłam wraz z sobą trochę fotek, miłych wspomnień. A co najważniejsze oderwałam się od tej zasranej rzeczywistości, problemów, Robercika… na spotkaniu oderwałam się od tego pomogło mi trochę to, że byłam zmuszona po angielsku gadać. Tak nagle musiałam się przestawićJ. Ale dałam radę. Naprawdę spotkanie będę miło wspominała. Czy spotkamy się jeszcze? Kto to wie…. Wymieniliśmy się pewnymi danymi. Może coś będzie może nie. W każdym razie cieszę się, że fajnie spędziłam czas, i oderwałam się od pewnych spraw.
Ok. od tych wrażeń trochę mnie głowa teraz trochę boli, więc idę spać. Zachowując miłe wspomnienia z dzisiejszego spotkania.


6 komentarzy:

  1. szukasz sponsora czy faceta do zwiazku? bo czytajac te slowa 'zmokłam, bo koleś bez kasy' mozna odniesc wrazenie, ze szukasz tylko jakiegos bogatego faceta,a przeciez chyba nie kasa najwazniejsza..
    Bardzo dobrze, ze olewasz Roberta,oby tak dalej. Trzymam za Ciebie kciuki!!

    OdpowiedzUsuń
  2. ja wiem czy trzeba być bogatym facetem żeby zaprosić kobietę choćby na głupią kawę? 20 złotych to nie jest majątek. Tu chodzi o fakt, bo co mi po facecie który mówi, że mnie kocha nigdzie nie zabiera jeszcze później będzie wyciągał pieniądze lub co gorsza okradał. Przejechałam się na tym nie jeden raz, facet mówił, że mnie kocha o właśnie ostatni przykład Robert nigdy nic mi nie kupił, nigdy nigdzie nie zabrał.
    Moim zdaniem facet jest od tego by kobiete zabrać zaprosić.To nie jest sponsoring!

    OdpowiedzUsuń
  3. michalc30.bloog.pl22 lipca 2012 11:14

    Witaj!
    Widać, ze życie bez Robercika może byc ciekawsze i milsze.
    Pieniądze szczęścia nie dają, ale bez nich też bywa źle.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  4. w końcu bez niego...nie daj się! A to, że facet jest w stanie zaprosić na kawę i ciastko, to normalne - gorzej, gdy nie jest w stanie zapłacić! Samej przypomina mi się sytuacja, gdy poszłam na spotkanie z gościem, gdzieś trzeba było siedzieć, poszliśmy na pizzę, on nie chciał za bardzo, potem dał mi 10 zł, bo tyle tylko miał, a resztę ja zapłaciłam...Żenada...

    OdpowiedzUsuń
  5. ojejku... nie wiem może po prostu zanim się człowiek spotka może delikatnie trzeba wybadać i konkretnie zaplanować co robić na takim spotkaniu... A nie że facet widzi, że kobieta elegancko ubrana, buty na obcasie, to jeszcze grymasi, że nie lubi barów, knajp a posiedzieć to można na dworze. I nie szkodzi, że pada, i wieje bo on taki dżentelmen że da swoją kurtkę, a stopy to może wymasować...
    Widzisz bo gdyby ten wczorajszy wyraźnie powiedział, że tylko pod chmórką to bym wiedziała, że jeśli decyduje się iść to muszę grubiej sie ubrać, i w ogóle. a nie, że ubrałam się trochę lepiej, w czym mi nie do końca wygodnie się spacerowało.

    OdpowiedzUsuń
  6. torchę mnie to uderzyło bo wiesz...mój mąż jakoś tej kasy nie miał nigdy, a jesteśmy szczęśliwi. ale faktycznie ten nie wyglądało obiecująco, ale pieniądze to napawdę nie wszystko.

    OdpowiedzUsuń