W rocznicę śmierci Adama zmarł mój wujek. Chrzestny, z którym nie miałam kontaktu żadnego. Człowiek mi obcy, z którym tak naprawdę nigdy nie rozmawiałam, niby w rodzinie był a jakby go nie było wcale. Jednak gdy tak stałam w tym sklepie zoologicznym wybierając w skupieniu, zadzwonił telefon, kuzynka poinformowała mnie o śmierci wujka niemal kocie akcesoria wypadły mi z ręki… ciarki po plecach przeszły. Nie mogłam wydusić słowa…
Smutek, chęć nie siedzenia w samotności, zaprowadził minię do sąsiada… u niego siedziała żona z kurczakiem…
Sylwestra spędziłam w mieszkaniu sąsiada, słuchając na zmianę muzyki z youtuba i sącząc drinki. Sąsiad spał pijany, więc tylko ja z małżonką piliśmy, słuchając muzyki… jeden kawałek dla mnie drugi dla niego, i tak w kółko. O północy złożyłam mu życzenia, on chciał mnie w rękę pocałować ale wyrwałam się. Nienawidzę tego zwyczaju…
Żoneczka dostawiał się do mnie, ja się jednak nie dałam. Rano o 4 obudziłam sąsiada. Najebany jak meserszmit, chciał iść do pracy… ubrał się… nawet kurtki nie potrafił zapiąć, ale twardo… chciał mnie z żoneczką zostawić, ale ja poszłam do domu… sen słodki…
Około 15 zaczęła wydzwaniać i pisać do mnie żoneczka, żebym przyszła, że Bryl nie ma telefonów. Okazało się, że wsiadł do osobówki i obudził się zamiast na swoim przystanku do pracy obudził się na końcu trasy, bez telefonów… chciał się wrócić, więc wsiadł ponownie, i… obudził się prawie na drugim końcu trasy…
W poniedziałek z siostrą pojechałyśmy na pogrzeb wujka. Żona sąsiada jeszcze menie na przystanek odprowadziła, stojąc i patrząc na mnie gdy odjeżdżałam. Gdy staliśmy na przystanku chciał się przytulać, nie podobało mi się gdy mnie do siebie przycisnął…
Podróż minęła spokojnie, potem PKS z Poznania do Pniew. Beka, że po tylu latach pamiętam ten przystanek, bo moja siostrzyczka by nie trafiła…
Zmarzłam w kościele, błędem było nie wstąpienie na herbatę i nie jedzenie w podróży, którą i tak przespałam. Ale ja jakoś niespecjalnie potrafię zmusić się do jedzenia… ksiądz niczego ciekawego nie powiedział, przynajmniej nic nie zapamiętałam..
Tak się stało, że po stypie… na której dziwnie się czułam siedząc w towarzystwie ludzi z których 90% nie znam, za to oni znają mnie wszyscy, witają pytają o rodzinę itd…
Tak się stało, żebyśmy nie zdążyły na pociąg więc musiałyśmy nocować u cioci. Wkurwiłam się, bo powiedziałam sobie i mojej mamie i siostrom, że więcej cioci gościem nie będę, i prawie 10 lat trzymałam się postanowienia.
Ciocia płakała, że kurczy się rodzinka, dom pustoszeje, 5 lat temu dziaduś – cudowny wspaniały człowiek, ujmujący dobrocią… teraz mąż jej… oczywiście chodzi tu też o pieniądze, nie oszukujmy się ciocia jest tylko na rencie, jej córa nie pracuje tylko jej mąż, mają dzieci w wieku szkolnym… syn cioci ma myjnie ale mieszka osobno, po za tym sam ma rodzinę, i dom na utrzymaniu bo jego żona nie wiem czy pracuje…
Zachowywałam się naturalnie, nie właziłam w dupę ani nie przeginałam w inną stronę, byłam sobą. Ciocia gdy już w nocy gadałyśmy ja ciocia, kuzynka i moja siostra… gadałyśmy długo… ciocia płakała na to że nie dość, że pieniędzy brakuje to jeszcze teraz po śmierci wuja kolejne źródło dochodów poszło… to jeszcze teraz do stypy i tego wszystkiego trzeba było się zapożyczyć, bo zasiłek pogrzebowy nie wszystko pokrywa. A z czego tu oddać…?!
Smutno mi się zrobiło jak wdowa zadała córce pytanie czym torbę naszą powrotną napełnić?!
Kurde bym wiedziała że tak wyjdzie to bym chociaż coś upiekła nie z pustą ręką pojechałam, na odchodne jeszcze dostałam 20 wiejskich jaj, kiełbasę z dziczyzny, grzybki marynowane, masło wielko polskie…
Powiedzieli że nie zapraszają bo jak będziemy chciały to przyjedziemy kosztów podróży nie zwracają bo źródło dochodów jest na 102 – (z tego kawału, o ponoć najlepszej teściowej oddalonej o 100 km, i 2m pod ziemią). Ah ten ciociny czarny humor…
W drodze powrotnej moja siostrzyczka zrobiła zakupy w przyzakładowym sklepiku Okręgowej Spółdzielni mleczarskiej Top Tomyśl, w Nowym Tomyślu. Kupiłam sobie masło, chleb, ser smażony, jakiś bankietowy i jogurt…
Podróż upłynęła spokojnie… Ah zapomniałam dodać, że szczęśliwa małżonka pisała do mnie, i nawet zadzwoniła. Pisała, że tęskni, pytała kiedy wracam, że czekają na mnie, nie mogą się doczekać aż wrócę… miłe. Żonka chciała wyjść po mnie na dworzec, co prawda napisałam o której pociąg kończy bieg na końcowej stacji, ale końcowa stacja nie była ona w moim mieście więc chciał wyjść na dworzec po mnie w moim mieście. Ja jednak nie napisałam mu, chciałam być sama, odpocząć od towarzystwa, od ludzi… A może bronię się by mu nie ulec…
W mojej rodzinie też ludzie umierali w znamienne daty. Np. mój tata umarł w dzień i miesiąc narodzin swojego ojca.
OdpowiedzUsuńTak się dziwnie składa. Czy to tylko zbieg okoliczności czy coś więcej, nie wiem.
Vehuan
Poszukaj.bloog.pl