czwartek, 22 marca 2012

Najważniejsze, abyśmy nigdy nie przestali zadawać pytań. Ciekawość ma swoje własne racje istnienia. Nie sposób nie oniemieć z zachwytu, gdy kontempluje się tajemnice wieczności, życia, czy też wspaniałej struktury rzeczywistości. Wystarczy spróbować pojąć choćby drobny fragment tej tajemnicy każdego dnia. Nigdy nie wolno utracić tej świętej ciekawości.- Albert Einstein


Robercik wrócił oczywiście pijany, i znowu agresja z mojej strony…
Rano nie wiem o której wyszedł… bez słowa. Było około 7 rano gdy szukałam go po domu. Bezskutecznie. Zadzwoniłam do jego brata powiedziałam o wszystkim, ze Robert nie pracuje, mieszka u mnie nie płaci tylko przynosi jakieś jedzenie, i widać, że to są rzeczy perfidnie wyniesione od kogoś z domu, i że Robert tego nie kupuje… powiedziałam też o garnkach wziętych na raty, oraz o tym, że chyba odmówił – ulżyło to bratu. Podziękował za te informacje. Poprosiłam o jakąś pomoc bo dwudziestego minął termin opłaty rachunku za prąd. Powiedział że na dzień dzisiejszy nie jest w stanie pomóc bo ma swoje rachunki.
- a niekoniecznie na dziś – zapytałam
Obiecał, że się odezwie.
Robert powrócił około godziny 14 nawalony. Znowu zareagowałam jak zwykle… podobno wybiłam mu kciuka. Dałam mu witaminę c i kubek wody do popicia. Podobno pomogło.
Poszedł spać. Rozmawiałam z Tomkiem przez telefon… powiedział, ze dobrze że zadzwoniłam do brata Roberta… tja… tylko Robert sam dowiedział się o tym telefonie, i nie był zadowolony.
Grzebiąc mu w telefonie znalazłam tego eska:

„wiem, że od stycznia nie pracujesz, i utrzymuje cię (moje imię) dzisiaj rano wyszedłeś bez słowa, a ona martwi się, że nie ma na opłaty, a ty chlejesz mi to zwisa ale katujesz matkę, chcesz ją do grobu wpędzić, ale pamiętaj stracisz ostatnią życzliwą ci osobę”.

Rozmawiając z Tomkiem dowiedziałam się ciekawych rzeczy.
Nie wiem dlaczego ale gdy zupa była ugotowana poszłam i położyłam się obok Roberta. Było około 17. około 23 było jak palił na balkonie a ja grzebałam w necie. Wstaliśmy około 9. nie mam pojęcia dlaczego tak długo spałam…
W środę spotkałam się z Sylwią która dostała pracę. Chciała bym w to samo miejsce złożyła dokumenty. Wynikiem tego było zaproszenie na rozmowę. Oby się udało.
Po wszystkim Sylwia zaprosiła mnie na obiad do baru. Mniam mniam..
Robert wydzwaniał do mnie. Z pytaniem kiedy wrócę. Bo on po mieście chodzi i czeka na mnie…
Gdy wróciłam powiedziałam o rachunku obiecał załatwić kasę… jasne…
Dziś był „na łowach” z których przyniósł 20 pln. za to kupił chleb, coś do chleba, i  na obiad.
Ja czuję się źle. Źle tak bardzo czuję jakby ktoś siedział mi na klatce piersiowej, i ściskał moje płuca. Ale co z tego?!


3 komentarze:

  1. ile jeszcze tak można... być z kimś w kim zupełnie nie masz oparcia;/ Tylko jest i wysysa z Ciebie życie....
    on albo Ci zacznie pomagać albo wystawka na ulice może oprzytomnieje..(wiem łatwiej mówic/pisać niż zrobić ..)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem co napisac, a nie chce robic Ci przykrosci..pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Mała, pogoń tego darmozjada i pijusa...

    OdpowiedzUsuń