czwartek, 26 kwietnia 2012


Wszystko mnie boli, mam gorączkę, katar i potworny ból gardła nie mówiąc już o osłabieniu. Ale chodzę do pracy, smarkam, kaszle ale twardo chodzę nie korzystając z przywilejów jakie daje umowa o prace (L4, wolne na żądanie….).
Jestem osłabiona… czuję jakby przez moją głowę przebiegało wieeeelkie stado słoni…
W środę przyszedł list ze spółdzielni mieszkaniowej… na kopercie odręcznie napisane moje dane, na wezwaniu do zapłaty dane Adama. 7 000 pln, ponad…
Robertowi szukam pracy, dzwonimy, umawiamy go a on kilka już miejsc olał. Sylwia znalazła mu prace dorywczą, co prawda na pięć dni, ale miałby te kilkaset złotych. Ale po co? W końcu sam powiedział:
- mhm rozumiem ale jaki wkład jest Twój w ten problem?
- jeśli myślisz, ze będę chodził po rodzinie… nawet nie wiesz ile od nich wyciągnąłem w taki czy inny sposób
- to ci idź do pracy nawet za 1000 pln.
- Po co? Ja wole poczekać na prace w moim zawodzie i za normalne pieniądze
- między innymi po to żebyś nie musiał od mamy wyciągać.
Ostatecznie umówił się i poszedł na spotkanie w sprawie tej pracy, ale podobno mu 15 minut zabrakło, bo okazało się, że kto pierwszy ten lepszy…
Za to podobno udało mu się załatwić prace w zawodzie u znajomego czy kolegi. Będzie wykazywał niskie dochody. Tak by komornik miał nie wielkie pole do popisu…
Były baby z Mopsu mogę liczyć na jakieś 100 pln… dobre i to. Miałam dziś iść ale nie dałam rady, jestem chora... 
Martwię się tym mieszkaniem i co dalej zrobić z tym fantem. Robert wymyślił, że pójdziemy jutro do spółdzielni by nam na raty rozłożyli, i że on się na piśmie zobowiąże…bo do mamy nie chce iść…
Nie wiem co z tym fantem…. Była rozmowa o umowie z ojcem Adama; że mogę tu mieszkać i wówczas przysługiwałby mi dodatek mieszkaniowy z urzędu miasta… Mops w zadłużeniu nie pomoże tylko około 100pln jak faktycznie nie będę miała co jeść, jak się uda z umową to mogę dostać dodatek mieszkaniowy.
nie wiem co dalej? Towszystko wygląda tak beznadziejnie... Jakaś masakra… 
Mam ochotę się napić...

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

po weekendowo


weekend zleciał jak z bicza strzelił. Miałam napisać coś ciekawego na pewien temat ale wyszło inaczej.
Robert jak wcześniej nosi jedzenie od mamy, czasem zdarzają się drobne sumy… większe niż z MOPSu, i podań pisać nie trzeba ani chamstwa słuchać. Taka prawda alkoholik prezentuje wyższą kulturę niż panie urzędniczki. Czasem sobie myślę, że Amerykanie mogliby zrobić program o kulturze obsługi petenta w polskich urzędach. Przecież to, że komuś się nie powiodło nie jest przestępstwem, różne są koleje losu… po za tym każdy człowiek zasługuje na szacunek.
Problem jest z kotem. Mimo kastracji dalej znaczy teren, płynem o charakterystycznym zapachu i fekaliami. Robert wymyślił wodę z octem, to znaczy najpierw myje i usuwa zanieczyszczenia potem gotuje wodę z łyżką octu i stawia garnuszek. To zabija zapach, ale kot robi to nagminnie, co jest uciążliwe na dłuższą metę. Zastanawiamy się, nad oddaniem kota z powrotem do fundacji. No niestety tym bardziej, że są takie  problemy z sąsiadami.
Rodziak to kochane zwierzątko, śpimy z nim, spacerujemy, w niedziele byliśmy z psiakiem w lesie... nic szczególnego wspólny spacer po lesie z psem, a tyle radości mi sprawił... namiastka normalności, stabilizacji...namiastka prawdziwej rodziny. Rodo taki wycisk w lesie dostał, że szkoda, że aparatu nie wzięłam tak pięknie w tych liściach wyglądał... taki zziajany, szczęśliwy... Swoją drogą to przydałby się aparat którym można by było robić fotki w ruchu. Bublowate są tak piękne w ruchu… fotki takie oczywiście lepiej by wyglądały w ogłoszeniach… byłby szerszy obraz tego jak opiekujemy się zwierzakami.
Dziś byliśmy w Lidlu po zapas sosów barbecue do golonki, cóż za pyszny obiadek był dzisiaj… kupiliśmy Rodziakowi karmę za około 5pln/2kg. Niespecjalnie mu smakuje, ale przykro mi nie miałam by więcej by wyłożyć na lepszą karmę. A jedzenie już wczoraj wieczorem mu się skończyło. Wiec lepsze takie niż żadne. Oczywiście mogłam mu kupić w zoologicznym, ale było za wcześnie a nie chcieliśmy by pies bez jedzenia był. Bardziej mu smakuje ta woda po golonce (bez przypraw, ma więcej wspólnego z mięsem niż ta karma).
Dziś ma pancio przyjść po pupilka… a może się przedłuży pobyt psa?


sobota, 21 kwietnia 2012

Jest się żywym zawsze za cenę czegoś. - Julio Cortázar


bardziej niż korzystanie z MOPSu opłaca mi się trzymanie Roberta. Dlatego też uległam kolejnej jego prośbie, dalej mieszkamy razem.
Z miejsca, bez żadnych wywiadów, pism, (chamskich docinków z czego urzędniczki są znane) pojawiło się jedzonko i pieniążki zbliżone do tych jakie uzyskałabym. Nie wiem co tym babom z MOPSu powiedzieć, że dziękuje za ich usługi, czy co?!
Co do wizyty rady osiedla to przyszedł ten sam kolo co wczoraj, z chłopkiem roztropkiem. Dobrze, że moja kochana żona posprzątała, wyprała wykładziny…
Robert (żona) w czasie jak oni byli poszedł z Rodziakiem na spacerek… spisali protokół, że jest kot 1 sztuka, sprawdzili mieszkanie w poszukiwaniu psów i kotów. Kazali wywietrzyć i umyć kuchenkę… taka trochę masakra… no myślałam, że będzie straszniej.
Po długim weekendzie mają przyjść ponownie…
Dołączyłam do spacerującego  Roberta. Byliśmy z Rodziakiem w zoologicznym… panie zakochane w psiaku… Robert chciał, żebym kupiła Rodziakowi kość, ja nie kupuje kości Rodziakowi, bo właściciel, kiedyś powiedział że kiedyś oddawał Rodziaka w jakieś miejsce ale tam mu się nie podobało bo dawali mu kości, i później pies się załatwiał na czerwono. Dlatego zmienił hotelik. kupiłam mu jakiś gryzak wołowy, smród okropny, za to psiak przeszczęśliwy… niestety szybko rozpracował ten smakołyk, a myślałam, że będzie miał na dłużej… z tego co widać, chyba bardziej ekonomicznie wychodzą prasowane ścięgna…
W pracy niby ok. koleżanka miała imieniny, więc było minutko. Ogólnie fajnie się pracuje, nie ma jakiegoś nacisku, jest kontrola ale każdy wie co ma robić. Ja sama z siebie wyłączam telefony i skupiam się, niby robota nieskomplikowana, a tyle osób robi błędy, co dziwnego, że nie zależnie od stażu pracy.
 Dobrze, że jeszcze przed pracą udało mi się przelać Sylwii zwrot pożyczki. Może lepiej by było jakbym za tydzień jej zwróciła jak następnym razem dostane Rodziaka, ale z drugiej strony, lepiej szybciej się rozliczyć i mieć spokój.
Gdy przyszłam do domu Rodziak nie posiadał się ze szczęścia… Robert powiedział, że spacer tak go wykończył że cały czas spał. Obudził się godzinę przed moim przyjściem, spojrzał na Roberta, szukał mnie po całym mieszkaniu a gdy widział, że jego poszukiwania zakończyły się fiaskiem usiadł przed Robertem i piszczał…
gdy poszłam się przebrać zauważyłam, że jest nie posprzątane i zaczęła się awantura, że przed telewizorem, że nie posprzątane a ja zmęczona z pracy wracam…
No klimacik…
Dziś byliśmy z nim na kilkugodzinnym spacerku jak weszłam do lumpka Rodziak tak płakał za mną, widać, że coraz bardziej się zżywa. Gdy Robert przyszedł z łowów Rodziak przywitał go jakby był naszym domowym psem… jakie to miłe i piękne rodzinka w komplecie… dom, pies… namiastka stabilizacji…
Kupiłam sobie torebkę za 1,- i spodnie za 1,- . cieszę się że książka do „nowej torebki” się zmieści, to już się przepakowałamJ.



czwartek, 19 kwietnia 2012

...nadeszły czasy, gdy każdy boi się mówić prawdę... - George Orwell Folwark zwierzęcy


to piękne gdy wczoraj wróciłam do domu od progu powitał mnie Rodziak. Około nie wiem nie ważyłam ale na oko 50 kg żywej radości. Radości, że jestem, że przyszłam…
Dziś śnił mi się ząb. Mój sen wróży niepowodzenia oraz pogorszenie stanu zdrowia. Jak sprawdziłam w senniku. Jeszcze śnił mi się pitbull a to oznacza, że zostanę wmieszana w sprawę drażliwą.
Około 10 usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Młody mężczyzna poinformował mnie, że jest z administracji. I zapytał czy może wejść. Powiedziałam, że nie jestem przygotowana i umówiliśmy się na jutro. Powodem wizyty są legendy o jakiś pięciu psach jakie niby mam w domu. Oraz smród na klatce. Powiedziałam, że aktualnie mam psa i kota. Powiedział, że czasem ludzie też tak mówią a okazuje się inaczej, wiec przyjdą sprawdzą i  spiszą protokół.
Wczoraj sąsiad darł się na mnie, że śmierdzi na klatce i smród do mieszkań wchodzi. Przepraszałam i powiedziałam, że ja coś zrobiłam już. To darł się jeszcze głośniej co ja zrobiłam. Płakać mi się chce. Stary dziad widzi młodą kobietę to myśli, że wszystko mu wolno. Do żony przydupas miętka faja, a tu macho… bo widzi słabą samotną osobę. Naprawdę…
Ale sąsiedzi fałszywi, zamiast napisać jakiś liścik czy żeby ktoś przyszedł powiedział coś, to nie. Z grubej rury donosy, fałszywie jak dowalić to najlepiej z za rogu żeby nie wiadomo było kto. No jasne, tak najlepiej.
Naj bardziej przykro mi, że w sumie to Robert zobowiązał się do wykastrowania tego kota. Zwinął się i co? I problem i wszelkie nieprzyjemności spadły na mnie.
Jeśli chodzi o panią z MOPSu to powiedziała, ze ja zarabiając 700 pln brutto przekraczam limit i mi pomoc nie przysługuje. Ewentualnie dostanę pomoc czasową ale będzie ona znikoma. Ale warunkiem ma być spisanie umowy najmu z ojcem Adama, ze będę płaciła najem. Czepiła się Roberta, ze mieszkał u mnie, i powiedziała, że lepiej było by mi wypisać skierowanie do ośrodka dla bezdomnych niż z alkoholikami i ona nie wie czy nie zgłosić tego, ze ja mieszkam na dziko. To jest pomoc społeczna. Zamienić mieszkanie na noclegownie dla bezdomnych. Z resztą jak już z Adamem mieszkałam to ona już mnie widziała w owej noclegowni.
Nic trzeba będzie jakoś mieszkanie do jutra ogarnąć. Rodziak mam nadzieje nic nie zrobi… smutno mi, że sama ponoszę konsekwencje, i tyle przykrości mnie spotyka. Nie wiem co z Mopsem….nie wiem co z tą radą osiedla czy jakoś tak. Jakaś masakra…
Robert dzwonił do mnie nie odebrałam. Chodź mam taką ochotę go zjebac… tylko po co? Dla jego satysfakcji? Swoją drogą ciekawe co chciał…? Miejscówkę? Jak go koleżkowie wywalą bo mu się pieniądze wyciągnięte od mamy skończyły, a jedzenie od mamy nie urządza. Bo bez procentów. Martwię się tą jutrzejszą wizytą…
Dzwoniłam do Bryla może coś wie nie odbiera.


środa, 18 kwietnia 2012


kot już chyba doszedł do siebie. Dałam mu do jedzenia taki rekonwalescencyjne jedzenie. Właśnie dla kotów po operacjach zabiegach. Dziś już pewno normalnie może dostac, ale niech zje co ma. Spokojniejszy się po tej wczorajszej kastracji zrobił. Dostałam Rodziaka, a pieniądze za niego niestety w opłaty poszły. Kurwa płakać mi się chce bo za resztę kupiłam płyn do naczyń, chleb i 3,50 zostało. Do 29 kiedy znów mam Rodziaka dostać. A jak go dostane to kolejne opłaty. I jakieś grosze na jedzenie może zostaną.
Byłam dziś w Mopsie. Nie wiem czy i na ile Robertowi zaszkodziłam. Ale myślę że raczej na pewno. Chodź z drugiej strony po co mam kłamać skoro one i tak wiedzą, że nie mieszkałam sama.
Chcą bym spisała umowe z ojcem Adama że mogę tu mieszkać. Ale kto jest właścicielem to nie wiadomo. Mówią że dostane dodatek do czynszu i w ogóle już ja to widzę. Płakać mi się chce. wydaje mi się że ta kobieta wcale nie chce mi pomóc. Bo co mam tu nie mieszkać tylko iść do schroniska dla bezdomnych? Płakać mi się chce. człowiek pracuje dorabia i tak naprawdę nawet nie ma co jeść. Jeszcze wczoraj koleżanka zauważyła, że ja w pracy nie jem. Powiedziałam, że 4 godziny to jest nic. Przytaknęła. Heh… nie myśleć o jedzeniu… chleb ma starczyć na jak najdłużej.
Robercie dzwonił do mnie wczoraj jak byłam w pracy, i napisał: „co z kotem? Gdzie z nim jechałaś?”. Co on się wtrąca, grosza na niego nie daje raz mu coś kupił za 1,5. a gdzie reszta żarcia? Piasek? Naobiecywał, że wszystkie koszty związane z kotem on pokryje. Mhm.
Dziś dobijał się domofonem. Nie wpuściłam. Jak słusznie zauważyła merlin-joe, że lepiej radziłam sobie bez Roberta. Fakt, że jak nie miałam nic on jedzenie przynosił. Boże jak to mało… płakać się chce.
Dawid też pisze i dzwoni, nie wiem ale myślę, ze nic z tego nie będzie. Zwyczajnie się nie dogadujemy. Nie rozumiemy. Po za tym on ma już dziecko i alimenty. Robert kiedyś powiedział, że jakby miał dziewczynie radzić to nie rozwodnika. Bo facet który się nie sprawdził w jednym związku nie sprawdzi się i w kolejnym…
Dobra mykam psa z kotem zostawiam. mam nadzieje, ze dobrze wszystko będzie


wtorek, 17 kwietnia 2012


Właśnie wróciłam do domu. Mam dobry nastrój. Trochę frustruje mnie nie opłaconych kilka rzeczy, i ogółem brak kasy. Ale wygląda na to, że wychodzę z tegoJ
Otóż tamten pan poszedł w niepamięć. Myślę, że poszukiwał na sex. Ja nie jestem zainteresowana szybkimi znajomościami.
Dziś miałam randkę z nie jakim Dawidem. Zjedliśmy obiad, mmm… żeberka w sosie miodowym… w ulubionej knajpce… mmm… poszliśmy na spacer… dowiedziałam się, że Dawid ma synka czteroletniego, i płaci alimenty. Heh… nie jestem zachwycona jeśli mam być szczera.
zadzwonił właściciel Rodziaka, strasznie sie ucieszyłam. Bo raz że kasa, dwa, że ktoś będzie czekał na mnie, i cieszył się z mojego powrotu... to piękne gdy otwieram drzwi a ta istota cieszy się i raduje całą sobą, że jestem. Nic szczególnego nie robię, po prostu wróciłam.
Potem byliśmy na gorącej czekoladzie. W tedy dzwonił do mnie Robert. Nie odebrałam. Na smsy nie nie odpisuje.
Dawid nie jest jakiś szczególnie pociągający... Aczkolwiek nie skreślam. Aczkolwiek szukam dalej…
Wtorek Dawid jakiś dziwny najchętniej stale wymieniałby się eskami ze mną. Spałam a on już piszę z rana dlaczego się nie odzywam.
Napisałam, że wkurza mnie że kot nie kastrowany, a on, żebym go oddała. Kurwa co za podejście? Jak problem najlepiej oddać. Jak te ogłoszenia „zamienię yorka na  laptopa”
Dobrze, że kotu załatwiłam darmową kastracje… mam nadzieje, że szybko przestanie znaczyć... bo smród niesamowity ohyda! Teraz kot po narkozie... biedactwo, chodzi jak pijany. No ale... trzeba było. Ok spadam do pracy..
Aha na klatce spotkałam zapijaczonego Robercika...  tłuste włosy, zarosnięty szedł z siatką gdzieś.... zapytałam go czy mnie unika... nie wiedział co powiedziec...
Nie wiem po co zapytałam? 


niedziela, 15 kwietnia 2012

"Chciałbyś nie raz cofnąć się wstecz, By cały kwas poszedł stąd precz, W życiu byś zmienił nie jedno, czy aby na pewno" GrubsSon Właściwy kurs


Oddałam wczoraj Robertowi jego rzeczy około południa. A o 19.30 siedziałam w knajpie na randce. W miłym miejscu napiłam się najadłam… trochę posłuchałam nieco dziwnego gościa… a może to mi się tylko wydawało skoro pierwsze spotkanie. Nie wiem. Wiem, że dalej trzeba będzie randkować. Oderwać się z tej matni, patologii. W końcu po za Robertem jego urojeniami, kłamstwami też jest życie. Są naprawdę fantastyczne rzeczy cudowne sprawy których można doświadczać… a nie tylko kłamstwa, niespełnione obietnice, manipulacje i smród alkoholu. I słodycze przeprosinowe, i manipulacje. Rzadko jakiś grosz. Dosłownie. Jedzenie od mamy… co to jest?! Jeszcze ten tekst wczorajszy, że on mnie utrzymuje. Jasne… kto chodzi do pracy a kto siedział przed  tv. A kto do mamy po jedzenie?
Po przeczytaniu tej korespondencji z MOPSu, od komornika... wiem, że facet który ma tyle długów: alimentów, mandatów... jest ostatnim co jest mi potrzebne. Kurczak wczoraj powiedział, że takiego faceta jak Robert to już nie będę miała, oby! koniec z krętaczami, kłamcami, i ogólnie pokroju Robercika!
Robert wysyła mi dziwne, smsy, nie wiem czy ma delirium po tej szlampie? Czy po prostu chce żebym o nim myślała…
Wiem, że będzie próbował wrócić, to mam jak w banq.  
Nic. Trzeba żyć dniem dzisiejszym, dziś jest sobota. Poczytam książkę. Posiedzę poklikam, może jakiś pan na spotkanie się trafi. Wszak napisane: ”szukajcie a znajdziecie, kołaczcie a otworzą wam”.


Mam przeczucie, że to będzie bardzo dobry tydzień! 


sobota, 14 kwietnia 2012

Każdy z nas w życiu jakiś kurs obrał, I na pokład swój załogę dobrał, Aura dobra sprzyjała płynącym, Lecz wszystko co dobre kiedyś się kończy. - Grubson "właściwy kurs"


piątkowy wieczór, ciepły, i ciemny… mknąc na dworzec zadzwoniłam do Roberta, by wyszedł po mnie na dworzec. Nie odebrał, dzwoniłam kilkukrotnie. Nie odbiera. Napisałam sms by wyszedł po mnie na dworzec, ale nie wyszedł… nie odbiera. Ma wyjebane. Płakać mi się chce bo brakuje jedzenia, prawie nic nie jest zapłacone. Wyć mi się chce. miał przynieść jedzenie, pieniądze… w ogóle miał się pojawić jak skończę prace i co? Zajebiście!
Najlepsze, że Sylwia jest zaproszona, bo Robert miał zrobić spotkanko urodzinowe. Jeszcze dziś kilka razy potwierdzał, że impreza aktualna. Zajebiście… nie ma w lodówce prawie nic prócz kilku plasterków wędliny. Dobrze, że w spiżarni mam trochę kaszy z MOPSu. Dobre spotkanie urodzinowe, bez solenizanta…
Napisałam do jego brata, że martwię się o Roberta, bo nie wiem gdzie jest, i mimo, że dzwoniłam wiele razy nie odbiera.
Zadzwoniłam do Bryla, ale on też nie wie gdzie „gwiazda się podziała”.
Strasznie się czuje, nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie.
Niby tak się nie robi ale zajrzałam do rzeczy Roberta… i …. Oczom moim ukazała się korespondencja… sama śmietanka…. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, Komornik sądowy… Okazało się że od kilku lat Robert nie płaci alimentów,



 jest dłużnikiem alimentacyjnym, ma do płacenia z odsetkami chyba z 8 tysięcy było w styczniu…
Robert nie odbiera. Poszłam spać. Dzwonił Bryl o 5.13, że słyszy głośną Rozmowę u kurczaka, więc pewno Robert jest i kurczaka. Masakra telefon o 5 rano… jeszcze jaki wstyd ja szukam kolesia…


Przed południem zadzwoniłam do Sylwii. Musiałam się wygadać... Była w szoku jej się dowiedziała o korespondencji. Musiałam imprezę odwołać, w końcu to by było nie w porządku, żeby jeszcze kupowała prezent Robertowi...  Po rozmowie z Sylwią, spakowałam rzeczy Roberta, wszystkie, od korespondencji, kosmetyków po ciuchy nawet brudne. Zaniosłam je do kurczaka, ostatecznie weszłam by trochę się rozładować. Wyładowałam się na Robercie... on wszystko i wszystkich ma w nosie siedzi w śmierdzącej zadymionej kawalerce kurczaka pije z nim szlampe. Wszystkiego dostatek jedzenia słodyczy, szlampy, fajek... Jego rzeczy zostawiłam mu. I poszłam. Mamy trochę siniaków serce mi wali jak oszalałe, ale czuje ulgę.
Wróciłam do domu. Mamy trochę siniaków serce mi wali jak oszalałe, ale czuje ulgę.
Wróciłam do domu przyszedł sms od Roberta: „jak chcesz to przyjdź ale NORMALNIE”. Jasne. 




piątek, 13 kwietnia 2012

Nie jeden nie wie co to psychiczny eden...siedem dni zlewa sie w jeden


Andrzejkowi udało się mnie zdenerwować tak, że słabo mi było w pracy. Starałam się wszystko robić po woli, ale i tak nie uniknęłam błędów. Nie wszystko do mnie docierało. Kurwa… nie po to się uwolniłam z domu rodzinnego by teraz fundować sobie podobny stan, na własne życzenie… czy ja aż tak bardzo łudzę się że on się zmieni? On się nie zmieni… a może czekam momentu…
Nie no ja jestem ta zła, bo „mu kontakt popsułam”, bo nie miałam dochodu i to on wspaniały przynosi od miesiąca żarcie od mamusi… to ja jestem ta chora psychicznie i nieobliczalna że krzyżuje jego plany: kręcenia mataczenia i kłamstwa na każdym kroku. Oddalam się od niego… te kolacje, to dobieranie się do mnie pieszczoty…jasne, że to miłe. Ale on myśli, że wysili się na pieszczoty, zmusi się do sexu. Poleży ze mną po sexie. Jasne, że to fajne, ale z nim nijakie… orgazm dziwny, jałowy jakbym sama się zaspokajała, nie jakbym zapychała… Niby, sex pieszczoty, leżenie po sexie… to zbliża ludzi. Ja jakoś tego nie czuje… nie czuje z nim bliskości, bo niby dlaczego miałabym czuć?!
Wrzuciłam pranie, on poszedł na łowy uzbrojony w kłamstwa… a może poszedł też gdzie indziej? Jeszcze wychodząc około 9 powiedział, że idzie do mamy, i żeby mi nie przyszło do głowy, że idzie pochlac bo mama emeryturę dostaje różnie czasem dopiero 13, 14… przyjdzie pijany? Nie przyjdzie pijany? Przyniesie pieniądze? Nie przyniesie… do pracy pójdzie? Do pracy nie pójdzie…co on mi łaskę robi?!
Ciekawe co jego rodzinka powie… bo jego brat powiedział, ze Robert ma iść do pracy i tym razem nikt nie będzie mu na sowo wierzył, tylko ma poświadczyć, że pracuje…. Będzie musiał się w kłamstwach nagimnastykować, tym bardziej, że rzadko kto daje umowe pierwszego dnia, z resztą o samą prace nie łatwo. Może i facetowi łatwiej niż kobiecie. Jutro Roberta urodziny może coś dostanie extra…
Smród od tego kota jest okropny… jestem zła na siebie, ale co to zmienia?!
Brat Roberta lubi podobno się przebierać… mimo że zapraszał nas to Robercie nie jest za tym bym poznała jego rodzinkę, z resztą ja sama nie koniecznie czuję takowa potrzebę poznania jego rodzinki. Pewnie jakaś zaburzona…
- twój brat ma taki dziwny głos…
- bo bierze hormony…
- to znaczy, że co, że chce zmienić płeć, szykuje się do operacji?
- tak….
Nic więcej nie wyciągnęłam od Roberta. Gdzieś myślę, że go to boli, jest to dość drażliwy temat dla niego…
Kiedyś w tv leciał film „transamerica” film zajebiszczy, a jego chyba drażni… może film go dotyczy… identyfikuje się z sytuacją… postaciami…


czwartek, 12 kwietnia 2012


Robercik szuka pracy. Dzwonił w kilka miejsc… niestety z mojego telefonu… nawet z jednym pracodawcą był umówiony, cieszył się i pytał czy ja także się cieszę. Bo pieniądze miały być przelewane na moje konto, co miało być gwarancją, że Robert ich nie przepije. Jasne… ostatecznie firma nie zgodziła się na to. Robert okazał się alimęciażem… i by uniknąć komornika chce by wynagrodzenie było na moje konto.
Wychodziłam około 16 do pracy on wyszedł przede mną. Wrócił z bąbonierką jakimiś słodyczami… niestety czuć, że wypił…
Dziś miał iść z Brylem w sprawie pracy… dzwonie do niego, odzywa się  pijany Bryl, pytam o Roberta, a Bryl że nic nie wie bo nie jest mamą Roberta. Żenada!
Dzwonie za 20 minut odbiera Robert podpity już że jest (tu pada nazwa miasta obok).
Jasne, a ja mam przeczucie że jest w obok ale mieszkaniu, czyli sąsiada. I nie w sprawie pracy a picia się spotkali.
Zadzwoniłam do jego brata i dowiedziałam się, że:
- był w szoku, że Robert nie pracuje
- nie obiecał mu żadnych pieniędzy
- Robert ma iść do pracy
- brat nie wspomoże ani nie ma zamiaru, bo sam jest w problemie przez niego.
Wrócił Robercik był wściekły, że kontaktowałam się z jego bratem. Powiedział, do mojego terapeuty, że jestem nieobliczalna bo zepsułam kontakty z jego bratem, chora psychicznie i powinnam się leczyć… jasne… że jest ze mną sporo nie tak skoro wpuściłam go do swojego życia… czytam książkę która sporo mi uświadomiła. Kiedyś napiszę coś na ten temat. Czytając tę książkę jakbym widziała siebie, Roberta, Alicje, jej męża…. Sporo ludzi…
            Podczas rozmowy z pewną osobą usłyszałam, że jest podział. Podział dotyczy skurwieli. Skurwiel to jeszcze nie jest to, jest jeszcze skórwiel ponury. Taki co wykorzystuje baby.
Jestem tak wściekła na Roberta, że patrzeć na niego nie mogę… wczoraj w pracy myślałam, jak wywalić go z domu, ale z drugiej strony co będę jadła skoro on już nie będzie żarcia nosił…
Ale z drugiej strony po tym telefonie do brata, który sam powiedział że nie pomoże, i żeby Robert wziął się do pracy…
Tą całą rozmową, szarpaniną jestem tak zmęczona, że nie wiem jak dam dziś radę w pracy…  
Robert się wybiela, że ja nie mam środków, że cały miesiąc on żarcie przynosi…  nie wiem brak mi sił energii…
Lece do pracy...


środa, 11 kwietnia 2012

Nawet nadzieja ma termin ważności, po którym już tylko szkodzi.


Od wczoraj gdy Robercik zauważył, że klikam na badoo, i bawie się. Stał się bardziej czuły, miły… wczoraj np. gdy wróciłam z pracy… było ciemno paliły się na stole świeczki, obok nich ciepłe tosty, przepyszne naleśniki, i winko do picia… mmm… miłe…
Dobrze, że z kabla jeszcze się nie kapneli… i można oglądać tv i jest net. Tfu tfu… na któreś z przeglądanych wspólnie stron trafiliśmy na text. Po przeczytaniu Robert piał z wrażenia, że dużo prawdy i w ogóle…
Ja to skwitowałam: „tylko gdzie takich znaleźć?” zamilkł i z gościa który urósł, skurczył się.
Oto tekxt:


Rano dostałam eska, w którym komórka dopomina się zapłaty. Napisałam do Sylwii by pożyczyła mi bo brakuje mi do rachunku, odpowiedź przyszła błyskawicznie:
- „A Robercik  Ci nie pomoże?”
- „Wiesz jak z nim jest…”
- „Ja mogę ci pomóc ale wiesz nie podoba mi się, że on pierwszy powinien w tym   
       uczestniczyć. Mieszka w końcu z tobą”
- „ok. dziękuję kiedy przelejesz”
- „Jak zdążę przed pracą podaj nr”
Teraz poszedł na „łowy” niby ma pieniądze jakieś przynieść… ale wiadomo jak to z nim jest.






poniedziałek, 9 kwietnia 2012


Miałam racje, z tym Roberta wyjazdem, że to ściema… powiedział, że przełożyli… Ten wyjazd 10 do Niemiec to powiedział, że po świętach nie znaczy zaraz po. Ale podał mi datę, że 10 kwietnia…
Z resztą co za różnica skoro i tak tych pieniędzy nie zobaczę?!
Ja przed Internetem, trochę książek czytam Robert przed telewizorem. Tak mijają święta. Dobrze, że nie odłączyli… Sukces: w sobotę udało nam się przepchać tę nieszczęsną rurę, uff… w końcu można się normalnie umyć…
W pierwszy dzień świąt był śnieg rano. Dziś patrzę, że nawet ciepło… kwiecień plecień poprzeplata trochę zimy trochę lata.
Dobrze, że żona (Robert) załatwił trochę jedzenia. Bo by było krucho… w ogóle jeśli chodzi o jedzenie to teraz tylko on nosi. Bo ja naprawdę nie mam, bo niby skąd? Jak wypłata za miesiąc a na hotelik żadnego zwierza nie ma. A na ogłoszenia trzeba wydać. W żonie mojej dobre jest to, że gotuje i pomywa. Nie lubi jak ja piekę, bo chodź to mu smakuje to ma sporo do zmywania… mam nadzieje, że szybko przyjdzie zwrot ze skarbówki… i szybko jakiś zwierz się trafi. Bo do wypłaty miesiąc a gdy ona nadejdzie to cóż z niej zostanie po opłaceniu prądu, kabla, biletu, telefonu… tym bardziej, że mam pół etatu.
Szukam dalej ogłaszam się… co jest nudne. Może żone nauczę na komputerze, i w tedy sama będzie dodawała…
Jestem jakaś osłabiona, mniej jem, więcej śpię, jakaś przemęczona jestem… może to kwestia diety ubogiej w warzywa i owoce. Wszak mam znikomy wpływ na to co Robert upoluje…
Taką mam ochotę na rybę… jakąś wędzoną, smażoną…Heh…
Od czerwca będą grzyby, więc żona będzie chodziła i zbierała. Mniam mniam… kocham grzyby… a żona lubi zbierać grzyby…
Kolejnym pomysłem Roberta było… łowienie ryb. Tak tak zamierza kupić wędkę i łowić ryby hehehe… oszczędność na żarciu…
Jeśli chodzi o r@ to może i to potrzebne było by potwierdzić mi jaka patologia z mojej rodzinki…


sobota, 7 kwietnia 2012


Nie wiem co mi wczoraj odwaliło, że także wysłałam życzenia świąteczne do r@... Chyba wykasował mój numer, wiec się przedstawiłam. Napisał mi że był za granicą dobrze zarobił, i w ogóle pięknie było. Odpisałam, że mam nadzieje, że wywiąże się z danych obietnic.
Oddzwonił… zapytał o jakie obietnice mi chodzi. Czy o to że załatwi mi prace za granicą i pomoże mi się tam ogarnąć? To też i chodzi mi o kasę, którą obiecałeś mi wysłać.
Dowiedziałam się, że mam wziąć się do roboty bo mam dwie ręce i nogi, a on ma na kogo pracwac. Powołałam się na to, że mi obiecał. Powiedział, że już nie jesteśmy razem a jak byliśmy to może i by mi wysłał. Ale się rozstaliśmy bo okazałam się „ciężką materialistką”… Żenada. Rozłączyłam się.
Napisałam mu esa: „potrafiłeś mnie wykorzystać. I jak się okazało oszukać. I to jest ok.?”
Odpowiedź rozjaśniła mi co myśli i myślał na mój temat:
„ty masz coś z głowo? Czy pożyczyłem od ciebie forsę? Coś ci  poradzę weź się do roboty bo to jest smutne, że dorosła osoba bez zobowiązań finansowych nie potrafi zarobić na swoje utrzymanie weź się kobieto w garzc”.
Odpisałam, że to on jest niepełnosprawny umysłowo skoro nie jest świadomy co obiecuje, i że jest oszustem i kłamcą który potrafi wykorzystywać. „to ty powinieneś się leczyć skoro obiecałeś pomoc finansową, a dwa jesteś rodziną. Nie taka była umowa. Wszystko mi mówi, że to patologia”.
Zadzwoniła Alicja. Pytała czy rozliczyłam się ze skarbówką, powiedziałam, że tak. Chciała się dowiedzieć, ile mam zwrotu, nie chciałam jej powiedzieć, ale jeszcze kilka razy zaczepiła o temat, i dalej ciągnęła czy Robert pracuje…
- dobrze, że ci Arturo (mąż Ali) przynosi pieniądze
- bo ja żyje w związku małżeńskim nie konkubinacie.
Rozłączyłam się! Co za….


piątek, 6 kwietnia 2012

Kiedy coś tracimy nie warto starać się to odzyskać. Lepiej wykorzystać powstałą przestrzeń i wypełnić ją czymś nowym. - Paulo Coelho


Na dzień dzisiejszy Robercie nie pracuje. No chyba, że pracą można nazwać chodzenie do mamy po jedzenie i pieniądze na fajki. W okolicach dziesiątego zwykle udaje mu się wyciągnąć od brata jakąś kwotę, z czego najwięcej dał mi 200 pln.
Co do ofert pracy: poinformował mnie, że 10 kwietnia ma wyjazd do Niemiec. Ale jechać nie może,  - jak mówi - bym ja tu z głodu nie padła bo bez niego nie dam rady.
Drugą ofertą była wyjazdowa na dzień czy dwa… za 50 pln na godzinę. Szef nu zaproponował, ale to są święta i nikt nie chce jechać, bo są święta. Nawet za 50 złotych za godzinę. A że tylko Robert by reflektował sam to wyjazd nie może dojść do skutku. Jak dla mnie to ściema. Kropka.
Dziś chyba jest miesiąc jak Robercik walczy z wanną… dla mnie to frustrujące, że nie można się normalnie umyć! Tym bardziej, że do pracy chodzę i w tej pracy powinnam czuć się świeża.
Na temat pracy nie chce nic pisać, by nie zapeszać.
Co do wypłaty Roberta to pisałam, że co z tego, że zarobi skoro tych pieniędzy nie zobaczę, bo przepije je u sąsiada… więc co za różnica, czy zarobi czy nie?
Pieniądze są tak potrzebne, że nie wiadomo na co pierwsze wydać. Jeszcze wczoraj rozwaliły mi się buty w drodze do pracy. Kurde – wiedziały kiedy nie ma co…
Wczoraj byłam w skarbówce, złożyłam pita i teraz czekam sobie na zwrot. Mam nadzieje, że szybko przyjdzie. Wszystko rozbija się o pieniądze…


Nastroje między mną a Robertem nie są najlepsze…z uwagi na finanse. Wkurwia mnie sprawa kota. Kotu kończy się żarcie i mówię Robertowi… ale jak grochem o ściane. Aczkolwiek metodą zdartej płyty co dnia to samo: że kot jest już miesiąc i mimo, że zobowiązałeś się do pokrycia wszelkich kosztów związanych z kotem kot nie ma co jeść, bo ty grosza na niego nie wydałeś.
Dziś miałam sen… śniło mi się, że ktoś ugościł mnie sernikiem… tym z przepisu który widziałam i mam wielką ochotę go zrobić, na co mam małe szanse z uwagi na wiadomo co…
Przepis na sernik truflowy umieszczam na moim blogu kulinarnym 




czwartek, 5 kwietnia 2012

Ludzie mogą być szczęśliwi tylko wtedy, gdy nie przypuszczają, że celem życia jest szczęście. - George Orwell


rzecz to piękna zaprawdę gdy człowiek idąc z pracy na dworzec, dotarłszy obserwuje jak w tym samym momencie rusza jego pociąg. Następny za 35 minut… Heh, zimno strasznie…
gdy dotarłam do domu Robercie siedział rozkoszując się meczem. Dobrze, że kanapki zrobił, miłe to. Aczkolwiek wanna dalej nie ruszona… nie wiem co z tym fantem zrobić…
Ze złości płakać mi się chce bo strasznie śmierdzi od tego kota. Już praktycznie na klatce czuć… i tak: oddać go nie mogę, bo go nie wezmą z powrotem, mimo, że umowa adopcyjna przewiduje zwrot. Wykastrować kota nie mam za co, a Robercik który zobowiązał się pokryć wszelkie koszty związane z kotem rozkłada ręce. Jedzenie kot ma z zapasów Opiłka, i piasek też. Martwie się bym nie miała nieprzyjemności że śmierdzi na klatce od tego kota. Wściekła jestem, że byłam tak głupia i naiwna…
Najchętniej bym sama to zrobiła, ale tak na żywca? Bo co tam kastracja? Szkoda, że kasy nie mam bo bym zaniosła i byłby spokój.
Robercik powiedział, że ukarał kota za znaczenie terenu. Zjebałam imbecyla, bo to, że kot szcza to jest nasza wina bo powinniśmy dać go wykastrować, a właściwie to jego wina bo to on się zobowiązał do pokrycia kosztów. Jebany moczymorda!
   W pracy sporo pracy, także się nie nudzę, robota jest non stop… cześć ludzi jest za stopniowym wdrażaniem mojej osoby a druga cześć za tym bym od razu na głęboką wodę…
Plecy mnie bolą poproszę Roberta by mi je wymasował. Znowu będzie klął że nienawidzi masować. Heh…
W końcu wypełniłam zeznanie podatkowe, zwrotu wyszła mi ładniejsza sumka, więc mam nadzieje, że wszystko na żarcie się nie rozejdzie. Chciałabym kupić w końcu mikser, bo lubię piec. Sukienkę… tą co kiedyś widziałam – przydał by mi się ładny elegancki ciuch, a ta kiecka fajna bo uniwersalna w zależności od dodatków można na różne okazje. I jeszcze buty, to chyba powinien być numer jeden…
No ale kastracja kota, rachunki… bo przecież Robert ma wyjebane. Chyba, że znowu do jego brata zadzwonię. Podobno dał na święta 70 pln w bonach. Tyle dobrze, że Robert nie przepije. Bo o ile dobrze pamiętam za bony ani fajek ani alkoholu nie kupi.
Co do mojej pracy to z tego kokosów nie będzie rozglądam się za jeszcze jedną pracą, bo z tej wypłaty to nie wiadomo co zrobić… co do hoteliku to cisza. A przed świętami powinno coś się trafić… nie wiem co pierwsze płacić, jak coś wpadnie…  
Robercik podobno dostał propozycje pracy, w święta za 50 pln za godzinę. Mówił, że się zastanowi. Kazałam mu oddzwonić do szefa i powiedzieć, że przyjmuje propozycje. To oznaczało by, że czekają mnie samotne święta. Ale z drugiej strony czym ja się martwię? W końcu to co Robert zarabia to i tak przepije, więc jeden ….


wtorek, 3 kwietnia 2012


wczoraj się nie wyspałam… na 7 byłam w firmie, gdzie czekała mnie bieganina po piętrach czytanie regulaminów i zbieranie pieczątek… to czytanie regulaminów nazywa się w tej firmie szkoleniami… masakra ile można biegać… i czytać… około 12 skończyłam więc przekierowali mnie do placówki gdzie będę pracowała. Wkurzyło mnie trochę bo pani w kadrach powiedziała, ze starają się dawać ludzi jak najbliżej miejsca zamieszkania. A ze mną przyjmowała się dziewczyna, która będzie pracowała pod moim blokiem prawie… jeszcze nie na pół tak jak ja ale na cały etat. Dobrze, że mam umowę o prace… Tu czekały mnie kolejne regulaminy i podpisy… do domu wróciłam chora, osłabiona a Robercik siedział sobie przed telewizorkiem. W piżamce. Zdziwiony, że tak szybko wróciłam… więc zaraz po obiedzie położyliśmy się z Robertem spać. Było przed 15, a wstaliśmy po 17…
Robert poszedł na „łowy”, przywiódł nie wiele ale zawsze coś… płakać mi się chce…
Zdecydowałam się wyłączyć lodówkę… pusta a światło kosztuje… smutne. Ale po co mam płacić skoro prąd bezpodstawnie pożerała…
Na grupę nie pojechałam bo raz, że nie zostawię Robertowi kluczy, a dwa, że nie miałam za co… przykro mi bardzo bo jednak czuję potrzebę jeżdżenia tam.
Teraz to już w ogóle nie będę miała możliwości tam jeździć ze wzglądu na prace. Grupa jest na 18 do 20 a ja będę pracowała od 17 do 21. kurwa za takie grosze 700 brutto jeszcze około 100 na bilet musze dać…
Dziś rano zrobiłam Robertowi dobrze… ale na rewanż z jego strony liczyć nie mogłam.
Nie wiem dlaczego oni mnie tak traktują… w czym moja satysfakcja jest mniej ważna?! Czy jestem gorsza?
Jeśli chodzi o Roberta to nic z niego nie ma…
- minimum od siebie maksimum dla siebie
- teraz jesteś wściekła na cały świat…
- nie po prostu widzę jak postępujesz… chociaż byś rachunki płacił – powiedziałam spokojnie na ile to było możliwe…
Czuję gorycz i smutek…
Dziś pierwszy dzień pracy mojej… ostatnie regulaminy i podpisy… ale mam stres…
Robercik poszedł podobno za pracą, pewnie koleżkę spotka, i się napiją… Wanna dalej zapchana, niby Robercik przyniósł sprężynę do przepychania ale do samej roboty się nie kwapi. Smutno mi… wczoraj był ostateczny termin opłaty za kabel (między innymi neta), w każdym momencie mogą odłączyć… dziś play napisał… kurwa. Oszaleć można. Człowiek się stara jak może, a co z tego wychodzi?
Pocieszam się, tym, że ze skarbówki jak się rozliczę powinnam dostać zwrot… około 600 pln. chciałabym z tego kupić sobie tą ładną sukienkę, i mikser.
Strasznie stresuje się tym pierwszym dniem…
Mam pretensje do siebie, że daje się Robertowi, wykorzystywać. Patrząc na moje wcześniejsze relacje też dawałam się wykorzystywać… 


By trochę rozluźnić się: