Z jednej strony jest mi strasznie ciężko, przeżywam ciężkie chwile, momentami wiję się z bólu… tak strasznie ciężko mi to opisać… z drugiej strony w jakiś sposób pomaga mi obecność Roberta.
Wczoraj byliśmy na zakupach. No w końcu trzeba coś jeść, Robert ma mieć pieniądze dopiero w poniedziałek… a ja nie miałam zamiaru czekać, w końcu trzeba coś jeść.
Cieszę się że w lidlu znalazłam liczi, mój ulubiony owoc. Miło, że Robert też lubi, lubi prawie wszystko co lubię ja. Wracając weszłam do kosmetycznego, ale niestety nie było mojej ulubionej maseczki, więc poszliśmy zanieść zakupy i pojechaliśmy do miasta obok. Taka wycieczka, spontaniczna. Niby po maseczki… ale jednak ten kilkukilometrowy spacer był mi naprawdę potrzebny. po drodze kupiłam dwa tymbarki sobie i jemu, ja miałam "przeszłość upijaj słońcem" a on "kto mieczem wojuje".
Myślę, że takie spacery, i wspólne rzeczy zbliżają ludzi.
Z rzeczy które kupiłam zrobiłam obiad po powrocie.
Wieczorem złapał mnie dół słuchałam muzyki i byłam nieobecna, nie wiem z czego to wynika…
Poszliśmy do sklepu gdzie kupiłam dwa Magnusy, ja wzięłam miodowego on rumowego. Miło było wypić sobie w łóżku… jak zwykle paliła się tylko lampka solna. Do naszego leżenia i gawędzenia, przytulania przed snem czasem jest muzyka a czasem cisza. Czasem też po prostu siedzimy.
Przekonuję Roberta, żeby był wobec menie szczery, i otwarty. On uważa, że lepiej by było gdybym pewnych rzeczy o nim nie wiedziała. Ja jednak uważam, że mam prawo wiedzieć kogo do cholery wpuszczam do swojego domu!
Jemu się wydaje, że nie jestem w stanie wyczuć pewnych rzeczy, może nie jestem w stanie pewnych rzeczy wyczuć, a na pewno nie wszystko. Dlatego rozmawiamy i weryfikuję na ile co i jak.
Kończy się sernik który upiekliśmy, wiec postanowiłam, że poszukamy czegoś nowego co będziemy pierwszy raz…
Zadowolona jestem że Robert zmywa naczynia, sprząta, dziś ładnie zajął się toaletą, wysprzątał ją na błysk.
Ja zrobiłam kurczaka w boczku, tego co marynował się od poniedziałku. Robert powiedział, że dobrze robi taka marynata, i że warto marynować.
To co mi się nie spodobało to to, jak dziś zapytał czy nie mam 10 pln na fajki dla niego. Powiedziałam, ze nie mam. Wkurwił mnie, bo co ja jestem mennica?! Po za tym przypomniało mi się jak Bartosz lubił wyciągać pieniądze ode mnie.
Jutro ma iść do pracy, ciekawa jestem czy pójdzie. Mam nadzieję, że tak. Obiecał mi, że jak wróci o określonej porze pójdziemy na zakupy. Obiecał też opłaty poczynić. Jak się wyraził: „jestem tutaj i poniosę wszelkie konsekwencje tego”. Jestem tego wszystkiego bardzo ciekawa. To znaczy co z tego wyjdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz