Siedziałam w necie gdy zadzwonił domofon… kurczaczek,
przyszedł w odwiedziny do Robercika. Siedział i jeszcze miał do mnie pretensje,
że siedzę przed laptopem.
- jestem u siebie w domu siedzę przed swoim kompem, ty
przychodzisz bez zapowiedzi i jeszcze
masz pretensje – zjebałam
Okazało się, że zawiadomił Roberta, który mi nie przekazał.
Tak czy owak Robert powinien mnie uprzedzić, że spodziewa się gościa.
W pewnym momencie poszli na dymka na dwór… dostałam w tym
momencie smsa, od brata Roberta, napisał on, że mama dała Robertowi 50pln, on
może dodatkową stówę dołożyć do rachunku. Odpisałam zgodnie z prawdą co
powiedział i zrobił. (Robert powiedział że dostał 20 pln i za to kupił
jedzenie). Od tego czasu cisza. Jestem wściekła, i nie potrafię odnaleźć się w
tej sytuacji…
Gdy Robercik z kurczakiem wrócili z dymka, zjebałam „żonę”
że taki dzień nadejdzie, że mu się wszystko ukróci. Nie mówiłam żadnych szczegółów.
Kurczak zaczął przepraszać, że Robert jest niewinny i że to on jest winny
wszystkiemu. Heh…
Piątek; byłam na rozmowie w tej samej firmie co Sylwia. Mam
czekać na telefon… generalnie dziwne to, ale napiszę kiedy indziej o tym.
Cieszę się, że spotkałam się z Sylwią, pogadałyśmy,
pospacerowałyśmy, wszak ładna pogoda jest.
Sobota… przyszedł kurczaczek. Robercik spakował jego pranie
i odprowadził do domu, przy okazji miał iść na łowy. Przypomniałam mu o
rachunku za prąd… przypomniałam Andrzejkowi, to powiedział że między innymi po
to idzie. Jasne kurwa… tylko ja tym razem naprawdę nie mam…
Co do wanny to dalej jest zapchana. Niby spływa woda…
niedobrze mi już od tego. Trzeba wezwać chłopka roztropka z administracji – bo ma
sprzęt, gdyż to zapchanie jest gdzieś głębiej dalej po za tym tu rury są jakoś
za bardzo zakręcone, że zwykła sprężyna nie jest na tyle elastyczna by podołać
temu zadaniu. Nie ważne! Myślę że Robert powinien sam…
Ten koleś z portalu z którym miałam się umówić na kawę nie
odzywa się, więc ja się do niego odezwałam. Dalej raczej systematycznie wchodzę
na portale społecznościowe…
Cześć, poczytałam Twojego bloga i problem alkoholizmu nie jest mi obcy - moja kuzynka chodzi na terapię DDA i przykro mi, że jesteś w związku z kimś, kto ma też ten problem, ale ja i tak sądzę, że uzależnienie od jedzenia to też nałóg, gorszy niż alkohol może, bo alkoholik wytrzeźwieje i nie widać, a ja przytyję i wszyscy zaraz to komentują... To jest taka właściwość mózgu, to walka każdego dnia i w każdym momencie...kiedyś usłyszałam-nałóg jest jak nadciśnienie, można z nim żyć, ale trzeba go konrolować...Ja go kontroluję już ponad 5 lat i ciągle nie mam pewności, czy warto...
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńCo do Roberta, to wymiękam i poddaję się.
Amen.
Pozdrawiam wiosennie.
Michał
Rboert mnie załamuje już...naprawdę...
OdpowiedzUsuńtrzymaj się..
OdpowiedzUsuńRobert... nie mam już słów. Przykro czytać jak się z nim męczysz, naprawdę. Ale chociaż coraz ładniejsza pogoda się robi, człowiek budzi się do życia...
OdpowiedzUsuń