Dostałam dwa psy od babki z fundacji. Dwa kundle, dobrze bym
miała bo były by dłuższy czas. Jednak pojawił się Rodziak słodziak… i się
zaczęło. Psy nie mogły być z sobą bo Rodziak zagryzłby kundelka. Nie dało się…
wszelkimi sposobami. Kurde małe to, jeszcze z chorą łapką, a durne… no bo jak nazwać
coś podobnego do ratlerka jeszcze z chorą łapką, które zaczyna do bublowatego…
kurde… jeszcze by Rodo funkcjonował, ale jak tamten zaczął piszczeć… i niestety
babka musiała te dwa psy zabrać. Jestem niewypowiedzianie wściekła, bo już
łudziłam się że jakoś te cholerne trzy dni…
W sobotę złapałam się na tym, że w łóżku niczym mały ślepy
piesek szukałam ramienia Roberta. Tak uwielbiałam spać na jego ramieniu… w
końcu sam mnie do tego przyzwyczaił. Więc często się budziłam i szukałam jego
ramienia. Jak spał np. na drugim boku, to bezczelnie go odwracałam i… no. Tak
by spać na jego ramieniu….W końcu przypomniało mi się, że go nie ma i nie
będzie.
W niedziele obudziłam się normalnie. Spałam sama wolna….nikogo
nie szukałam…
Poniedziałek rano: rodziak budził mnie lizaniem… heh
człowiek nie ma wyjścia i musi wstać. Siadam na neta i patrzę, że trzeba
ogłoszenia odświerzyc, więc biorę psa idę na spacerek… przed sklepem uwiązałam
Rodziaka. Wracam patrzę, że machając ogonkami obwąchują się. Szok. Chciałam
zdjęcie zrobić, że niby on nie taki zły, i w ogóle. Ale ze zdziwienia nie
mogłam się ruszyć… a nagle ni z tego ni z owego Rodo użarł małego przewracając
go. Kurde dobrze, że mu nic nie zrobił…. Chodź z drugiej strony po co mały
głupi kundel pcha się…
Potem jak wracaliśmy mały szedł z właścicielem to jeszcze
biegł w kierunku Rodziaka i szczekał na niego. Wydarłam się na właściciela żeby
wziął swojego psa, bo jak się coś stanie to nie będzie moja wina. W końcu mój
jest na smyczy, a tamten biega luzem, w dodatku jeśli podbiegnie do Rodziaka
mogę nie zapanować nad nim. Ciśnienie mi to podniosło… idzie sobie facio za mną
niesie siatę piwa, jego pies zaczepia mojego, może to się źle skończyć, ale on
ma piwko i to jest najważniejsze… kurwa po to jest smycz, żeby z niej korzystać.
Rozumiem gdzieś na polanie, na łące w ogóle na odludziu….ale nie kurwa w centrum
miasta!
Przed grupą (chodzę na spotkania DDA (Dorosłe Dzieci
Alkoholików) i DDD (Dorosłe Dzieci z rodzin Dysfunkcyjnych) poszłam z Rodo na
długi chyba dwugodzinny spacer. Wysiadam na dole z windy a tam Robercie stoi
przed drzwiami wyjściowymi z bloku. Był w takim stanie… nie wiem naćpany
pijany, a może wszystko razem, w każdym razie otworzyłam drzwi i wyszłam. Pies
bardzo polubił Roberta nawet węszył w jego stronę…. Wzruszające… pochodziłam z
psem… po powrocie poczułam tak straszną niechęć do pójścia na grupę… w ogóle
nie chciałam, mówiłam, że sobie odpuszczę, nie tym razem... rzeczywiście było
mi łatwiej gdy Robert ze mną chodził… no ale jeśli chcę coś zrobić ze swoim
życiem by właśnie nie wiążąc się z takimi Robercikami czy ogólnie nie wchodzić
w toksyczne relacje muszę pracować nad sobą, przyglądać się sobie. i ostatnią
rzeczą jaką mogę zrobić to odpuszczać sobie. Nawet krew leciała mi z nosa, ale
stwierdziłam że nie, choćby nie wiem co, i tak ide!
Gdy wróciłam powitał mnie Rodziak cieszył się niezmiernie…
co za słoneczko… zastanawiam się czy od tego walenia ogonem w co popadnie czy
to go nie boli, a może kwestia przyzwyczajenia?
Zabrałam go na godzinny
spacer… heh w środę właściciel go odbiera… może przedłuży się…i znowu
tęsknota za nim…
Dziś była druga historia, ide z Rodziakiem, w czasie „Tourne”
po bibliotekach, w celu oddawania książek… ide przede mną facet z jamnikiem
lezie wolno, jamnik podchodzi do mojego ja mówią facetowi by zabrał swojego, a
ten cicec nic. Kilkakrotnie mu mówiłam a on nic, kompletnie jamnik podchodzi ja
wiedziałam co będzie, ale co mam uciekać żeby jamnik gonił nas? Oczywiście wąchają
się a Rodziak go cap, ten zapiszczał a zidiociały właściciel zabrał w końcu
psa. Całe szczęście że się nic nie stało….
jakos musisz sie sama w sobie pozbierac, poukładac, terapia zapewne pomoze, zrozumiec dlaczego laczysz sie z taki facetami, fajan jestes dziewczyna:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie odpuszczaj terapii. Naprawdę dużo daje. A z tym psiakiem to masz wesoło :)
Usuńzawsze walcz o siebie bo to jest ważne, nic innego nie..
OdpowiedzUsuńpo tym co piszesz czuje do Ciebie sympatie jesteś taka prawdziwa i jak ktoś kocha i pomaga zwierzakom to musi być dobry.:)
trzymaj się!:)i tego trutnia Roberta omijaj szerokim łukiem!:)
terapia to ważny krok.
OdpowiedzUsuńnie można roztrząsać teog, co było. skoro to ramię się nie sprawdziło cóz...będzie kolejne, lepsze. i naprawdę nie jest to człowiek, któy byłby ciebie wart..tak myślę przynajmniej.
Dobrze że nie ma już Roberta i jego ramienia... że nie ma go w ogóle. Piesek musi być naprawdę zabawny, choć trochę problemowy... Nie poddawaj się, to ważne by w chwilach w których myślisz że dasz sobie z czymś spokój jednak nie odpuszczać.
OdpowiedzUsuń