piątkowy wieczór, ciepły, i ciemny… mknąc na dworzec
zadzwoniłam do Roberta, by wyszedł po mnie na dworzec. Nie odebrał, dzwoniłam
kilkukrotnie. Nie odbiera. Napisałam sms by wyszedł po mnie na dworzec, ale nie
wyszedł… nie odbiera. Ma wyjebane. Płakać mi się chce bo brakuje jedzenia,
prawie nic nie jest zapłacone. Wyć mi się chce. miał przynieść jedzenie,
pieniądze… w ogóle miał się pojawić jak skończę prace i co? Zajebiście!
Najlepsze, że Sylwia jest zaproszona, bo Robert miał zrobić
spotkanko urodzinowe. Jeszcze dziś kilka razy potwierdzał, że impreza aktualna.
Zajebiście… nie ma w lodówce prawie nic prócz kilku plasterków wędliny. Dobrze,
że w spiżarni mam trochę kaszy z MOPSu. Dobre spotkanie urodzinowe, bez
solenizanta…
Napisałam do jego brata, że martwię się o Roberta, bo nie
wiem gdzie jest, i mimo, że dzwoniłam wiele razy nie odbiera.
Zadzwoniłam do Bryla, ale on też nie wie gdzie „gwiazda się
podziała”.
Strasznie się czuje, nie zasłużyłam sobie na takie
traktowanie.
Niby tak się nie robi ale zajrzałam do rzeczy Roberta… i …. Oczom
moim ukazała się korespondencja… sama śmietanka…. Miejski Ośrodek Pomocy
Społecznej, Komornik sądowy… Okazało się że od kilku lat Robert nie płaci
alimentów,
jest dłużnikiem alimentacyjnym, ma do płacenia z odsetkami chyba z 8 tysięcy było w styczniu…
jest dłużnikiem alimentacyjnym, ma do płacenia z odsetkami chyba z 8 tysięcy było w styczniu…
Robert nie odbiera. Poszłam spać. Dzwonił Bryl o 5.13, że
słyszy głośną Rozmowę u kurczaka, więc pewno Robert jest i kurczaka. Masakra telefon
o 5 rano… jeszcze jaki wstyd ja szukam kolesia…
Przed południem zadzwoniłam do Sylwii. Musiałam się wygadać... Była w szoku jej się dowiedziała o korespondencji. Musiałam imprezę odwołać, w końcu to by było nie w porządku, żeby jeszcze kupowała prezent Robertowi... Po rozmowie z Sylwią, spakowałam rzeczy Roberta, wszystkie,
od korespondencji, kosmetyków po ciuchy nawet brudne. Zaniosłam je do kurczaka,
ostatecznie weszłam by trochę się rozładować. Wyładowałam się na Robercie... on wszystko i wszystkich ma w nosie siedzi w śmierdzącej zadymionej kawalerce kurczaka pije z nim szlampe. Wszystkiego dostatek jedzenia słodyczy, szlampy, fajek... Jego
rzeczy zostawiłam mu. I poszłam. Mamy trochę siniaków serce mi wali jak
oszalałe, ale czuje ulgę.
Wróciłam do domu. Mamy trochę siniaków serce mi wali jak
oszalałe, ale czuje ulgę.
Wróciłam do domu przyszedł sms od Roberta: „jak chcesz to
przyjdź ale NORMALNIE”. Jasne.
Witaj!
OdpowiedzUsuńSpakowane manele. Który to już raz?
pozdrawiam serdecznie.
Michał