czwartek, 12 kwietnia 2012


Robercik szuka pracy. Dzwonił w kilka miejsc… niestety z mojego telefonu… nawet z jednym pracodawcą był umówiony, cieszył się i pytał czy ja także się cieszę. Bo pieniądze miały być przelewane na moje konto, co miało być gwarancją, że Robert ich nie przepije. Jasne… ostatecznie firma nie zgodziła się na to. Robert okazał się alimęciażem… i by uniknąć komornika chce by wynagrodzenie było na moje konto.
Wychodziłam około 16 do pracy on wyszedł przede mną. Wrócił z bąbonierką jakimiś słodyczami… niestety czuć, że wypił…
Dziś miał iść z Brylem w sprawie pracy… dzwonie do niego, odzywa się  pijany Bryl, pytam o Roberta, a Bryl że nic nie wie bo nie jest mamą Roberta. Żenada!
Dzwonie za 20 minut odbiera Robert podpity już że jest (tu pada nazwa miasta obok).
Jasne, a ja mam przeczucie że jest w obok ale mieszkaniu, czyli sąsiada. I nie w sprawie pracy a picia się spotkali.
Zadzwoniłam do jego brata i dowiedziałam się, że:
- był w szoku, że Robert nie pracuje
- nie obiecał mu żadnych pieniędzy
- Robert ma iść do pracy
- brat nie wspomoże ani nie ma zamiaru, bo sam jest w problemie przez niego.
Wrócił Robercik był wściekły, że kontaktowałam się z jego bratem. Powiedział, do mojego terapeuty, że jestem nieobliczalna bo zepsułam kontakty z jego bratem, chora psychicznie i powinnam się leczyć… jasne… że jest ze mną sporo nie tak skoro wpuściłam go do swojego życia… czytam książkę która sporo mi uświadomiła. Kiedyś napiszę coś na ten temat. Czytając tę książkę jakbym widziała siebie, Roberta, Alicje, jej męża…. Sporo ludzi…
            Podczas rozmowy z pewną osobą usłyszałam, że jest podział. Podział dotyczy skurwieli. Skurwiel to jeszcze nie jest to, jest jeszcze skórwiel ponury. Taki co wykorzystuje baby.
Jestem tak wściekła na Roberta, że patrzeć na niego nie mogę… wczoraj w pracy myślałam, jak wywalić go z domu, ale z drugiej strony co będę jadła skoro on już nie będzie żarcia nosił…
Ale z drugiej strony po tym telefonie do brata, który sam powiedział że nie pomoże, i żeby Robert wziął się do pracy…
Tą całą rozmową, szarpaniną jestem tak zmęczona, że nie wiem jak dam dziś radę w pracy…  
Robert się wybiela, że ja nie mam środków, że cały miesiąc on żarcie przynosi…  nie wiem brak mi sił energii…
Lece do pracy...


2 komentarze:

  1. trzymam kciuki..... bo widzę że poprostu dźwigasz całą odpowiedzialność na swoich barkach..
    a może to Ty powinnaś być delikatną i niezaradną kobietką, a Robert powinien myśleć o tym jak wyżyjecie..
    (pewnie skończyłoby się tak ze by wszystko przepił i uciekł bo nie wiedziałby co robić:/)

    OdpowiedzUsuń
  2. szuka, szuka...uwierzę, jak znajdzie i ją utrzyma...
    wszystko na twoich barkach a on co?
    taaa ty zła bo się skontaktowałaś...wkurzony, że się sypnął...

    OdpowiedzUsuń