Środę przepracowałam. To była masakra… dłużyło mi się niezmiernie,
było mi niedobrze… dłużej bym nie dała rady.
Dlatego dziś pojechałam do kadr po zaświadczenie o ubezpieczeniu.
I ku memu zdziwieniu okazało się, że składki nie były odprowadzane. Dostałam
druk z zerowymi wartościami, ale za to z adnotacją: że „pracownik zatrudniony
02.04.2012. pierwsza składka została odprowadzona od miesiąca maja 2012r. Śmiechu kurwa warte.
Z tym drukiem poszłam do… przychodni. Nałaziłam się i
naprosiłam i w końcu się dostałam….do psychiatry. Pani sędziwa, ale
prześmieszna, a ja byłam przerażona. Zapytała mnie o różne rzeczy ale
bynajmniej nie było to badanie pod kątem choroby. Powiedziałam jaką mam
sytuacje, z pracą. Zapytała czego oczekuje, wiec dostałam. A za dwa tygodnie
zaprosiła ponownie. Chciała mi jakiś lek zapisać, więc zażyczyłam sobie na
odchudzanie. Ciekawe ile schudnę i w ogóle co to za lek. Zdziwiłam się, jak mi
powiedziała, że nie znajdę pracy. Zapytałam dlaczego? A ona, że pracy nie ma. Ja
jeszcze jak na razie mam trochę zapału do szukanie i wiary że znajdę… co w miarę
szukania się zmniejsza.
Fakt, że zapomniałam NIPu sprawił, ze musiałam się wracać do
domku, więc ostatecznie dokumenty mam do odebrania w poniedziałek.
Poszłam do zakładu pracy pożegnać się z koleżankami. Kontrolerki
były zdziwione, że nie napisałam podania, a na wieść, że mam L4, to Gośka się biała
jak ściana zrobiła, Krycha się spięła, a Kaziu zesztywniał. Zaczęli dzwonić do
tego przełożonego na biurko którego miało być podanie złożone… Heh… przeprosiłam
za błędy, pożegnałam się, ale usiłowali mnie zatrzymać. Ja jednak się pożegnałam.
Bo co tam po mnie jak mam zwolnienie lekarskie, tyle że jeszcze nie wypisane, a
to tylko formalność. Poinformowałam, a na rozmowę nie miałam co czekać bo co
bym usłyszała? Dlaczego im tak zależało żebym gadała z naczelnikiem? Nie czekałam
powiedziałam, że nie mam czasu, pożegnałam się i poszłam. Co ja na chorobowym
będę tam przesiadywała, grunt, że zrobiłam co należy: poinformowałam, więc na
doniesienie druku mam 7 dni.
Fakt, że jest jak jest nie daje gwarancji, że nie będą mi
robili pod górkę. Mogą mi „gości” z ZUSu podsyłać, czy jakieś inne atrakcje, bo
wygląda na to, że mają doświadczenie w tej kwestii. Kolega coś wspominał o
jakieś odprawie mi się należącej aczkolwiek nie przypuszczam…
To, że mam trochę wolnego, nie zostaje centralnie bez
środków do życia, nie znaczy, że będę leżała do góry brzuchem. Nic podobnego
szukałam roboty, nawet znalazłam dorywczą inwentaryzacje, na co zapisałam
Roberta. Sama też szukam. Jutro czeka mnie trochę biegania po urzędach ZUS, skarbówka…
Robertowi nie mówiłam nic, o chorobowym, wie że zastosowałam
się do zaleceń naczelnika, czyli jutro do pracy (w tym czasie będę załatwiała swoje
sprawy). Mogę spokojnie szukać pracy, kaska leci. No mam już na hotelik
pozapisywane jakieś zgłoszenia, grosz do grosza… ale i tak szukać czegoś
trzeba.
Nic. Ide odpocząć.