Od czego by tu zacząć… z soboty na niedziele Robert był na
inwentaryzacji. Nie mam gwarancji czy był, bo o się okaże po tym czy przyjdą
pieniądze na moje konto czy nie. Wrócił istotnie nad ranem jednak nieco wcięty.
Niby wracając zaszedł do Bryla… jasne około 6 rano…
Dostałam pieska w weekend, mały kundelek, ale zawsze jakiś
grosz, który niestety na bieżące potrzeby poszedł. A to najgorsze gdy pieniądze
idą na żarcie lub na bieżące potrzeby, bo tego nie widać…
Byłam w skarbówce pita poprawiać, bo okazało się, że
niestety ale program komputerowy który z neta miałam nie obliczył zbyt dobrze…
szkoda tylko że biedne amstaffy nie dostaną 1%...
Mój hotelik cieszy się sporym zainteresowaniem, tak dużym,
że nie wiem czy się pomieści to co mam zapisane, co prawda mam wyjście
awaryjne, jednak nie chciałabym oddawać do konkurencji, bo jak ja biorę 30 tak
oni 40 zaśpiewali. Ale miejmy nadzieje, że się dogadają i te kilka dni będzie
ok. Bo tak:
6.06 mam dostać mieszańca do 10 czyli do niedzieli
8.06 mam dostać golden retriverke do poniedziałku. Oto fotka
jak wygląda przedstawiciel tej pięknej rasy.
Dziś rano obudziła mnie pani która kiedyś chciała mi zostawić
dwa buldogi angielskie. Jak wygląda? Hmmm pamięta ktoś serial gliniarz i
prokurator? Krępy prokurator miał psa, właśnie buldoga angielskiego. A kto nie
pamięta to może fotki zamieszczę:
Okazało się, że jeden z buldogów odszedł, i teraz ma buldoga
psa i szczeniacza Cane Corso. Uwielbiam buldogi angielskie, już jako mała
dziewczynka patrzyłam za płot do sąsiada, na jego hodowlę. Nie słuchałam innej
sąsiadki, która mówiła, że za darmo by nie wzięła…
Cane Corso szczeniaczek 4 miesiące… no tym bardziej że
ciekawa jestem tej rasy.
A i kolejny jest argument, dlaczego ciężko było mi odmówić…
otóż te dwa pieski mają być prawie trzy tygodnie.
Szczeniaczek Cane Corso
Podobno 4 miesiące to faza buntu i odpowiada fazie rozwoju
człowieka około 16 roku życia… suczki mają pierwszą cieczkę, lubią uciekać
ciekawe świata…
Jak na żałość zepsuł mi się domofon, i to w dodatku zaraz po
tym jak naprawiłam jeden. Tylko okazało się, że ten pan się tym nie zajmuje się
tym domofonem który nie działam poprawnie. A gdybym chciała skorzystać z jego
usług musiałabym zapłacić 60 za nowy domofon plus 20 za robociznę.
Poszłam do sąsiadów, jedna mi w ogóle nie otworzyła. Drudzy nie
mieli namiaru. A „emeryt”… pierwszy raz otworzyła jego żona i powiedziała, że
numer ma mąż bo załatwiał tę wymianę. Męża nie ma będzie za godzinę dwie –
usłyszałam. Gdy za dwie godziny ponownie zadzwoniłam nikt mi nie otworzył.
Wracałam z grupy zadzwoniłam domofonem, później dzwonkiem. Otworzył
stary pierdziel, powiedziałam w czym rzecz a on, żebym poszła do tego co
zbiera, wyjaśniłam, że on się nie zajmuje tymi. Powiedział że mi nie poda
- nie rozumiem w czym problem? – zapytałam z uśmiechem
- jak się pani zachowuje – naskoczył na mnie - umyła pani
chodź raz klatkę schodową
- umyłam
- chyba jak pies nasiusiał – z przekąsem
Żal, wiocha, dno i wodorosty! A wcześniej się kłócił, że
było narobione… i że nie sprzątam, nawet przy policjancie naskakiwał na mnie,
że nie sprzątam… Jakieś mycie klatki bo nie wpuszczają sprzątaczki, w ogóle
jacyś pojebani są… a ja teraz nie wiem co z domofonem…. żenujące jest zachowanie tego sąsiada....