sobota, 28 kwietnia 2012
czwartek, 26 kwietnia 2012
Wszystko mnie boli, mam gorączkę, katar i potworny ból
gardła nie mówiąc już o osłabieniu. Ale chodzę do pracy, smarkam, kaszle ale
twardo chodzę nie korzystając z przywilejów jakie daje umowa o prace (L4, wolne
na żądanie….).
Jestem osłabiona… czuję jakby przez moją głowę przebiegało
wieeeelkie stado słoni…
W środę przyszedł list ze spółdzielni mieszkaniowej… na
kopercie odręcznie napisane moje dane, na wezwaniu do zapłaty dane Adama. 7 000
pln, ponad…
Robertowi szukam pracy, dzwonimy, umawiamy go a on kilka już
miejsc olał. Sylwia znalazła mu prace dorywczą, co prawda na pięć dni, ale
miałby te kilkaset złotych. Ale po co? W końcu sam powiedział:
- mhm rozumiem ale jaki wkład jest Twój w ten problem?
- jeśli myślisz, ze będę chodził po rodzinie… nawet nie
wiesz ile od nich wyciągnąłem w taki czy inny sposób
- to ci idź do pracy nawet za 1000 pln.
- Po co? Ja wole poczekać na prace w moim zawodzie i za
normalne pieniądze
- między innymi po to żebyś nie musiał od mamy wyciągać.
Ostatecznie umówił się i poszedł na spotkanie w sprawie tej
pracy, ale podobno mu 15 minut zabrakło, bo okazało się, że kto pierwszy ten
lepszy…
Za to podobno udało mu się załatwić prace w zawodzie u
znajomego czy kolegi. Będzie wykazywał niskie dochody. Tak by komornik miał nie
wielkie pole do popisu…
Były baby z Mopsu mogę liczyć na jakieś 100 pln… dobre i to. Miałam dziś iść ale nie dałam rady, jestem chora...
Martwię się tym mieszkaniem i co dalej zrobić z tym fantem. Robert
wymyślił, że pójdziemy jutro do spółdzielni by nam na raty rozłożyli, i że on się
na piśmie zobowiąże…bo do mamy nie chce iść…
Nie wiem co z tym fantem…. Była rozmowa o umowie z ojcem
Adama; że mogę tu mieszkać i wówczas przysługiwałby mi dodatek mieszkaniowy z urzędu miasta… Mops
w zadłużeniu nie pomoże tylko około 100pln jak faktycznie nie będę miała co jeść,
jak się uda z umową to mogę dostać dodatek mieszkaniowy.
nie wiem co dalej? Towszystko wygląda tak beznadziejnie... Jakaś masakra…
Mam ochotę się napić...
nie wiem co dalej? Towszystko wygląda tak beznadziejnie... Jakaś masakra…
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
po weekendowo
weekend zleciał jak z bicza strzelił. Miałam napisać coś
ciekawego na pewien temat ale wyszło inaczej.
Robert jak wcześniej nosi jedzenie od mamy, czasem zdarzają
się drobne sumy… większe niż z MOPSu, i podań pisać nie trzeba ani chamstwa słuchać.
Taka prawda alkoholik prezentuje wyższą kulturę niż panie urzędniczki. Czasem
sobie myślę, że Amerykanie mogliby zrobić program o kulturze obsługi petenta w
polskich urzędach. Przecież to, że komuś się nie powiodło nie jest
przestępstwem, różne są koleje losu… po za tym każdy człowiek zasługuje na
szacunek.
Problem jest z kotem. Mimo kastracji dalej znaczy teren,
płynem o charakterystycznym zapachu i fekaliami. Robert wymyślił wodę z octem,
to znaczy najpierw myje i usuwa zanieczyszczenia potem gotuje wodę z łyżką octu
i stawia garnuszek. To zabija zapach, ale kot robi to nagminnie, co jest
uciążliwe na dłuższą metę. Zastanawiamy się, nad oddaniem kota z powrotem do
fundacji. No niestety tym bardziej, że są takie
problemy z sąsiadami.
Rodziak to kochane zwierzątko, śpimy z nim, spacerujemy,
w niedziele byliśmy z psiakiem w lesie... nic szczególnego wspólny spacer po lesie z psem, a tyle radości mi sprawił... namiastka normalności, stabilizacji...namiastka prawdziwej rodziny. Rodo taki wycisk w lesie dostał, że szkoda, że aparatu nie wzięłam tak pięknie
w tych liściach wyglądał... taki zziajany, szczęśliwy... Swoją drogą to przydałby się aparat którym można by
było robić fotki w ruchu. Bublowate są tak piękne w ruchu… fotki takie
oczywiście lepiej by wyglądały w ogłoszeniach… byłby szerszy obraz tego jak
opiekujemy się zwierzakami.
Dziś byliśmy w Lidlu po zapas sosów barbecue do golonki, cóż
za pyszny obiadek był dzisiaj… kupiliśmy Rodziakowi karmę za około 5pln/2kg. Niespecjalnie
mu smakuje, ale przykro mi nie miałam by więcej by wyłożyć na lepszą karmę. A
jedzenie już wczoraj wieczorem mu się skończyło. Wiec lepsze takie niż żadne.
Oczywiście mogłam mu kupić w zoologicznym, ale było za wcześnie a nie
chcieliśmy by pies bez jedzenia był. Bardziej mu smakuje ta woda po golonce
(bez przypraw, ma więcej wspólnego z mięsem niż ta karma).
Dziś ma pancio przyjść po pupilka… a może się przedłuży
pobyt psa?
sobota, 21 kwietnia 2012
Jest się żywym zawsze za cenę czegoś. - Julio Cortázar
bardziej niż korzystanie z MOPSu opłaca mi się trzymanie
Roberta. Dlatego też uległam kolejnej jego prośbie, dalej mieszkamy razem.
Z miejsca, bez żadnych wywiadów, pism, (chamskich docinków z
czego urzędniczki są znane) pojawiło się jedzonko i pieniążki zbliżone do tych
jakie uzyskałabym. Nie wiem co tym babom z MOPSu powiedzieć, że dziękuje za ich
usługi, czy co?!
Co do wizyty rady osiedla to przyszedł ten sam kolo co
wczoraj, z chłopkiem roztropkiem. Dobrze, że moja kochana żona posprzątała,
wyprała wykładziny…
Robert (żona) w czasie jak oni byli poszedł z Rodziakiem na
spacerek… spisali protokół, że jest kot 1 sztuka, sprawdzili mieszkanie w
poszukiwaniu psów i kotów. Kazali wywietrzyć i umyć kuchenkę… taka trochę
masakra… no myślałam, że będzie straszniej.
Po długim weekendzie mają przyjść ponownie…
Dołączyłam do spacerującego
Roberta. Byliśmy z Rodziakiem w zoologicznym… panie zakochane w psiaku…
Robert chciał, żebym kupiła Rodziakowi kość, ja nie kupuje kości Rodziakowi, bo
właściciel, kiedyś powiedział że kiedyś oddawał Rodziaka w jakieś miejsce ale tam
mu się nie podobało bo dawali mu kości, i później pies się załatwiał na
czerwono. Dlatego zmienił hotelik. kupiłam mu jakiś gryzak wołowy, smród
okropny, za to psiak przeszczęśliwy… niestety szybko rozpracował ten smakołyk,
a myślałam, że będzie miał na dłużej… z tego co widać, chyba bardziej
ekonomicznie wychodzą prasowane ścięgna…
W pracy niby ok. koleżanka miała imieniny, więc było
minutko. Ogólnie fajnie się pracuje, nie ma jakiegoś nacisku, jest kontrola ale
każdy wie co ma robić. Ja sama z siebie wyłączam telefony i skupiam się, niby
robota nieskomplikowana, a tyle osób robi błędy, co dziwnego, że nie zależnie
od stażu pracy.
Dobrze, że jeszcze
przed pracą udało mi się przelać Sylwii zwrot pożyczki. Może lepiej by było
jakbym za tydzień jej zwróciła jak następnym razem dostane Rodziaka, ale z
drugiej strony, lepiej szybciej się rozliczyć i mieć spokój.
Gdy przyszłam do domu Rodziak nie posiadał się ze szczęścia…
Robert powiedział, że spacer tak go wykończył że cały czas spał. Obudził się
godzinę przed moim przyjściem, spojrzał na Roberta, szukał mnie po całym
mieszkaniu a gdy widział, że jego poszukiwania zakończyły się fiaskiem usiadł
przed Robertem i piszczał…
gdy poszłam się przebrać zauważyłam, że jest nie posprzątane
i zaczęła się awantura, że przed telewizorem, że nie posprzątane a ja zmęczona
z pracy wracam…
No klimacik…
Dziś byliśmy z nim na kilkugodzinnym spacerku jak weszłam do
lumpka Rodziak tak płakał za mną, widać, że coraz bardziej się zżywa. Gdy Robert
przyszedł z łowów Rodziak przywitał go jakby był naszym domowym psem… jakie to
miłe i piękne rodzinka w komplecie… dom, pies… namiastka stabilizacji…
Kupiłam sobie torebkę za 1,- i spodnie za 1,- . cieszę się
że książka do „nowej torebki” się zmieści, to już się przepakowałamJ.
czwartek, 19 kwietnia 2012
...nadeszły czasy, gdy każdy boi się mówić prawdę... - George Orwell Folwark zwierzęcy
to piękne gdy wczoraj wróciłam do domu od progu powitał mnie
Rodziak. Około nie wiem nie ważyłam ale na oko 50 kg żywej radości. Radości, że
jestem, że przyszłam…
Dziś śnił mi się ząb. Mój sen wróży niepowodzenia oraz pogorszenie
stanu zdrowia. Jak sprawdziłam w senniku. Jeszcze śnił mi się pitbull a to
oznacza, że zostanę wmieszana w sprawę drażliwą.
Około 10 usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Młody mężczyzna
poinformował mnie, że jest z administracji. I zapytał czy może wejść. Powiedziałam,
że nie jestem przygotowana i umówiliśmy się na jutro. Powodem wizyty są legendy
o jakiś pięciu psach jakie niby mam w domu. Oraz smród na klatce. Powiedziałam,
że aktualnie mam psa i kota. Powiedział, że czasem ludzie też tak mówią a
okazuje się inaczej, wiec przyjdą sprawdzą i
spiszą protokół.
Wczoraj sąsiad darł się na mnie, że śmierdzi na klatce i
smród do mieszkań wchodzi. Przepraszałam i powiedziałam, że ja coś zrobiłam
już. To darł się jeszcze głośniej co ja zrobiłam. Płakać mi się chce. Stary
dziad widzi młodą kobietę to myśli, że wszystko mu wolno. Do żony przydupas
miętka faja, a tu macho… bo widzi słabą samotną osobę. Naprawdę…
Ale sąsiedzi fałszywi, zamiast napisać jakiś liścik czy żeby
ktoś przyszedł powiedział coś, to nie. Z grubej rury donosy, fałszywie jak dowalić
to najlepiej z za rogu żeby nie wiadomo było kto. No jasne, tak najlepiej.
Naj bardziej przykro mi, że w sumie to Robert zobowiązał się
do wykastrowania tego kota. Zwinął się i co? I problem i wszelkie nieprzyjemności
spadły na mnie.
Jeśli chodzi o panią z MOPSu to powiedziała, ze ja
zarabiając 700 pln brutto przekraczam limit i mi pomoc nie przysługuje. Ewentualnie
dostanę pomoc czasową ale będzie ona znikoma. Ale warunkiem ma być spisanie
umowy najmu z ojcem Adama, ze będę płaciła najem. Czepiła się Roberta, ze
mieszkał u mnie, i powiedziała, że lepiej było by mi wypisać skierowanie do
ośrodka dla bezdomnych niż z alkoholikami i ona nie wie czy nie zgłosić tego,
ze ja mieszkam na dziko. To jest pomoc społeczna. Zamienić mieszkanie na
noclegownie dla bezdomnych. Z resztą jak już z Adamem mieszkałam to ona już
mnie widziała w owej noclegowni.
Nic trzeba będzie jakoś mieszkanie do jutra ogarnąć. Rodziak
mam nadzieje nic nie zrobi… smutno mi, że sama ponoszę konsekwencje, i tyle
przykrości mnie spotyka. Nie wiem co z Mopsem….nie wiem co z tą radą osiedla
czy jakoś tak. Jakaś masakra…
Robert dzwonił do mnie nie odebrałam. Chodź mam taką ochotę
go zjebac… tylko po co? Dla jego satysfakcji? Swoją drogą ciekawe co chciał…? Miejscówkę?
Jak go koleżkowie wywalą bo mu się pieniądze wyciągnięte od mamy skończyły, a
jedzenie od mamy nie urządza. Bo bez procentów. Martwię się tą jutrzejszą
wizytą…
Dzwoniłam do Bryla może coś wie nie odbiera.
środa, 18 kwietnia 2012
kot już chyba doszedł do siebie. Dałam mu do jedzenia taki
rekonwalescencyjne jedzenie. Właśnie dla kotów po operacjach zabiegach. Dziś
już pewno normalnie może dostac, ale niech zje co ma. Spokojniejszy się po tej
wczorajszej kastracji zrobił. Dostałam Rodziaka, a pieniądze za niego niestety
w opłaty poszły. Kurwa płakać mi się chce bo za resztę kupiłam płyn do naczyń,
chleb i 3,50 zostało. Do 29 kiedy znów mam Rodziaka dostać. A jak go dostane to
kolejne opłaty. I jakieś grosze na jedzenie może zostaną.
Byłam dziś w Mopsie. Nie wiem czy i na ile Robertowi
zaszkodziłam. Ale myślę że raczej na pewno. Chodź z drugiej strony po co mam kłamać
skoro one i tak wiedzą, że nie mieszkałam sama.
Chcą bym spisała umowe z ojcem Adama że mogę tu mieszkać. Ale
kto jest właścicielem to nie wiadomo. Mówią że dostane dodatek do czynszu i w
ogóle już ja to widzę. Płakać mi się chce. wydaje mi się że ta kobieta wcale
nie chce mi pomóc. Bo co mam tu nie mieszkać tylko iść do schroniska dla
bezdomnych? Płakać mi się chce. człowiek pracuje dorabia i tak naprawdę nawet
nie ma co jeść. Jeszcze wczoraj koleżanka zauważyła, że ja w pracy nie jem. Powiedziałam,
że 4 godziny to jest nic. Przytaknęła. Heh… nie myśleć o jedzeniu… chleb ma starczyć
na jak najdłużej.
Robercie dzwonił do mnie wczoraj jak byłam w pracy, i
napisał: „co z kotem? Gdzie z nim jechałaś?”. Co on się wtrąca, grosza na niego
nie daje raz mu coś kupił za 1,5. a gdzie reszta żarcia? Piasek? Naobiecywał,
że wszystkie koszty związane z kotem on pokryje. Mhm.
Dziś dobijał się domofonem. Nie wpuściłam. Jak słusznie
zauważyła merlin-joe, że lepiej radziłam sobie bez Roberta. Fakt, że jak nie miałam
nic on jedzenie przynosił. Boże jak to mało… płakać się chce.
Dawid też pisze i dzwoni, nie wiem ale myślę, ze nic z tego
nie będzie. Zwyczajnie się nie dogadujemy. Nie rozumiemy. Po za tym on ma już dziecko
i alimenty. Robert kiedyś powiedział, że jakby miał dziewczynie radzić to nie
rozwodnika. Bo facet który się nie sprawdził w jednym związku nie sprawdzi się
i w kolejnym…
Dobra mykam psa z kotem zostawiam. mam nadzieje, ze dobrze wszystko będzie
wtorek, 17 kwietnia 2012
Właśnie wróciłam do domu. Mam dobry nastrój. Trochę
frustruje mnie nie opłaconych kilka rzeczy, i ogółem brak kasy. Ale wygląda na
to, że wychodzę z tegoJ
Otóż tamten pan poszedł w niepamięć. Myślę, że poszukiwał na
sex. Ja nie jestem zainteresowana szybkimi znajomościami.
Dziś miałam randkę z nie jakim Dawidem. Zjedliśmy obiad,
mmm… żeberka w sosie miodowym… w ulubionej knajpce… mmm… poszliśmy na spacer…
dowiedziałam się, że Dawid ma synka czteroletniego, i płaci alimenty. Heh… nie
jestem zachwycona jeśli mam być szczera.
zadzwonił właściciel Rodziaka, strasznie sie ucieszyłam. Bo raz że kasa, dwa, że ktoś będzie czekał na mnie, i cieszył się z mojego powrotu... to piękne gdy otwieram drzwi a ta istota cieszy się i raduje całą sobą, że jestem. Nic szczególnego nie robię, po prostu wróciłam.
Potem byliśmy na gorącej czekoladzie. W tedy dzwonił do mnie Robert. Nie odebrałam. Na smsy nie nie odpisuje.
Dawid nie jest jakiś szczególnie pociągający... Aczkolwiek nie skreślam. Aczkolwiek szukam dalej…
zadzwonił właściciel Rodziaka, strasznie sie ucieszyłam. Bo raz że kasa, dwa, że ktoś będzie czekał na mnie, i cieszył się z mojego powrotu... to piękne gdy otwieram drzwi a ta istota cieszy się i raduje całą sobą, że jestem. Nic szczególnego nie robię, po prostu wróciłam.
Potem byliśmy na gorącej czekoladzie. W tedy dzwonił do mnie Robert. Nie odebrałam. Na smsy nie nie odpisuje.
Dawid nie jest jakiś szczególnie pociągający... Aczkolwiek nie skreślam. Aczkolwiek szukam dalej…
Wtorek Dawid jakiś dziwny najchętniej stale wymieniałby się eskami
ze mną. Spałam a on już piszę z rana dlaczego się nie odzywam.
Napisałam, że wkurza mnie że kot nie kastrowany, a on, żebym
go oddała. Kurwa co za podejście? Jak problem najlepiej oddać. Jak te
ogłoszenia „zamienię yorka na laptopa”
Dobrze, że kotu załatwiłam darmową kastracje… mam nadzieje, że szybko przestanie znaczyć... bo smród niesamowity ohyda! Teraz kot po narkozie... biedactwo, chodzi jak pijany. No ale... trzeba było. Ok spadam do pracy..
Aha na klatce spotkałam zapijaczonego Robercika... tłuste włosy, zarosnięty szedł z siatką gdzieś.... zapytałam go czy mnie unika... nie wiedział co powiedziec...
Nie wiem po co zapytałam?
Aha na klatce spotkałam zapijaczonego Robercika... tłuste włosy, zarosnięty szedł z siatką gdzieś.... zapytałam go czy mnie unika... nie wiedział co powiedziec...
Nie wiem po co zapytałam?
niedziela, 15 kwietnia 2012
"Chciałbyś nie raz cofnąć się wstecz, By cały kwas poszedł stąd precz, W życiu byś zmienił nie jedno, czy aby na pewno" GrubsSon Właściwy kurs
Oddałam wczoraj Robertowi jego rzeczy około południa. A o
19.30 siedziałam w knajpie na randce. W miłym miejscu napiłam się najadłam…
trochę posłuchałam nieco dziwnego gościa… a może to mi się tylko wydawało skoro
pierwsze spotkanie. Nie wiem. Wiem, że dalej trzeba będzie randkować. Oderwać
się z tej matni, patologii. W końcu po za Robertem jego urojeniami,
kłamstwami też jest życie. Są naprawdę fantastyczne rzeczy cudowne sprawy
których można doświadczać… a nie tylko kłamstwa, niespełnione obietnice,
manipulacje i smród alkoholu. I słodycze przeprosinowe, i manipulacje. Rzadko
jakiś grosz. Dosłownie. Jedzenie od mamy… co to jest?! Jeszcze ten tekst
wczorajszy, że on mnie utrzymuje. Jasne… kto chodzi do pracy a kto siedział
przed tv. A kto do mamy po jedzenie?
Po przeczytaniu tej korespondencji z MOPSu, od komornika... wiem, że facet który ma tyle długów: alimentów, mandatów... jest ostatnim co jest mi potrzebne. Kurczak wczoraj powiedział, że takiego faceta jak Robert to już nie będę miała, oby! koniec z krętaczami, kłamcami, i ogólnie pokroju Robercika!
Robert wysyła mi dziwne, smsy, nie wiem czy ma delirium po
tej szlampie? Czy po prostu chce żebym o nim myślała…
Wiem, że będzie próbował wrócić, to mam jak w banq.
Nic. Trzeba żyć dniem dzisiejszym, dziś jest sobota. Poczytam książkę. Posiedzę
poklikam, może jakiś pan na spotkanie się trafi. Wszak napisane: ”szukajcie a
znajdziecie, kołaczcie a otworzą wam”.
Mam przeczucie, że to będzie bardzo dobry tydzień!
sobota, 14 kwietnia 2012
Każdy z nas w życiu jakiś kurs obrał, I na pokład swój załogę dobrał, Aura dobra sprzyjała płynącym, Lecz wszystko co dobre kiedyś się kończy. - Grubson "właściwy kurs"
piątkowy wieczór, ciepły, i ciemny… mknąc na dworzec
zadzwoniłam do Roberta, by wyszedł po mnie na dworzec. Nie odebrał, dzwoniłam
kilkukrotnie. Nie odbiera. Napisałam sms by wyszedł po mnie na dworzec, ale nie
wyszedł… nie odbiera. Ma wyjebane. Płakać mi się chce bo brakuje jedzenia,
prawie nic nie jest zapłacone. Wyć mi się chce. miał przynieść jedzenie,
pieniądze… w ogóle miał się pojawić jak skończę prace i co? Zajebiście!
Najlepsze, że Sylwia jest zaproszona, bo Robert miał zrobić
spotkanko urodzinowe. Jeszcze dziś kilka razy potwierdzał, że impreza aktualna.
Zajebiście… nie ma w lodówce prawie nic prócz kilku plasterków wędliny. Dobrze,
że w spiżarni mam trochę kaszy z MOPSu. Dobre spotkanie urodzinowe, bez
solenizanta…
Napisałam do jego brata, że martwię się o Roberta, bo nie
wiem gdzie jest, i mimo, że dzwoniłam wiele razy nie odbiera.
Zadzwoniłam do Bryla, ale on też nie wie gdzie „gwiazda się
podziała”.
Strasznie się czuje, nie zasłużyłam sobie na takie
traktowanie.
Niby tak się nie robi ale zajrzałam do rzeczy Roberta… i …. Oczom
moim ukazała się korespondencja… sama śmietanka…. Miejski Ośrodek Pomocy
Społecznej, Komornik sądowy… Okazało się że od kilku lat Robert nie płaci
alimentów,
jest dłużnikiem alimentacyjnym, ma do płacenia z odsetkami chyba z 8 tysięcy było w styczniu…
jest dłużnikiem alimentacyjnym, ma do płacenia z odsetkami chyba z 8 tysięcy było w styczniu…
Robert nie odbiera. Poszłam spać. Dzwonił Bryl o 5.13, że
słyszy głośną Rozmowę u kurczaka, więc pewno Robert jest i kurczaka. Masakra telefon
o 5 rano… jeszcze jaki wstyd ja szukam kolesia…
Przed południem zadzwoniłam do Sylwii. Musiałam się wygadać... Była w szoku jej się dowiedziała o korespondencji. Musiałam imprezę odwołać, w końcu to by było nie w porządku, żeby jeszcze kupowała prezent Robertowi... Po rozmowie z Sylwią, spakowałam rzeczy Roberta, wszystkie,
od korespondencji, kosmetyków po ciuchy nawet brudne. Zaniosłam je do kurczaka,
ostatecznie weszłam by trochę się rozładować. Wyładowałam się na Robercie... on wszystko i wszystkich ma w nosie siedzi w śmierdzącej zadymionej kawalerce kurczaka pije z nim szlampe. Wszystkiego dostatek jedzenia słodyczy, szlampy, fajek... Jego
rzeczy zostawiłam mu. I poszłam. Mamy trochę siniaków serce mi wali jak
oszalałe, ale czuje ulgę.
Wróciłam do domu. Mamy trochę siniaków serce mi wali jak
oszalałe, ale czuje ulgę.
Wróciłam do domu przyszedł sms od Roberta: „jak chcesz to
przyjdź ale NORMALNIE”. Jasne.
piątek, 13 kwietnia 2012
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden...siedem dni zlewa sie w jeden
Andrzejkowi udało się mnie zdenerwować tak, że słabo mi było
w pracy. Starałam się wszystko robić po woli, ale i tak nie uniknęłam błędów.
Nie wszystko do mnie docierało. Kurwa… nie po to się uwolniłam z domu
rodzinnego by teraz fundować sobie podobny stan, na własne życzenie… czy ja aż
tak bardzo łudzę się że on się zmieni? On się nie zmieni… a może czekam
momentu…
Nie no ja jestem ta zła, bo „mu kontakt popsułam”, bo nie
miałam dochodu i to on wspaniały przynosi od miesiąca żarcie od mamusi… to ja
jestem ta chora psychicznie i nieobliczalna że krzyżuje jego plany: kręcenia
mataczenia i kłamstwa na każdym kroku. Oddalam się od niego… te kolacje, to
dobieranie się do mnie pieszczoty…jasne, że to miłe. Ale on myśli, że wysili
się na pieszczoty, zmusi się do sexu. Poleży ze mną po sexie. Jasne, że to
fajne, ale z nim nijakie… orgazm dziwny, jałowy jakbym sama się zaspokajała,
nie jakbym zapychała… Niby, sex pieszczoty, leżenie po sexie… to zbliża ludzi.
Ja jakoś tego nie czuje… nie czuje z nim bliskości, bo niby dlaczego miałabym czuć?!
Wrzuciłam pranie, on poszedł na łowy uzbrojony w kłamstwa… a
może poszedł też gdzie indziej? Jeszcze wychodząc około 9 powiedział, że idzie
do mamy, i żeby mi nie przyszło do głowy, że idzie pochlac bo mama emeryturę
dostaje różnie czasem dopiero 13, 14… przyjdzie pijany? Nie przyjdzie pijany?
Przyniesie pieniądze? Nie przyniesie… do pracy pójdzie? Do pracy nie pójdzie…co
on mi łaskę robi?!
Ciekawe co jego rodzinka powie… bo jego brat powiedział, ze
Robert ma iść do pracy i tym razem nikt nie będzie mu na sowo wierzył, tylko ma
poświadczyć, że pracuje…. Będzie musiał się w kłamstwach nagimnastykować, tym
bardziej, że rzadko kto daje umowe pierwszego dnia, z resztą o samą prace nie
łatwo. Może i facetowi łatwiej niż kobiecie. Jutro Roberta urodziny może coś
dostanie extra…
Smród od tego kota jest okropny… jestem zła na siebie, ale
co to zmienia?!
Brat Roberta lubi podobno się przebierać… mimo że zapraszał
nas to Robercie nie jest za tym bym poznała jego rodzinkę, z resztą ja sama nie
koniecznie czuję takowa potrzebę poznania jego rodzinki. Pewnie jakaś zaburzona…
- twój brat ma taki dziwny głos…
- bo bierze hormony…
- to znaczy, że co, że chce zmienić płeć, szykuje się do
operacji?
- tak….
Nic więcej nie wyciągnęłam od Roberta. Gdzieś myślę, że go
to boli, jest to dość drażliwy temat dla niego…
Kiedyś w tv leciał film „transamerica” film zajebiszczy, a
jego chyba drażni… może film go dotyczy… identyfikuje się z sytuacją… postaciami…
czwartek, 12 kwietnia 2012
Robercik szuka pracy. Dzwonił w kilka miejsc… niestety z
mojego telefonu… nawet z jednym pracodawcą był umówiony, cieszył się i pytał
czy ja także się cieszę. Bo pieniądze miały być przelewane na moje konto, co
miało być gwarancją, że Robert ich nie przepije. Jasne… ostatecznie firma nie
zgodziła się na to. Robert okazał się alimęciażem… i by uniknąć komornika chce
by wynagrodzenie było na moje konto.
Wychodziłam około 16 do pracy on wyszedł przede mną. Wrócił z
bąbonierką jakimiś słodyczami… niestety czuć, że wypił…
Dziś miał iść z Brylem w sprawie pracy… dzwonie do niego, odzywa
się pijany Bryl, pytam o Roberta, a Bryl
że nic nie wie bo nie jest mamą Roberta. Żenada!
Dzwonie za 20 minut odbiera Robert podpity już że jest (tu
pada nazwa miasta obok).
Jasne, a ja mam przeczucie że jest w obok ale mieszkaniu,
czyli sąsiada. I nie w sprawie pracy a picia się spotkali.
Zadzwoniłam do jego brata i dowiedziałam się, że:
- był w szoku, że Robert nie pracuje
- nie obiecał mu żadnych pieniędzy
- Robert ma iść do pracy
- brat nie wspomoże ani nie ma zamiaru, bo sam jest w
problemie przez niego.
Wrócił Robercik był wściekły, że kontaktowałam się z jego
bratem. Powiedział, do mojego terapeuty, że jestem nieobliczalna bo zepsułam
kontakty z jego bratem, chora psychicznie i powinnam się leczyć… jasne… że jest
ze mną sporo nie tak skoro wpuściłam go do swojego życia… czytam książkę która
sporo mi uświadomiła. Kiedyś napiszę coś na ten temat. Czytając tę książkę
jakbym widziała siebie, Roberta, Alicje, jej męża…. Sporo ludzi…
Podczas rozmowy
z pewną osobą usłyszałam, że jest podział. Podział dotyczy skurwieli. Skurwiel
to jeszcze nie jest to, jest jeszcze skórwiel ponury. Taki co wykorzystuje
baby.
Jestem tak wściekła na Roberta, że patrzeć na niego nie mogę…
wczoraj w pracy myślałam, jak wywalić go z domu, ale z drugiej strony co będę
jadła skoro on już nie będzie żarcia nosił…
Ale z drugiej strony po tym telefonie do brata, który sam powiedział
że nie pomoże, i żeby Robert wziął się do pracy…
Tą całą rozmową, szarpaniną jestem tak zmęczona, że nie wiem
jak dam dziś radę w pracy…
Robert się wybiela, że ja nie mam środków, że cały miesiąc
on żarcie przynosi… nie wiem brak mi sił
energii…
Lece do pracy...
środa, 11 kwietnia 2012
Nawet nadzieja ma termin ważności, po którym już tylko szkodzi.
Od wczoraj gdy Robercik zauważył, że klikam na badoo, i
bawie się. Stał się bardziej czuły, miły… wczoraj np. gdy wróciłam z pracy…
było ciemno paliły się na stole świeczki, obok nich ciepłe tosty, przepyszne naleśniki,
i winko do picia… mmm… miłe…
Dobrze, że z kabla jeszcze się nie
kapneli… i można oglądać tv i jest net. Tfu tfu… na któreś z przeglądanych
wspólnie stron trafiliśmy na text. Po przeczytaniu Robert piał z wrażenia, że
dużo prawdy i w ogóle…
Ja to skwitowałam: „tylko gdzie takich znaleźć?” zamilkł i z
gościa który urósł, skurczył się.
Oto tekxt:
Rano dostałam eska, w którym
komórka dopomina się zapłaty. Napisałam do Sylwii by pożyczyła mi bo brakuje mi
do rachunku, odpowiedź przyszła błyskawicznie:
- „A Robercik Ci nie
pomoże?”
- „Wiesz jak z nim jest…”
- „Ja mogę ci pomóc ale wiesz nie podoba mi się, że on
pierwszy powinien w tym
uczestniczyć. Mieszka w końcu z tobą”
- „ok. dziękuję kiedy przelejesz”
- „Jak zdążę przed pracą podaj nr”
Teraz poszedł na „łowy” niby ma pieniądze jakieś przynieść…
ale wiadomo jak to z nim jest.
poniedziałek, 9 kwietnia 2012
Miałam racje, z tym Roberta wyjazdem, że to ściema…
powiedział, że przełożyli… Ten wyjazd 10 do Niemiec to powiedział, że po
świętach nie znaczy zaraz po. Ale podał mi datę, że 10 kwietnia…
Z resztą co za różnica skoro i tak tych pieniędzy nie
zobaczę?!
Ja przed Internetem, trochę książek czytam Robert przed
telewizorem. Tak mijają święta. Dobrze, że nie odłączyli… Sukces: w sobotę
udało nam się przepchać tę nieszczęsną rurę, uff… w końcu można się normalnie umyć…
W pierwszy dzień świąt był śnieg rano. Dziś patrzę, że nawet
ciepło… kwiecień plecień poprzeplata trochę zimy trochę lata.
Dobrze, że żona (Robert) załatwił trochę jedzenia. Bo by
było krucho… w ogóle jeśli chodzi o jedzenie to teraz tylko on nosi. Bo ja
naprawdę nie mam, bo niby skąd? Jak wypłata za miesiąc a na hotelik żadnego
zwierza nie ma. A na ogłoszenia trzeba wydać. W żonie mojej dobre jest to, że
gotuje i pomywa. Nie lubi jak ja piekę, bo chodź to mu smakuje to ma sporo do
zmywania… mam nadzieje, że szybko przyjdzie zwrot ze skarbówki… i szybko jakiś
zwierz się trafi. Bo do wypłaty miesiąc a gdy ona nadejdzie to cóż z niej
zostanie po opłaceniu prądu, kabla, biletu, telefonu… tym bardziej, że mam pół
etatu.
Szukam dalej ogłaszam się… co jest nudne. Może żone nauczę
na komputerze, i w tedy sama będzie dodawała…
Jestem jakaś osłabiona, mniej jem, więcej śpię, jakaś
przemęczona jestem… może to kwestia diety ubogiej w warzywa i owoce. Wszak mam
znikomy wpływ na to co Robert upoluje…
Taką mam ochotę na rybę… jakąś wędzoną, smażoną…Heh…
Od czerwca będą grzyby, więc żona będzie chodziła i
zbierała. Mniam mniam… kocham grzyby… a żona lubi zbierać grzyby…
Kolejnym pomysłem Roberta było… łowienie ryb. Tak tak
zamierza kupić wędkę i łowić ryby hehehe… oszczędność na żarciu…
Jeśli chodzi o r@ to może i to potrzebne było by potwierdzić
mi jaka patologia z mojej rodzinki…
sobota, 7 kwietnia 2012
Nie wiem co mi wczoraj odwaliło, że także wysłałam życzenia
świąteczne do r@... Chyba wykasował mój numer, wiec się przedstawiłam. Napisał mi
że był za granicą dobrze zarobił, i w ogóle pięknie było. Odpisałam, że mam
nadzieje, że wywiąże się z danych obietnic.
Oddzwonił… zapytał o jakie obietnice mi chodzi. Czy o to że
załatwi mi prace za granicą i pomoże mi się tam ogarnąć? To też i chodzi mi o kasę,
którą obiecałeś mi wysłać.
Dowiedziałam się, że mam wziąć się do roboty bo mam dwie
ręce i nogi, a on ma na kogo pracwac. Powołałam się na to, że mi obiecał. Powiedział,
że już nie jesteśmy razem a jak byliśmy to może i by mi wysłał. Ale się rozstaliśmy
bo okazałam się „ciężką materialistką”… Żenada. Rozłączyłam się.
Napisałam mu esa: „potrafiłeś mnie wykorzystać. I jak się
okazało oszukać. I to jest ok.?”
Odpowiedź rozjaśniła mi co myśli i myślał na mój temat:
„ty masz coś z głowo? Czy pożyczyłem od ciebie forsę? Coś ci poradzę weź się do roboty bo to jest smutne,
że dorosła osoba bez zobowiązań finansowych nie potrafi zarobić na swoje
utrzymanie weź się kobieto w garzc”.
Odpisałam, że to on jest niepełnosprawny umysłowo skoro nie
jest świadomy co obiecuje, i że jest oszustem i kłamcą który potrafi wykorzystywać.
„to ty powinieneś się leczyć skoro obiecałeś pomoc finansową, a dwa jesteś
rodziną. Nie taka była umowa. Wszystko mi mówi, że to patologia”.
Zadzwoniła Alicja. Pytała czy rozliczyłam się ze skarbówką,
powiedziałam, że tak. Chciała się dowiedzieć, ile mam zwrotu, nie chciałam jej powiedzieć,
ale jeszcze kilka razy zaczepiła o temat, i dalej ciągnęła czy Robert pracuje…
- dobrze, że ci Arturo (mąż Ali) przynosi pieniądze
- bo ja żyje w związku małżeńskim nie konkubinacie.
Rozłączyłam się! Co za….
piątek, 6 kwietnia 2012
Kiedy coś tracimy nie warto starać się to odzyskać. Lepiej wykorzystać powstałą przestrzeń i wypełnić ją czymś nowym. - Paulo Coelho
Na dzień dzisiejszy Robercie nie pracuje. No chyba, że pracą
można nazwać chodzenie do mamy po jedzenie i pieniądze na fajki. W okolicach
dziesiątego zwykle udaje mu się wyciągnąć od brata jakąś kwotę, z czego najwięcej
dał mi 200 pln.
Co do ofert pracy: poinformował mnie, że 10 kwietnia ma
wyjazd do Niemiec. Ale jechać nie może, - jak mówi - bym ja tu z głodu nie padła bo
bez niego nie dam rady.
Drugą ofertą była wyjazdowa na dzień czy dwa… za 50 pln na
godzinę. Szef nu zaproponował, ale to są święta i nikt nie chce jechać, bo są
święta. Nawet za 50 złotych za godzinę. A że tylko Robert by reflektował sam to
wyjazd nie może dojść do skutku. Jak dla mnie to ściema. Kropka.
Dziś chyba jest miesiąc jak Robercik walczy z wanną… dla
mnie to frustrujące, że nie można się normalnie umyć! Tym bardziej, że do pracy
chodzę i w tej pracy powinnam czuć się świeża.
Na temat pracy nie chce nic pisać, by nie zapeszać.
Co do wypłaty Roberta to pisałam, że co z tego, że zarobi
skoro tych pieniędzy nie zobaczę, bo przepije je u sąsiada… więc co za różnica,
czy zarobi czy nie?
Pieniądze są tak potrzebne, że nie wiadomo na co pierwsze wydać.
Jeszcze wczoraj rozwaliły mi się buty w drodze do pracy. Kurde – wiedziały kiedy
nie ma co…
Wczoraj byłam w skarbówce, złożyłam pita i teraz czekam
sobie na zwrot. Mam nadzieje, że szybko przyjdzie. Wszystko rozbija się o
pieniądze…
Nastroje między mną a Robertem nie są najlepsze…z uwagi na
finanse. Wkurwia mnie sprawa kota. Kotu kończy się żarcie i mówię Robertowi…
ale jak grochem o ściane. Aczkolwiek metodą zdartej płyty co dnia to samo: że
kot jest już miesiąc i mimo, że zobowiązałeś się do pokrycia wszelkich kosztów
związanych z kotem kot nie ma co jeść, bo ty grosza na niego nie wydałeś.
Dziś miałam sen… śniło mi się, że ktoś ugościł mnie
sernikiem… tym z przepisu który widziałam i mam wielką ochotę go zrobić, na co
mam małe szanse z uwagi na wiadomo co…
Przepis na sernik truflowy umieszczam na moim blogu
kulinarnym
czwartek, 5 kwietnia 2012
Ludzie mogą być szczęśliwi tylko wtedy, gdy nie przypuszczają, że celem życia jest szczęście. - George Orwell
rzecz to piękna zaprawdę gdy człowiek idąc z pracy na
dworzec, dotarłszy obserwuje jak w tym samym momencie rusza jego pociąg. Następny
za 35 minut… Heh, zimno strasznie…
gdy dotarłam do domu Robercie siedział rozkoszując się
meczem. Dobrze, że kanapki zrobił, miłe to. Aczkolwiek wanna dalej nie ruszona…
nie wiem co z tym fantem zrobić…
Ze złości płakać mi się chce bo strasznie śmierdzi od tego
kota. Już praktycznie na klatce czuć… i tak: oddać go nie mogę, bo go nie wezmą
z powrotem, mimo, że umowa adopcyjna przewiduje zwrot. Wykastrować kota nie mam
za co, a Robercik który zobowiązał się pokryć wszelkie koszty związane z kotem rozkłada
ręce. Jedzenie kot ma z zapasów Opiłka, i piasek też. Martwie się bym nie miała
nieprzyjemności że śmierdzi na klatce od tego kota. Wściekła jestem, że byłam
tak głupia i naiwna…
Najchętniej bym sama to zrobiła, ale tak na żywca? Bo co tam
kastracja? Szkoda, że kasy nie mam bo bym zaniosła i byłby spokój.
Robercik powiedział, że ukarał kota za znaczenie terenu. Zjebałam
imbecyla, bo to, że kot szcza to jest nasza wina bo powinniśmy dać go wykastrować,
a właściwie to jego wina bo to on się zobowiązał do pokrycia kosztów. Jebany moczymorda!
W pracy sporo
pracy, także się nie nudzę, robota jest non stop… cześć ludzi jest za
stopniowym wdrażaniem mojej osoby a druga cześć za tym bym od razu na głęboką wodę…
Plecy mnie bolą poproszę Roberta by mi je wymasował. Znowu będzie
klął że nienawidzi masować. Heh…
W końcu wypełniłam zeznanie podatkowe, zwrotu wyszła mi
ładniejsza sumka, więc mam nadzieje, że wszystko na żarcie się nie rozejdzie. Chciałabym
kupić w końcu mikser, bo lubię piec. Sukienkę… tą co kiedyś widziałam – przydał
by mi się ładny elegancki ciuch, a ta kiecka fajna bo uniwersalna w zależności
od dodatków można na różne okazje. I jeszcze buty, to chyba powinien być numer
jeden…
No ale kastracja kota, rachunki… bo przecież Robert ma wyjebane.
Chyba, że znowu do jego brata zadzwonię. Podobno dał na święta 70 pln w bonach.
Tyle dobrze, że Robert nie przepije. Bo o ile dobrze pamiętam za bony ani fajek
ani alkoholu nie kupi.
Co do mojej pracy to z tego kokosów nie będzie rozglądam się
za jeszcze jedną pracą, bo z tej wypłaty to nie wiadomo co zrobić… co do
hoteliku to cisza. A przed świętami powinno coś się trafić… nie wiem co
pierwsze płacić, jak coś wpadnie…
Robercik podobno dostał propozycje pracy, w święta za 50 pln
za godzinę. Mówił, że się zastanowi. Kazałam mu oddzwonić do szefa i powiedzieć,
że przyjmuje propozycje. To oznaczało by, że czekają mnie samotne święta. Ale z
drugiej strony czym ja się martwię? W końcu to co Robert zarabia to i tak
przepije, więc jeden ….
wtorek, 3 kwietnia 2012
wczoraj się nie wyspałam… na 7 byłam w firmie, gdzie czekała
mnie bieganina po piętrach czytanie regulaminów i zbieranie pieczątek… to
czytanie regulaminów nazywa się w tej firmie szkoleniami… masakra ile można biegać…
i czytać… około 12 skończyłam więc przekierowali mnie do placówki gdzie będę
pracowała. Wkurzyło mnie trochę bo pani w kadrach powiedziała, ze starają się dawać
ludzi jak najbliżej miejsca zamieszkania. A ze mną przyjmowała się dziewczyna,
która będzie pracowała pod moim blokiem prawie… jeszcze nie na pół tak jak ja ale
na cały etat. Dobrze, że mam umowę o prace… Tu czekały mnie kolejne regulaminy
i podpisy… do domu wróciłam chora, osłabiona a Robercik siedział sobie przed
telewizorkiem. W piżamce. Zdziwiony, że tak szybko wróciłam… więc zaraz po
obiedzie położyliśmy się z Robertem spać. Było przed 15, a wstaliśmy po 17…
Robert poszedł na „łowy”, przywiódł nie wiele ale zawsze coś…
płakać mi się chce…
Zdecydowałam się wyłączyć lodówkę… pusta a światło kosztuje…
smutne. Ale po co mam płacić skoro prąd bezpodstawnie pożerała…
Na grupę nie pojechałam bo raz, że nie zostawię Robertowi
kluczy, a dwa, że nie miałam za co… przykro mi bardzo bo jednak czuję potrzebę jeżdżenia
tam.
Teraz to już w ogóle nie będę miała możliwości tam jeździć
ze wzglądu na prace. Grupa jest na 18 do 20 a ja będę pracowała od 17 do 21. kurwa
za takie grosze 700 brutto jeszcze około 100 na bilet musze dać…
Dziś rano zrobiłam Robertowi dobrze… ale na rewanż z jego
strony liczyć nie mogłam.
Nie wiem dlaczego oni mnie tak traktują… w czym moja
satysfakcja jest mniej ważna?! Czy jestem gorsza?
Jeśli chodzi o Roberta to nic z niego nie ma…
- minimum od siebie maksimum dla siebie
- teraz jesteś wściekła na cały świat…
- nie po prostu widzę jak postępujesz… chociaż byś rachunki
płacił – powiedziałam spokojnie na ile to było możliwe…
Czuję gorycz i smutek…
Dziś pierwszy dzień pracy mojej… ostatnie regulaminy i
podpisy… ale mam stres…
Robercik poszedł podobno za pracą, pewnie koleżkę spotka, i
się napiją… Wanna dalej zapchana, niby Robercik przyniósł sprężynę do
przepychania ale do samej roboty się nie kwapi. Smutno mi… wczoraj był
ostateczny termin opłaty za kabel (między innymi neta), w każdym momencie mogą odłączyć…
dziś play napisał… kurwa. Oszaleć można. Człowiek się stara jak może, a co z
tego wychodzi?
Pocieszam się, tym, że ze skarbówki jak się rozliczę
powinnam dostać zwrot… około 600 pln. chciałabym z tego kupić sobie tą ładną
sukienkę, i mikser.
Strasznie stresuje się tym pierwszym dniem…
Mam pretensje do siebie, że daje się Robertowi, wykorzystywać.
Patrząc na moje wcześniejsze relacje też dawałam się wykorzystywać…
By trochę rozluźnić się:
Subskrybuj:
Posty (Atom)