niedziela, 29 stycznia 2012

Dla 60 gram kiełbasy nie warto trzymać całego wieprza.


Rano miałam ochotę na sex ale Robert... Poczułam się strasznie. Pieszczoty nie wystarczają mi. Przytulanie wtulanie jest ok., ale do pewnego momentu. Rano wyprasował sobie uprane przeze mnie ciuchy. Nie była atmosfera zbyt miła…
Poszedł niby po zakupy, i miał około godziny wrócić… zadzwoniłam za dwie godziny mówił, że idzie po chleb. Mijały kolejne godziny… zadzwoniłam do Roberta, włączyła się poczta. Poszłam do Bryla, na całą parę leciała muzyka. Nikt mi nie otworzył. Nawet słyszałam głos Roberta… że to ja pukam. Spakowałam rzeczy Roberta, z zamiarem zaniesienia mu ich do Bryla. Ale rozwalił mi się telefon poszłam z psem w poszukiwaniu naprawy, ale wszystko było pozamykane. Gdy wróciłam Robert, nie wiem czy obserwował czy wyczuł… usłyszałam, swoje imię, to Robert, z zakupami. 0,40 żeberek, chleb i chyba z 2 kg ziemniaków. Powiedział, ze idzie po papierosy.
Ja poszłam do marketu w poszukiwaniu naprawy komórek. Niestety nie uświadczyłam, okazało się że od ponad roku nie ma już tego punktu. Poszłam do spożywczaka, kupiłam jakąś wędlinę, herbatę, paprykę czerwoną i czekoladę na nerwy skołatane. Dostałam smsa od córki Bryla: „powiedz swojemu facetowi, żeby spierdalał spod moich drzwi! Mój ojciec śpi a ja z nim nie będę siedzieć” kurwa co za wstyd – pomyślałam. Przy kasie zadzwonił Robert, żebym go wpuściła. Powiedziałam, że nie ma mnie w domu. Obiecał, że będzie czekał na klatce.
Siedział i faktycznie czekał jak pies pod drzwiami. Poczułam się taka bezradna… wpuściłam go do domu, zrobiłam sobie gorącą czekoladę. Usłyszałam pukanie do drzwi… policja.
Czy ja prowadzę nielegalne schronisko? Potem wynurzyli się mili na co dzień sąsiedzi. Zwłaszcza stary pierdziel obok co mieszka, stary pierdziel zaczął napierdalac że psy ujadają i jest naszczane i nasrane na klatce. Powiedziałam, że może raz było, to sprzątnęłam, ale to dawno było…
Po za tym powiedziałam i pokazałam policjantom gdzie i jak było nasikane… tyle psów w bloku i niby tylko moje sikają… kurwa nielegalne schronisko… dobre sobie…
W nocy były pieszczoty, rano sex. Podbrzusze mnie całe boli… gdy Robert poszedł po buty do kurczaka zrobiłam sobie jeszcze raz. Ale ból podbrzusza mnie nie opuszcza. Kurczak nie wpuścił Roberta…więc poszedł do Bryla. Musiałam wyjść z psami sama. Wzięłam dwa setery i poszłam. Wróciłam poszłam do Bryla gdzie siedział Robert przy piffku. Oświadczyłam mu, że to co mówiłam w domu o sprzątaniu, to jest prawda i że trzeba posprztac. W odpowiedzi Robert zapewniał mnie że na pewno, na bank, jak wrócę będzie sprzątał. Ok. poszłam do żabki kupiłam sobie batona, na smuteczki… wracam oczom moim ukazał się piękny widok:
Robert, Bryl i koleżka r^ piją, wódeczka na stole i impreza wre! Powiedziałam, Robertowi, że jak zaraz nie przyjdzie przyniosę mu jego rzeczy. Powiedział krótko: „dobrze”. Wróciłam do domu odpaliłam laptopa, i napisałam Robertowi eska: „5minut. Jak nie to przynoszę twoje rzeczy”. 5 minut minęło; zebrałam z powrotem jego rzeczy spakowałam ponownie do reklamówki, tej samej co wczoraj, i zaniosłam mu do Bryla. Siedzieli popijając sobie Bryl się śmiał, cieszył się, ja wręczyłam Robertowi jego rzeczy, podziękował, a ja z uśmiechem życzyłam im udanej zabawy.
Za jakąś godzinę telefon, Robert dzwonił z telefonu Bryla:
- jak się czujesz? – usłyszałam zatroskany głos Roberta
- bardzo dobrze! – zapewniłam
Później były jakieś zapewnienia, że mnie kocha i w ogóle. 5 minut później czyli 11.38 następny telefon. Nie odebrałam.
Rozmawiałam przez telefon z Tomkiem. Dostałam kolejne zadania do zrobienia. Muszę się za nie wziąć bo mi zaległości narosły!
O 14.03 zadzwonił Robert, z innego numeru, coś pierdolił, że tęskni, że kocha i że nie mogłam mu tego zrobić!
Milczałam. Zapewniał ze mnie kocha, usiłował znaleźć kontakt, ale ja nieugięcie milczałam. W końcu niepewnie rozłączył się. Z jednej strony szkoda, że tak wyszło, ale z drugiej strony każdy ma wytrzymałość!
Jasne były fajne chwile: pełne magii „dymki” na balkonie, minetka około 5 rano, po nieprzespanej nocy pełnej pieszczot przy muzyce Mozarta minetka... Miły sen dwojga wtulonych w siebie ludzi. Pyszne śniadanka, dobre obiadki z Robertem… ale to już było! 




piątek, 27 stycznia 2012

Pieniądze szczęścia nie dają ale bez nich nie da się żyć. Chyba, że jest się amiszem.

Wczoraj Robert miał iść do pracy na drugą zmianę, miał wziąć zaliczkę od szefa, dziś mieliśmy iść do markeciaka na zakupy gdyż po otwarciu lodówki niedługo będzie jedynie światło. Dlatego mieliśmy dziś iść na zakupy.
Wczoraj Robert miał wrócić około 23. wrócił około 1 w nocy. Najebany z butelką wina i roztopionymi lodami. Miałam ochotę mu przywalić tą butelką w ten poniemiecki sagan – jak na głowę zwykł mawiać mój ojciec. Nie wiedziałam co zrobić w tej sytuacji…
Rano zapytałam jak zaopatruje się na pójście po zakupy a on, że w ogóle się nie zaopatruje, bo w styczniu nie ma zaliczek, bo t miesiąc rozliczeniowy. Kurwa co za ściema. Udam głupią i poczekam do jutra bo niby ma pożyczyć mu ktoś… zapytałam jak on widzi jedzenie, bo nawet chleba nie mamy a co dopiero mówić tutaj o obiedzie. Stwierdził, że tyle na chleb i wędlinę będzie miał. I faktycznie razowy z cebula i wędlinka została przez Roberta zakupiona.
Dostałam dziś paczkę ze srteetcomu. Dostałam się do akcji kapsułek piorących Ariel. W ramach akcji dostałam opakowanie 16 mieszanych kapsułek do jasnych i ciemnych dla mnie i 16 próbek oraz książeczka i ulotki by podzielić się ze znajomymi. Dostałam kolejnego psa, sznaucera miniaturkę o wdzięcznej nazwie „kefir” słodki psiak. Wiem, że bez pomocy Roberta tych dwóch seterów nie dam rady wyprowadzić a co dopiero trójki…
Dobrze, że pieniążki wpadły…
Byłam dziś z Sylwią w Fantomie. Kurwa jak ja dawno nie byłam, ostatnio chyba jeszcze, za żywota Adama. Sauna oczyszczająca, parowa nawilżająca i dżakuzi… wyluzowane poszłyśmy na hamburgera, wiem, że zdrowo hahahah. Gdy włączyłam komórkę przyszła informacja, że Robert dzwonił. Później przyszedł sms: jak tam w wodzie. Później dzwonił kiedy w domu będę. Gdy skończyłyśmy buszować po sklepach wracałam do domu zadzwonił Robert, kiedy będę bo nie może się do domu dostać. Dobrze, że zjadłam z koleżanką na mieście, bo na pewno nie będę do domu kupowała! Dlaczego stale ja mam żarcie kupować! Niech Robert się poczuje! Dlatego nawet chleba nie kupowałam! Koniec jedzenia za moje!
Pijany, z Brylem i jeszcze jednym kolegą chlali… ciekawe skąd ma pieniądze, skoro mówi, ze nie ma… fajeczki były ale kolega mu ukradł… poszedł smutny spać. Prosił żebym mu na fajki pożyczyła. Dlaczego mam mu pożyczyć skoro czekam już na zwrot dychy za fajki… tak w ogóle co on sobie wyobraża, do cholery!
Pralka skończyła zaraz okaże się co warte te kapsułki. Normalnie bym ich nie kupiła bo używam niemieckiego proszku. Ale skoro tu za darmo dostałam trzeba wykorzystać.
Też jestem ciekawa jak Sylwii się spodobają. Oczywiście, że się podzieliłam.
To spotkanie z nią było mi potrzebne, fajnie spotkać się pogadać, pośmiać…



środa, 25 stycznia 2012

Egoista: dobry sobie. - Jerzy Bilewicz


Jest 11.05 Robert ma dzień wolny, zaczyna od poniedziałku, siedzę naga, a właściwie teraz leżę z drugiej strony łóżka, gdyż już nasyciłam wzrok jego ciałem. To z czego zdałam sobie sprawę to to, że ludzie dzielą się w jakimś psychologicznym aspekcie na dwie kategorie: ofiary i drapieżników. Chodź do tej teorii muszę wiele doprecyzować... wiem, że ja i Robert jesteśmy drapieżcami. Sycimy się sytuacjami, stanami emocjonalnymi słabszych. O tyle o ile on jest mistrzem o tyle ja mam wiele do nauczenia. Niczym małe lwiątko przy starszym wytrawnym drapieżcy… nie wiem czy ludzie rodzą się drapieżcami czy po prostu w odróżnieniu od zwierząt są przez życie zmuszeni grac tę rolę…
Poranny zapach kawy Roberta i moja herbatka już stoi, on krząta się… chyba się nie wyspał, mówi że nie jego pora.
Z jednej strony naprawdę dużo czasu spędzamy na tuleniu się do siebie, rozmowach, pieszczotach, generalnie wszystko prawie robimy razem. Poniekąd jest to miłe, aczkolwiek dla mnie jest to całkowicie nowe doświadczenie. Polubiłam wspólne pieczenie, ledwie kończy się jedno ciasto szukamy przepisu na drugie… tym razem planujemy coś po raz pierwszy upiec. Coś co będzie zagadką większą niż coś co jest znane.
Jestem mu taka wdzięczna, za to, że sprząta i zmywa, jeszcze potrafi jedzonko robić… uwielbiamy sobie dogadzać… w lodówce marynuje się cielęcina, i kurczak. Dowiedziałam się, ze Bryl  ten sąsiad któremu nosiłam jedzenie mówił, że to co robię jest dziwne, i że nie potrzebnie udziwniam. Zrobiło mi się przykro bo po pierwsze to moja sprawa jak dla siebie robię, a dwa że skoro dostaje za darmo to trochę nie ładnie narzekać… po za tym jeszcze jak Robert siedział u Bryla, jemu kupował żarcie i w ogóle, między innymi olej, którego mi kilka dni temu do cista zabrakło. Poszłam do Bryla bo mi brakło do ciasta, z ryjem i wielką łaską dał jeszcze zasłaniając się córką, bo sam jest taką… że córką straszy. Nie dość, że ja mu noszę, częstuję to on ma jeszcze pretensje… tym bardziej, że to nie on ani nie jego córka kupiła olej, tylko Robert. Smutne.
Dostałam dwa setery o wdzięcznych imionach: „prozac” i „kryzys”. Zajebiste! Byliśmy z nimi na spacerku, i powiem, szczerze, że nie wiem czy bez Roberta poradziłabym sobie z nimi...
Podobało mi się dziś w nocy… nie spaliśmy, tylko gadaliśmy pieściliśmy się, i oczywiście klimatyczne wychodzenie na balkon na fajkę. Mimo, że nie palę lubię tak dla klimatu z nim stać…
Około 6 rano spaghetti, i do spania:)
- zastanawiam się co będę czuła gdy znikniesz z mojego życia - zapytałam stojąc na balkonie
- Zniknę tylko wtedy gdy Ty będziesz tego chciała. - odpowiedział
pocałowałam go.



wtorek, 24 stycznia 2012

Moim zdaniem to niczego nie jestem pewien, jednak widok gwiazd sprawia, iż zaczynam marzyć. - Vincent van Gogh

Kręciłam się po domu do momentu gdy Robert napisał mi eska: „gdzie jesteś niedługo wracam? Kasa będzie w czwartek” trochę się wkurwiłam bo mieliśmy iść na zakupy, ale z drugiej strony przypomniało mi się, że obiecałam chleb kupić. Jakoś nie mogłam się przezwyciężyć, by wynurzyć się po ten chleb. Ale jednak poszłam, jak zawsze razowy z cebulą.
Spotkaliśmy się u Bryla. Bryl, hmmm jakby widać po nim, ze ma mi za złe to co dzieje się między mną a Robertem. Zastanawiam się co mu do tego… ja nie zazdrościłam mu gdy przychodziły do niego panienki, a ja byłam sama, nawet nie mogłam do niego wpaść bo był zajęty. Przynosiłam mu jedzenie, mimo, że on mnie za bardzo nie częstował. Teraz widzę, ze ma mnóstwo żalu do mnie. Co ja mu złego zrobiłam?! Od Roberta dowiedziałam się, że Bryl uważa, że ja mam nie wiadomo ile kasy. Doszłam do wniosku, że ta osoba nie życzyła, i nie życzy mi najlepiej. Smutne.
Dziś jak zawsze wstałam z Robertem by towarzyszyć mu w piciu porannej kawy; i zamknąć za nim drzwi, gdy wyjdzie do pracy. Dziwna coś wydaje mi się jego praca… niby miał na 8 iść… podczas wspólnych poranków puszczam muzykę, a dziś były to śmieszne filmiki, i… stwierdził, ze pójdzie na 10.
Gdy wrócił przyniósł swoje klapki, do chodzenia po domu. Podobno będzie miał drugą zmianę, będzie wychodził około 13 a wracał około 23. kurwa ciekawa jestem.
Dziś dzwoniła do mnie babka która miała mi dwa psy i kota zostawić, niestety wyjazd nie wypalił. Smutno mi.
Gdy „moja żona” czyli Robert wrócił odgrzał zupę, wspólny obiad, ja jednak miałam doła. Dalej mi jakoś smutno tak… teraz śpi w fotelu, czyżby i on się nie wysypiał ze mną?!
Jutro mam dostać dwa setery, o wdzięcznych imionach: „kryzys” i „prozac”. Ciekawe co to będzie, zawsze w domu weselej. Fakt, wolała bym te buldogi, w końcu są przodkami mojej ulubionej rasy…
Już w dzieciństwie pamiętam że sąsiad miał hodowlę buldogów angielskich, i ja tak bardzo chciałam miec choćby jednego z nich


poniedziałek, 23 stycznia 2012

lacrimosa

poniedziałek 8.28 słucham Disturbed - The Animal. Robert poszedł do pracy… ja leżę sama w łóżku, i zastanawiam się co dalej?
Wczoraj Robert poszedł po pieniądze. Zwykle zajmuje mu to godzinę, więc umyłam włosy gdy przyszedł przyniósł coś do jedzenia od mamy i szampana. Powiedział, że szampan to nagroda za dobry obiadek. Słuchaliśmy jak zawsze muzyki, żartowaliśmy.
Powtarza mi, że widzi mnie dużo lepiej niż ja siebie widzę i powinnam walczyć o siebie.
W końcu poszliśmy „spać” ale nie spaliśmy, pieszczoty, żarty rozmowa… pierwszy raz zrobiłam mu ręką… uwielbiam gdy się wygina i drży przed orgazmem… poszłam do łazienki, ale nie mogłam się wysikać, próbowałam ale czułam jakby jakaś niewidzialna bariera uniemożliwiała mi to.
Więc gdy wróciłam do łóżka zaczęłam całować Roberta, no i mnie poniosło… gdy go poczułam w sobie potem trochę poczułam się jak kawałek mięsa, chciałam zwrócić mu uwagę, ale było po wszystkim. Leżał na mnie wtulając się w moje piersi, przepraszał… poprosiłam go o zmianę pościeli i poszłam do łazienki czułam, że mi podbrzusze rozsadzi, dzięki ciepłemu strumieniowi ukierunkowanemu na moją kobiecość zaznałam ulgi po dłuższej chwili. Postawiłam sobie tarota co powiedziały karty? Żebym była uczciwa i niczego nie robiła nie fair, i że Robert ma despotyczne ciągoty. Co mówiły wcześniej? Oto opis: „Od dawna hołubione marzenie się spełni, dzięki czemu zaznasz prawdziwego szczęścia. To wspaniała karta jeśli zamierzasz wkrótce zawrzeć związek małżeński albo rozpocząć biznesowe przedsięwzięcie. Być może rozpoczyna się zmysłowy romans.”
To co było było momentami zwierzęce, i dziki drapieżne w swej sile… co będzie dalej?
Wyczuwam od niego większą oschłość, a może mi się tylko wydaje…wiem jest szczery i mówi mi o pewnych rzeczach, przyznał że mi ufa. Powiedziałam mu, że nie potrafiła bym zawieść osoby która mi ufa. Gorzej z tym kto się wacha.
Gdy obudziłam się była 7.40 przeciągnęłam się i on obudził się, jest tak wrażliwy na mnie oraz to co robię… podczas snu.
Generalnie zachowywał się tak jakby mnie w ogóle nie było, żadnych rozmów, czułości, nawet nie zapytał czy się czegoś napiję. Gdy usiadłam mu na kolanach objął mnie, gdy pocałowałam całował namiętnie.
Gdybym nie przytuliła na progu pewnie by nie przytulił.
Zamknęłam za nim drzwi. Dopiłam herbatkę, odpaliłam laptopa, zaczęłam tą notkę, zasnęłam, obudziłam się usiłowałam dokończyć, ale dalej mnie zmogło… gdy wstałam rozebrałam się, i w końcu mogę nago chodzić po domu. Jestem sama…. On w pracy. Zastanawiam się czy nie zrobić obiadu jak wróci. Mamy dziś iść na zakupy ciekawe jak to wyjdzie.
Zauważyłam że od wieczoru piątkowego lubuję się w muzyce klasycznej często słucham kilku utworów, oto jeden z nich:


niedziela, 22 stycznia 2012

"przeszłość upijaj słońcem" - napis na kapslu od tymbarka.

Z jednej strony jest mi strasznie ciężko, przeżywam ciężkie chwile, momentami wiję się z bólu… tak strasznie ciężko mi to opisać… z drugiej strony w jakiś sposób pomaga mi obecność Roberta.
Wczoraj byliśmy na zakupach. No w końcu trzeba coś jeść, Robert ma mieć pieniądze dopiero w poniedziałek… a ja nie miałam zamiaru czekać, w końcu trzeba coś jeść.
Cieszę się że w lidlu znalazłam liczi, mój ulubiony owoc. Miło, że Robert też lubi, lubi prawie wszystko co lubię ja. Wracając weszłam do kosmetycznego, ale niestety nie było mojej ulubionej maseczki, więc poszliśmy zanieść zakupy i pojechaliśmy do miasta obok. Taka wycieczka, spontaniczna. Niby po maseczki… ale jednak ten kilkukilometrowy spacer był mi naprawdę potrzebny. po drodze kupiłam dwa tymbarki sobie i jemu, ja miałam "przeszłość upijaj słońcem" a on "kto mieczem wojuje". 
Myślę, że takie spacery, i wspólne rzeczy zbliżają ludzi.
Z rzeczy które kupiłam zrobiłam obiad po powrocie.
Wieczorem złapał mnie dół słuchałam muzyki i byłam nieobecna, nie wiem z czego to wynika…
Poszliśmy do sklepu gdzie kupiłam dwa Magnusy, ja wzięłam miodowego on rumowego. Miło było wypić sobie w łóżku… jak zwykle paliła się tylko lampka solna. Do naszego leżenia i gawędzenia, przytulania przed snem czasem jest muzyka a czasem cisza. Czasem też po prostu siedzimy.
Przekonuję Roberta, żeby był wobec menie szczery, i otwarty. On uważa, że lepiej by było gdybym pewnych rzeczy o nim nie wiedziała. Ja jednak uważam, że mam prawo wiedzieć kogo do cholery wpuszczam do swojego domu!
Jemu się wydaje, że nie jestem w stanie wyczuć pewnych rzeczy, może nie jestem w stanie pewnych rzeczy wyczuć, a na pewno nie wszystko. Dlatego rozmawiamy i weryfikuję na ile co i jak.
Kończy się sernik który upiekliśmy, wiec postanowiłam, że poszukamy czegoś nowego co będziemy pierwszy raz…
Zadowolona jestem że Robert zmywa naczynia, sprząta, dziś ładnie zajął się toaletą, wysprzątał ją na błysk.
Ja zrobiłam kurczaka w boczku, tego co marynował się od poniedziałku. Robert powiedział, że dobrze robi taka marynata, i że warto marynować.
To co mi się nie spodobało to to, jak dziś zapytał czy nie mam 10 pln na fajki dla niego. Powiedziałam, ze nie mam. Wkurwił mnie, bo co ja jestem mennica?! Po za tym przypomniało mi się jak Bartosz lubił wyciągać pieniądze ode mnie.
Jutro ma iść do pracy, ciekawa jestem czy pójdzie. Mam nadzieję, że tak. Obiecał mi, że jak wróci o określonej porze pójdziemy na zakupy. Obiecał też opłaty poczynić. Jak się wyraził: „jestem tutaj i poniosę wszelkie konsekwencje tego”. Jestem tego wszystkiego bardzo ciekawa. To znaczy co z tego wyjdzie.


piątek, 20 stycznia 2012

Życie jest wielkim płótnem. Zamaluj je tak kolorowo, jak tylko potrafisz.- Danny Kaye

Bolą mnie nogi, czuję potworne zmęczenie i jakoś ciężko mi… mieliśmy zrobić sobie  wypad do Agnieszki…
Rano dokończyliśmy oglądać „notatki o skandalu”. I powędrowaliśmy na pociąg, dobrze, że kupiliśmy bilety 24 godzinne bo zbliżając się do Sopotu poczułam potrzebę pójścia na cmentarz do Adama. Nieopisana cała masa emocji towarzyszyła mi podczas drogi na cmentarz. Jasne gdy pokazywałam Robertowi gdzie mieszkaliśmy z Adamem były to radość wspominania, ale i smutek, że to już…ale gdy szliśmy na cmentarz to było straszne, koszmarne… serce waliło mi jak młotem, nie mogłam oddychać, wręcz nie mogłam złapać tchu… prawie dusiłam się, czułam jak coś usiłuje rozerwać moją klatkę piersiową jednocześnie ściska mnie, coś jakby coś ciężkiego leżało na mojej klatce piersiowej. Robert był ze mną, ale na ile starałam się być twarda na tyle nie wychodziło mi to. Najpierw poszłam na mogiłę mojego przyjaciela zakonnika, zmarłego w 2002 roku. Płakałam, łzy leciały, nie mogłam złapać tchu zamknęłam oczy, i łzy leciały same. Robert starał się być przy mnie ale to jest takie cierpienie, że człowiek nie ogarnia…
Mogiły Adama i matki jego jak zwykle nie mogłam znaleźć, to normalne jak za życia były problemy tak nawet po śmierci żeby zapalić znicz na jego grobie to też nie łatwe…
Cierpię dalej, widać, że nie pogodziłam się dalej ze śmiercią Adama. Bo niby skąd te emocje?!
 W ogóle na pewno przeżywałabym to inaczej gdybym szła sama.
Jechaliśmy do Agnieszki w pociągu przytuleni. W Gdańsku kupiłam najpierw jagnięcinę, gdy wychodziliśmy z hali Robert powiedział, że droższe rzeczy on będzie kupował. Później poszłam po herbatę i kawę do ulubionego kolonialnego. Wzięłam swojej ulubionej mieszanki zielonej z białą i kawę czekoladową z chilli. Dowiedziałam się że Robert nie był 20 lat w Gdańsku z tej okazji zrobiliśmy sobie spacer po Długiej, potem nad Motławą…
Gdy pojechaliśmy do Agnieszki okazało się że nie ma dla nas czasu, bo remanent bo przyjęcie towaru, zrobiła mi herbatę jemu kawę, ale jeszcze jakaś baba przyszła i nie było kiedy pogadać. Zadzwoniła Alicja, powiedziałam jej, ze Robert powiedział, że będzie mi opłaty robił skoro u mnie siedzi jak to określił „poniesie pełne konsekwencje”. Alicja wściekła się…
Wróciłam do Agnieszki, Robert stał na zewnątrz palił papierosa powiedział że ta babka go podrywa i sobie szybko nie pójdzie. Nie wiem na ile mnie podpuszcza a na ile ma jakąś obsesje, że jest normalnie bogiem sexu którego każda kobieta pragnie. Masakra…
Generalnie nie było czasu pogadać, wiec się stleniliśmy…
Poszliśmy do perfumerii się wypsikać…. Zawsze milej…
W drodze powrotnej w skmce nie było siedzącego miejsca, dlatego byliśmy zmuszeni stać… stać w obcasach, po całym jeszcze dniu łażenia, auć … jednak gdy dane było usiąść ulga była.
Generalnie miłe uczucie gdy Robert łapie mnie za rękę, i tak chodzimy to miłe…też cieszę się z tego, że nie ode mnie wyszła rozmowa o opłatach…
Z drugiej strony zastanawia mnie co on tak pragnie zamieszkać ze mną…. Mówił, że boi się i nie lubi być sam. Widzę że naprawdę chce mi towarzyszyć w każdej chwili, dobrze że do wc mi nie włazi…
Dlatego miałam problem z wpisywaniem notek i odwiedzinach u Was. Tym razem dałam mu pilota od telewizora. A że chciałam muzyki posłuchać wyniosłam się do siebie. Nie ma to jak na własnym wyrku w samotności słuchać muzyki, i szperać w necie.
 Sylwia chce sie ze mną jutro spotkać. spotkam się z nią bardzo chętnie.... mam naprawdę nadzieje że w końcu pogadamy... trzeba będzie sie wcześniej spotkać bo czas tak szybko mija....



Jesteśmy śmiertelni nie dlatego, że umrzemy, ale dlatego, że rozpoczęliśmy żyć. -Jerzy Leszczyński

Tytuł może zbyt optymistyczny jak na mojego blooga, ale co tam! Jak ustawiłam niech już zostanie;)
W moim stawiku się zadziało… jeszcze nie dawno mieszkałam z kotami. A w niedzielę będzie tydzień jak w sumie mieszamy razem. Jak na razie jest miło, ale wiadomo jak to na początku…
Jak na razie żadnego sexu, tylko przytulanie, i czułości. Śpimy razem, ale nie poznani do końca…
Wczoraj wybrałam się z koleżanką na pokaz philipiaka. O matko! Jak te denne żarty prowadzącego mi się dłużyły. Cudem udało mi się wymknąć do toalety, gdzie trochę posłuchałam muzy z komórki, ale w końcu trzeba było wrócić… i tak gadałyśmy z Sylwią. Robert wysyłał mi smsy, że tęskni, i kiedy będę, to miłe… gdy wróciłam odgrzał mi rosół który od mamy dostał, a później zrobił mięsko wieprzowe z bananami… szkoda że zapomniał o winku, ale szybko poszedł nadrobić niedociągnięcie… kolacja naprawdę przepyszna….
Dobra muzyka winko, taniec… w domu się nie pali, więc Robert wychodzi na balkon, a ja mimo, że nie palę chodzę razem z nim. To takie magiczne drapieżne i dzikie z prawie ostatniego piętra obserwować spowite w ciemności miasto.
Codziennie na zmianę robimy sobie pyszne obiadokolacje. Miłe to, i fajne codzienne przyrządzanie na zmianę smakołyków, dziś jego pora by przygotować kolacje. Ciekawe co wymyśli…


wtorek, 17 stycznia 2012

"Dążenie do doskonałości potrafi czasem pokazać, jak bardzo jesteśmy niedoskonali. -Janusz Leon Wiśniewski

No i od czego by tu zacząć… dziś spędziłam drugą nockę ze szczęśliwą małżonką… żadnego sexu, przytulenie… nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo mi to było potrzebne… ale mam wrażenie, że to wszystko to fatamorgana. Nawet nie wiem czy się cieszę… to wszystko jest takie nowe. Oczywiście o ile on się otwiera przede mną o tyle zbliżamy się. Ale ja nie nalegam. Nie do końca rozumiem swoje odczucia i reakcje, czuję się trochę zagubiona… nie do końca rozumiem…
Trochę wyjaśniliśmy sobie, i poznałam sytuacje z drugiej strony lustra, chodź odpowiedzi na moje pytania w dalszym ciągu nie mam… nie do końca rozumiem swoje zachowanie…
W niedzielną noc gdy siedzieliśmy przy filmie zaczął mnie tak bolec brzuch, jakbym miała dostać okres… tylko o wiele bardziej. Rozmasowałam go leżąc w łóżku przy Robercie. Nie wiem czy moje cierpienie w gruncie miał w nosie czy po za poleceniem mi tabletki przeciw bólowej nie zna innego sposobu… wiedziałam wijąc się, że sex pomoże. Ale tak naprawdę nie chciałam tego. Nie na poziomie emocjonalnym, duchowym…
A może to jego wiek mnie hamuje? W każdym razie pewne rzeczy dzieją się zbyt szybko…
Nie wiem o której wstaliśmy, spaliśmy snem przerywanym. U mnie może przełamywanie braku zaufania, u niego sama nie wiem. Śmiem twierdzić że przyjemnie mu się tu przebywa praktycznie za darmo, w uczucie nie wierzę. Mam nadzieję, że się mylę.
Rano bawiłam się jego ciałem, dotykiem doprowadzając do  wrzenia, jakież to niemalże magiczne obserwować jak ciało pod wpływem dotyku pręży się, wygina, po prostu wije w rozkosznej ekstazie… wiem że zrobiło to na nim wrażenie, drżał jeszcze po…
            Miłe to uczucie gdy ktoś robi Ci śniadanie, podaje, i w końcu raz od dawna nie jesz w samotności. Jak zawsze fajna muzyka, sączy się z głośnika…
Podoba mi się gdy całuje mnie na pożegnanie… i szybko pojawia się z powrotem… czas bez niego nie dłuży mi się… w ręcz przeciwne, czasem czuję się ciut zakłopotana np. gdy robię maseczkę a on już jest… gdy usiłuję spłodzić choćby jeden wpis, czy komentarz ja jednym z Waszych blogów on już jest koło mnie…
Więc jak tylko poszedł przypomniałam sobie o Bogdanskym… tak dawno się nie widzieliśmy… największa beka, że okazało się że jest nie opodal, więc szybciutko doszło do spotkania u Bryla.
- ładnie pachnę? Zapytałam siadając koło sąsiada.
- nie wiem nie obchodzi mnie to! – powiedział niemalże z płaczem. Był cały czerwony na twarzy…
Zapytałam czy żona była (Robert)
- nie wiem! Nie obchodzi mnie to! - wrzasnął wymachując rękami… dalej to był tylko stek wyzwisk pod adresem Andrzeja.
Gdy przyszedł Bogdansky beka była z tego, że Brylowi się powodzi, że ma mecenasa, buahahahah jak się darł, że Robert to mój kochanek, i takie tam… swoją drogą co mu do tego. W końcu to moja sprawa… nie rozumiem…
Generalnie wizytka sympatycznie przebiegła…
W obecności Bogdanskyego z Robertem zachowywaliśmy się jak obcy sobie ludzie.
Gdy wróciliśmy do domku ja zaczęłam robić golonkę, a Robert zaczął sprzątać… to naprawdę cudowne…
Kolacja przy nastrojowej muzyce i lampce solnej…. Długie rozmowy, potem grzane winko i delicje pomarańczowe…
Nie wiem o której poszliśmy spać… oczywiście uwielbiam nasze łóżkowe rozmowy…
Około 7 zadzwonił budzik Roberta, gdy go wyłączył jeszcze przez chwilę dotykał moich włosów i twarzy… to było miłe…
Zrobił sobie kawę, i znów rozmawialiśmy przy muzyce…
Podobają mi się te pieszczoty na pożegnanie, buziaki…
Gdy wyszedł usiłowałam dokończyć owy wpis… ale jednak poszłam spać. Gdy obudziłam się poszłam do toalety, włączyłam laptopa i usiłowałam dokończyć wpis… wtem usłyszałam domofon… Robert… z odkurzaczem który pożyczył, pozmywał naczynia trochę kuchnie ogarnął, porozmawialiśmy...
Na szczęście teraz zasnął w fotelu… wzięłam Opiłeczka na kolana, i tak skończyłam pisaną na raty notkę…


niedziela, 15 stycznia 2012

Trzeba mi nowych skrzydeł, nowych dróg potrzeba. - Juliusz Słowacki (Kordian)

Współczuję Robertowi tego kim jest i jakie życie prowadzi. Ale nie jest to powód do tego bym zmuszała się do czegokolwiek… nie chcę zapraszać go do domu, do siebie ponieważ nie chcę by się wprowadził do mnie, i robił to co chciał tak jak próbował u Bryla i kurczaka. To mieszkanie jest dla mnie moją ostoją, chcę tu być sama, no dobra ok. tak myślałam do wczoraj…
No i stało się, zaprosiłam Roberta do siebie… siedzieliśmy w fotelach… oglądaliśmy filmy, pierwszy raz rozmawialiśmy szczerze… nic osobistego. Albo bardzo osobistego…
Nie spodobało mi się, że dokument leżący na stole przeczytał i skomentował, zrobiło mi się przykro i trochę pożałowałam, że wpuściłam go do siebie. Powiedział, że widzi mnie lepiej i w ogóle… ale kurwa jakim prawem i kto mu pozwolił! Mam nadzieje, że nie zrobi już niczego podobnego.
zapalić wychodził grzecznie na balkon... gdy wyszliśmy razem pokazał kilka miejsc, powiedział że mam piękny widok z okna. Po chwili milczenia powiedział mi, że to co dziś rano zrobiłam było piękne, cóż zrobiłam? (czyżby chodziło mu o to, jak byliśmy u Bryla jak zawsze dotykaliśmy się, siedzieliśmy na kanapie ja za plecami Roberta, dotykał  mojej łechtaczki ja jego penisa był taki naładowany... Bryl siedział przy kompie i coś gadał... ciekawe czy się kapnął że my w cale go nie słuchamy...)
Oglądaliśmy filmy słuchaliśmy muzyki, rozmawialiśmy przy herbatce, później zrobiłam mu fervex, trochę pomogło. Siedzieliśmy przy lampce solnej…w ciszy. W pewnym momencie Robert poprosił bym pozwoliła żeby przysunął fotel do mojego.
Trochę mi się przysnęło stwierdziłam, że nie mogę tak spać, i… skończyliśmy w łóżku. Dałam mu swoje spodenki oczywiście, i bluzę. Tak bez żadnego sexu, i pieszczot. Po prostu przytuleni spaliśmy budząc się co jakiś czas. Ja zawsze tak mam gdy śpię po raz pierwszy…
Pamiętam gdy przytulił się do mnie w identyczny sposób jak robił to Bartosz. To niesamowite! Moje mięśnie między nogami zareagowały jak na Bartosza, lecz nie ruszyłam się, nie dałam znaku. Udawałam jakby nigdy nic. Spaliśmy wtuleni…
Rano Robert bardzo subtelnie… ale go powstrzymałam, zdecydowanie. To wszystko co między nami się dzieje jest takie subtelne i delikatne.
Rano zrobiłam mu fervex obejrzeliśmy kilka filmików, które pokazały, że mamy trochę inne poczucie humoru.
Wypił ubrał się, pocałował w główkę i powiedział że to może trochę potrwać bym się nie niecierpliwiła…
Gdy zamknęłam za nim drzwi od razu przeszłam do…


piątek, 13 stycznia 2012

„kto się boi, nie chce być sam” – Robert.

Już wczoraj po opublikowaniu mojego wpisu Robert napisał do mnie, ja milczałam. Dzwonił, nie odebrałam. Zdziwiłam się, że jeszcze sie odzywa po wczorajszym...
Napisał rano, zadzwonił przyszłam do Bryla. Wszystko działo się jakby nigdy nic się nie stało… Pogadaliśmy jakby nigdy nic się nie stało, poszli do sklepu, zostałam sama z kurczakiem słuchaliśmy black sabbath – forbidden. Gdy przyszli Robert się wrócił… wręczył mi siatkę w niej były dwa opakowania czekoladek winko i krakersy. Zdziwiłam się, że taki miły po wczorajszym... Dalej słuchaliśmy muzyki… w końcu „kurczak” poszedł sobie, sąsiad usnął, Robert i ja pieściliśmy się siedziałam mu na kolanach patrząc mu w oczy, rozmawialiśmy  ale szkoda, że nie jest i nigdy nie będzie szczery wobec mnie… nigdy nie pogadamy szczerze, Nawet do końca nie wiem kim jest.
Czy to co nas łączy to jest romans? – zapytałam szepcząc mu do ucha
To coś o wiele więcej – usłyszałam odpowiedź
Robert wstawił makaron, i znowu dotkaliśmy się w kuchni, ocierałam się pośladkami…
Impreza przeniosła się do Kurczaka…. Zastanawiam się czy Bryl nie zeżre moich czekoladek i winka nie wypije… mam nadzieje, że  nie będzie na tyle chamski.
U kurczaka generalnie było jak zwykle, małe sprzeczki między mną a kurakiem, przytulanki z Robertem. Patrzeliśmy sobie w oczy dotykaliśmy się, momentami były naprawdę dziwne pozycje… jakie przybieraliśmy.
Robert zrobił jedzonko, ja ciasto przyniosłam, kawałkiem nakarmiłam Roberta, drugi kawałek kurczak schował, nie wiem jakby przede mną. Powiedziałam mu, że sama to piekłam i mam pół tortownicy tego ciasta, jak będzie ok. to może Wam jutro jeszcze przyniosę bo nie zjem sama tego… dziwne zachowanie, jakby nie wierzył, ze sama upiekłam to ciasto…
Później gdy odgrzałam Ruskie pierogi jedyny Robert pochwalił, że dobre. Poleciała mi krew z nosa Robert tak ładnie mnie przytulił…
Wieczorem gdy pieściłam jego penisa on moją łechtaczkę kurczakowi zachciało się polemiki na jakiś temat, więc nie przeszkadzając sobie rozmawialiśmy z kurczakiem… kurwa dlaczego mnie to tak kręci, poniekąd mam z tego bekę. Nie wiem jak to się skończy ale ja nie chcę cierpieć ani płakać… Robert tak bardzo przypomina mi Bartosza, widzę go w oczach Roberta… nawet dziś Robert powiedział mi, gdy przestaliśmy się pieścić; że jestem taka demoniczna… Bartosz mówił mi to  czasem po naprawdę zajebistym sexie…


środa, 11 stycznia 2012

"Kochaj mnie nieprzytomnie Jak zapalniczka płomień Jak sucha studnia wodę Kochaj mnie namiętnie tak Jakby świat się skończyć miał<...>Na linie nad przepaścią tańcz Aż w jedną krótką chwilę pojmiesz po co żyjesz..." Perfect kołysanka dla nieznajomej

Gdy jeszcze spałam Bryl dzwonił, dzwonił czy pisał i sam Robert… gdy przyszłam do Bryla Robert spał. Lub udawał. Powitanie rozpoczął od wyrzutu, że mnie wczoraj nie było i że sporo straciłam bo zabawa była przednia. A ja go przekonywałam, że mile spędziłam  dzień, stwierdził, że jestem twarda sztuka skoro potrafiłam być bez niego.
Bryl zrobił awanturę, że ja mam wypierdalac i w ogóle był strasznie wściekły na mnie. Gdy Robert poszedł do wc a ja oblałam Bryla drinkiem i poszłam do domu.
Potem zadzwoniłam do  Roberta, i poszłam za nim do kurczaka. Usiadłam w fotelu, Robert błyskawicznie przysunął się do mnie, potem pamiętam jak robił mi mitenkę przez spodnie, ja siedziałam w fotelu szepcząc mu, że właśnie tam jest jego miejsce. Ogólnie zachowywałam się podle  oblałam go piffkiem, zniszczyłam mu papierosa którego palił, a szczytem było gdy powiedziałam do niego imieniem… Bartosz.  Robert powiedział, ze jak nie przestanę to będzie koniec. A ja zapytałam czego? On, że wiem czego…
Potem poszłam do wc. Robert rozmawiał z kurczakiem mówił mu, że jestem głupia się mną bawi, ma ze mnie bekę, i żeby się ze mną nigdy na miesicie nie pojawił. Buahahaha kurwa kto z kim. Po za tym to kto chciał mnie wyciągnąć wczoraj na imprezę?! Kto proponował wyjście, jakiś spacer czy coś? Kto się do mnie lepił na dworcu jak jechałam na pogrzeb?! Kto usilnie chciał mnie z dworca odebrać, kto obserwował mieszkanie, i pamięta co do minuty kiedy ja zapaliłam światło w mieszkaniu?! Ale naj lepszy był text, że Robert wie i jest przekonany o tym, że ja go kocham. Kurwa co za palant! Tak go kocham, że rzadko telefony od niego nie odbieram…
Wiem przesadziłam ze swoim zachowaniem, tekstami o Bartoszu, wmawianiu Robertowi, że jest lustrzanym odbiciem Bartosza. Pokazywaniem że mam go zapisane w telefonie jako… tak to go wkurwia.
Analizując sytuacje to potrzebowałam kogoś na kim mogłabym się wyżyć, znęcać i wyżywać. Robert nie tyle się napatoczył co wręcz chciał mojego towarzystwa, a ja chciałam się wyżywać… jak na razie się nie odzywa. Ciekawe co będzie dalej…


„nie pisz bezrobotny! Pisz specjalista do spraw kryzysowych metod gospodarowania nadwyżką wolnego czasu”

Robert napisał, że jest u Bryla, ja się nie odezwałam, kusił whisky, i jeszcze trzy inne smsy wysłał, dzwonił ale ja się nie odezwałam. Nie miałam ochoty.
Spotkałam się z Sylwią, poszłyśmy na pizzę i piffko, opowiedziałam jej o Robercie, ona mi o kłótni z narzeczonym. Zadzwoniła pani, że już czeka na mnie i psa mi chce zostawić, więc wybiegłam, koleżanka czekała na mnie., ale szybko wróciłam… Przesiedziałyśmy przegadałyśmy chyba łącznie z 6 godzin… z tego wniosek, że trzeba się częściej spotykać.
 Gdy wróciłam jakiś dołek mnie dopadł… poszłam z psem na prawie godzinny spacerek. Kupiłam sobie trzy piffka, i sączę je teraz po nocy… ale mam paskudnego doła…  powinno dobrze się spać…  po tych piwach… tak mi smutno i źle… niby nic się nie stało nowego złego stara bida, więc dół sam po prostu przyszedł…


wtorek, 10 stycznia 2012

[...]

Nie wiem dlaczego to robię, z nudów, stresu, by oderwać się od tego, kurwa nie wiem…
Wiedziałam, że nie wyjedzie… rozmawiałam z nim dzisiaj powiedział, że gówno prawda, że zaspał na wyjazd. Wiedziałam. Niby tym razem na w tygodniu jechać. Ale co mnie to?!
W jego oczach widzę Bartosza… rzeczy które mówił, wiedzę, że Robert robi. Gdy pieści moją szyję, czuję się jakbym była w pewnych sytuacjach, miejscach sprzed prawie 10 lat… w oczach Roberta widzę Bartosza. Gdy dziś poprosił mnie o sms, to niesamowite… Bartosz tak samo mnie prosił żebym mu napisała, wieczorem, gdy będzie wracał do domu. Ale nie…
Dziś wyłączę telefon.
Chcę by drżał z podniecenia… pragnę czuć jego napięte mięśnie, napięcie… dziś piliśmy szampana… kupił mi czekoladki… pudełko czekoladek, dostał za nie buziaka… na szampana nie miałam ochoty, więc systematycznie odlewałam sobie na dłoń i używałam jako olejku do masażu… ramiona, plecy… potem włosy… ale miałam ubaw…
Wczoraj gdy sąsiad poszedł po chleb zabawialiśmy się, nie do końca aczkolwiek tak jakbym nie pozwoliła sobie przy Brylu… gdy jeszcze nie ma seksu gdy ludzie lepiej się poznają, wszystko jest takie emocjonujące…. A ja lubię gdy facet jest rozgrzany do granic… lubię to czuć… kocham to drżenie… bez namiętności lepsza jest masturbacja.
Robert dziwi się, że potrafię robić ciasta które zajmują czas…. Bryl dziwi się, że chce mi się marynować mięso. Jasne, że tak! Uważam, żę warto dołożyć starań by przyjemności były jak największe! Dlatego też przerabia się przepisy. Oczywiście de gustibus non est disputandum…
Wczoraj sąsiad mi się wygadał, że Robert ma przygotować jakąś niespodziankę… szczególnie dla mnie… ciekawe co to? Co prawda mówił, że dziś jedzie po wypłatę…
Już 13 a on się nie odzywa, ah jak my kobiety szybko się przyzwyczajamy… taka nasza psychika…
A ja tylko chcę się bawić.. w pewien sposób… na przykład podniosłam Robertowi ciśnienie, później ugryzłam ściskając ustami by przepływająca krew pieściła delikatne wargi, jego szybki oddech… ten odgłos pieścił moje uszy…. ahhhh….


niedziela, 8 stycznia 2012

"Jak on cierpi! Ale jeśli przez nią, to, to jest rozkosz! " - Paweł Jakubowski

Napisze jeszcze raz: sąsiad ma kolegę, tego kolegę zwanego żoną ze względu na to, że lubi jakby to delikatnie ująć się do kogoś wprowadzić… siedzi długo, to znaczy aż nie zostanie wyproszony… mój sąsiad miał naprawdę problem, bo ten kolega nazwijmy go Robert przesiadywał u niego długo i często. Jasne, oczywiście Robert stawia i stawiał ale wszystko ma swoje granice, mam tu na myśli jego obecność. Nawet żartowałam do kurczaka, który mnie tam prosił o jakieś nie wiem pieniądze, papierosy, czy nie wiem co ja mu odpowiedziałam, że „Robert zawsze ma, i chętnie postawi, tylko musi liczyć, że co najmniej z tydzień posiedzi.”
Ja zastanawiam się do czego ja jestem Robertowi potrzebna. Dziś była dość nierówna walka, bo ja w końcu powiedziałam mu co myślę, jak go odbieram i w ogóle a on, że mnie kocha i w ogóle. Powtarza to często… dlatego, że jeszcze mnie nie miał…? I nie chcę by miał! Owszem pieszczoty, miłe słowa są mi potrzebne… jednak, nie chcę sexu, nie z nim. Teraz jakbym słyszała jego głos w swojej głowie: „przed czym ty się tak bronisz?” stosuje podobne techniki negocjacyjne do moich… przerywniki zmiany tematu. Może to go fascynuje. A może i oczy, na temat których już piał latem… nie ważne. Dziś wyskoczył z propozycją, wspólnego zamieszkania u mnie… no aż mi się w głowie zakręciło!
Owszem ten pierwszy, może i drugi raz… te delikatne pieszczoty to działało na mnie dość mocno. Teraz jest to dla mnie bardziej byle co… ten człowiek mi się nigdy nie podobał… teraz wiem czego on chce: wprowadzić się do mnie. A gdy go zapytałam wprost to powiedział że ja go interesuje. Myśli, że zrobi ze mnie głupią i będzie robił co chciał jak z kurczakiem?! Chyba go Bóg opuścił! Gdyby się mną interesował zainteresowałby się będąc u Bryla stawiając piffko… czego i ja się napiję? Widząc że mnie boli brzuch… jakaś pomoc/zainteresowanie/ a z jego strony tylko pieszczoty i czułe słówka tym przejawia największe zainteresowanie. Ale o co tak naprawdę mu chodzi??
Przeraziło mnie gdy powiedział mi o której do domu wróciłam, tego pamiętnego dnia co wróciłam z Wielkopolski. 20.13 – taką godzinę podał mi Robert. Przeszły mnie ciarki po plecach, zapytałam skąd o tym wie. A on, że o tej godzinie zapaliłam światło… przeraża mnie to.
Swoją drogą to musi miecz jakiegoś świra na moim punkcie skoro potrafił wydzwaniać i wypisywać… byle bym przyszła do Bryla gdzie i on jest/będzie.
Teraz pisze mi, oczywiście też bym przyszła do Bryla czy kurczaka, ale i smsy, ze mnie kocha, lub takie których nie do końca rozumiem: „asfaltowa droga, węzełek mój niosę drobiazgów kilka na dnie pak kwiatu zasuszony dobrą muzykę i fotografie wspomnień u bram zatrzymam pochód dalej sam pójdę to ja jestem w życiu następny a wy po mnie”
 Nie wiem nie rozumiem…
Dziś dzwonił i pisał bym przyszła do kurczaka, bo on właśnie u niego jest… tja jasne nie mam co robić tylko czekać na Roberta…
Ale w końcu poszłam do Bryla, siedział Robert….{historia skrócona} gdy Bryl dał do zrozumienia, że się chce spać kłaść Robert powiedział do mnie że tym razem dokończy i że dziś mu nie ucieknę, nie tak jak zawsze, i faktycznie szedł blisko za mną… jakby chciał wśliznąć się za mną do mieszkania, ja tymczasem poszłam w kierunku windy by wcisnąć przycisk, Robert zabierał się za moją szyję, odepchnęłam go zjechaliśmy na duł, gdzie  go pożegnałam…
Jakąś godzinę po tym dostałam smsa od Roberta: „ Mijamy się na ulicach W autobusach tramwajach mijamy się z sensem z prawdą przeznaczeniem, celem… w końcu przemijamy”
Dziś o 8 rano miał wyjechać… buahahahaha zadzwonił do mnie o 11.29 z informacją że zaspał… na ten wjazd i  że około 12 będzie u Bryla. Mnie to nie dziwi, nie robi najmniejszego wrażenia, bo ja mu i tak nie wierzę…


i piosenka której bardzo często słucham, od kilku dni:



sobota, 7 stycznia 2012

Jesteśmy bandą zdegenerowanych byłych ludzi na tle konsumpcjoniuzującego się życia [...]. - Paweł Jakubowski

W środę przyszłam do sąsiada zostawić kota, bo w końcu trzeba by było zrobić sobie dezynfekcje, a to przy kotach…. Zrozumiałe.
Nienawidzę sprzątać, no ale nie miałam wyjścia, nie tym razem… nie wiem dlaczego ale lubię wysterylizowane naczynia, zdezynfekowane powierzchnie, ubrania prane w wysokiej temperaturze, są takie sterylne, czyste… potem gdy przyszłam posiedziałam i pogadałam z sąsiadem, przyszła jego żoneczka… hmmm w chwili obecnej gdy tak o nim piszę zastanawiam się jak to zmienić, jak zastąpić ale to… micha mi się uśmiecha… ale do tego później.
Szybko nadszedł wieczór, w ciemności oglądaliśmy tv, ja z jednej strony Bryl po drugiej jego żonka w środku… w tych ciemnościach smyrgaliśmy się niby starając się by sąsiad nie zauważył… kurde jakie to było ekscytujące…  ahhh jakież to było słodkie usłyszeć od małżonki, że Bryl prosił go byśmy tego nie robili, bo on cierpi, ale jak tu się powstrzymać. Te słowa podziałały jak miód na moje spierzchnięte ego… gdy sąsiad ogłosił, że chce iść spać po chwili zwinęłam się i poszłam… za mną żonka jego.
Wczoraj żegnaliśmy żonkę Bryla, która wyjeżdża za granice. Nie będę pisała gdzie bo i tak w nic temu człowiekowi nie wierzę, po za tym gdyby nawet wyjechał na księżyc to co to ma za znaczenie?! Równie dobrze może nigdzie nie jechać.
Na początek gdy przyszłam do sąsiada on siedział sam dłubiąc przy kompie… Był szampan, były czekoladki… mmm… zmysłowo. Przyszła córa sąsiada posiedziała, włączyła na początek urywki familiady potem przeszła do wywiadów (frytka i doda u wojewódzkiego) potem był temat galerianek… nie wiem czym oni się tak zachwycają jednym filmem, ileż można o jednym filmie… jak wspomniałam o senności to okazało się, że nikt filmu nie widział, czyżby kinematografia kończyła się na tym filmie plus to co leci aktualnie w tv. Jest masa zajebistych filmów, przy których tv plus wspomniane galerianki to… szkoda gadać. Żonka poleciła mi incepcje z „boskim Leo”, więc postaram się zobaczyć…
Córka poszła jeszcze posiedzieliśmy smyrgając  się, gdy sąsiad zajął się kompem pisanie do siebie na komórce nie było już potrzebne… jejku, nikt nie dotykał, nie pieścił mnie tak od czasów mojej pierwszej miłości… Bartosza… momentami czułam się jakbym była w tych miejscach… z nim… to niesamowite… że jeszcze ktoś tak dotyka, gdy na moment zostaliśmy sami powiedział mi, że chciałby mnie pocałować ale nie może bo jest chory… odebrałam to jako przeziębienie więc poleciłam grzańca… a on że mu nic nie pomaga. Ja tam nie wnikam w jego choroby… tyle razy dawałam mu do zrozumienia, że tak naprawdę nie chcę go zrozumieć ani poznać. Dlaczego? Bo mu już nie ufam i w nic nie wierzę, nie i tyle nie i koniec!
Czasem wspomina o śmierci swojej córki, dziwnie się w tedy czuję bo nie chcę wnikać w niego, jego uczucia, życie tragedie… tyle razy już mu mówiłam, że swoich problemów mam dostatek. Na tym etapie nie interesuje mnie jego życie, uczucia… interesuje mnie przyjemność. Boje się zakochać, naprawdę boje się, nie chcę cierpieć znowu… jak cierpiałam po Bartoszu… a były to dłuuugie lata…
Gdy wracam do domu gorąca, i podniecona dokańczam sama, wolę tak. Tak jest bezpieczniej. Nawet nie całowaliśmy się, wszystko to były pieszczoty. Zrobiłam mu masaż twarzy… pytał czy się tego nauczyłam czy sama tak… powiedziałam zgodnie z prawdą, że nauczyłam. Swoją drogą nauczyłam się to zbyt wiele powiedziane… po prostu pamiętam tę sytuacje gdy szłam z Bartoszem ulicą zestresowana egzaminem z materiałoznawstwa, zatrzymaliśmy się, on podszedł do mnie blisko, poprosił bym zamknęła oczy i mu zaufała…. To było niesamowite co Bartosza dłonie robiły z moją twarzą… próbowałam to odtworzyć wczoraj na twarzy żonki Bryla (nie chce mi się zmieniać nazwy…) zrobiło ważenie…
Później zabrałam się za plecy szkoda, że on jest po operacji kręgosłupa, w sumie sam mógł powiedzieć… atmosfera seksu wisiała w powietrzu od początku Bryla wkurwiając. Żonka rozluźniona, radosna…
Piątek: dzień wyjazdu szczęśliwej małżonki. Pożegnanie było, więc byłam święcie przekonana, że już go nie zobaczę…
Z tego jogurtu co go kupiłam w Nowym Tomyślu to odlałam trochę sąsiadowi i mu zaniosłam, miałam w planie także zgrać fotkę, która bardzo mi się spodobała, i którą ustawiłam mu na pulpicie, wygląda tak:


Nie wiem może się podobać może nie… mnie się podoba bardzo. Ma coś w sobie…

środa, 4 stycznia 2012

Co znaczy nasze istnienie, skoro wszystko może się zakończyć ot tak, w jednej chwili? - Christopher Paolini Eragon

W rocznicę śmierci Adama zmarł mój wujek. Chrzestny, z którym nie miałam kontaktu żadnego. Człowiek mi obcy, z którym tak naprawdę nigdy nie rozmawiałam, niby w rodzinie był a jakby go nie było wcale. Jednak gdy tak stałam w tym sklepie zoologicznym wybierając w skupieniu, zadzwonił telefon, kuzynka poinformowała mnie o śmierci wujka niemal kocie akcesoria wypadły mi z ręki… ciarki po plecach przeszły. Nie mogłam wydusić słowa…
Smutek, chęć nie siedzenia w samotności, zaprowadził minię do sąsiada… u niego siedziała żona z kurczakiem…
Sylwestra spędziłam w mieszkaniu sąsiada, słuchając na zmianę muzyki z youtuba i sącząc drinki. Sąsiad spał pijany, więc tylko ja z małżonką piliśmy, słuchając muzyki… jeden kawałek dla mnie drugi dla niego, i tak w kółko. O północy złożyłam mu życzenia, on chciał mnie w rękę pocałować ale wyrwałam się. Nienawidzę tego zwyczaju…



Żoneczka dostawiał się do mnie, ja się jednak nie dałam. Rano o 4 obudziłam sąsiada. Najebany jak meserszmit, chciał iść do pracy… ubrał się… nawet kurtki nie potrafił zapiąć, ale twardo… chciał mnie z żoneczką zostawić, ale ja poszłam do domu… sen słodki…
Około 15 zaczęła wydzwaniać i pisać do mnie żoneczka, żebym przyszła, że Bryl nie ma telefonów. Okazało się, że wsiadł do osobówki i obudził się zamiast na swoim przystanku do pracy obudził się na końcu trasy, bez telefonów… chciał się wrócić, więc wsiadł ponownie, i… obudził się prawie na drugim końcu trasy…
W poniedziałek z siostrą pojechałyśmy na pogrzeb wujka. Żona sąsiada jeszcze menie na przystanek odprowadziła, stojąc i patrząc na mnie gdy odjeżdżałam. Gdy staliśmy na przystanku chciał się przytulać, nie podobało mi się gdy mnie do siebie przycisnął…
Podróż minęła spokojnie, potem PKS z Poznania do Pniew. Beka, że po tylu latach pamiętam ten przystanek, bo moja siostrzyczka by nie trafiła…
Zmarzłam w kościele, błędem było nie wstąpienie na herbatę i nie jedzenie w podróży, którą i tak przespałam. Ale ja jakoś niespecjalnie potrafię zmusić się do jedzenia… ksiądz niczego ciekawego nie powiedział, przynajmniej nic nie zapamiętałam..
Tak się stało, że po stypie… na której dziwnie się czułam siedząc w towarzystwie ludzi z których 90% nie znam, za to oni znają mnie wszyscy, witają pytają o rodzinę itd…
Tak się stało, żebyśmy nie zdążyły na pociąg więc musiałyśmy nocować u cioci. Wkurwiłam się, bo powiedziałam sobie i mojej mamie i siostrom, że więcej cioci gościem nie będę, i prawie 10 lat trzymałam się postanowienia.
Ciocia płakała, że kurczy się rodzinka, dom pustoszeje, 5 lat temu dziaduś – cudowny wspaniały człowiek, ujmujący dobrocią… teraz mąż jej… oczywiście chodzi tu też o pieniądze, nie oszukujmy się ciocia jest tylko na rencie, jej córa nie pracuje tylko jej mąż, mają dzieci w wieku szkolnym… syn cioci ma myjnie ale mieszka osobno, po za tym sam ma rodzinę, i dom na utrzymaniu bo jego żona nie wiem czy pracuje…
Zachowywałam się naturalnie, nie właziłam w dupę ani nie przeginałam w inną stronę, byłam sobą. Ciocia gdy już w nocy gadałyśmy ja ciocia, kuzynka i moja siostra… gadałyśmy długo… ciocia płakała na to że nie dość, że pieniędzy brakuje to jeszcze teraz po śmierci wuja kolejne źródło dochodów poszło… to jeszcze teraz do stypy i tego  wszystkiego trzeba było się zapożyczyć, bo zasiłek pogrzebowy nie wszystko pokrywa. A z czego tu oddać…?!
Smutno mi się zrobiło jak wdowa zadała córce pytanie czym torbę naszą powrotną napełnić?!
Kurde bym wiedziała że tak wyjdzie to bym chociaż coś upiekła nie z pustą ręką pojechałam, na odchodne jeszcze dostałam 20 wiejskich jaj, kiełbasę z dziczyzny, grzybki marynowane, masło wielko polskie…
Powiedzieli że nie zapraszają bo jak będziemy chciały to przyjedziemy kosztów podróży nie zwracają bo źródło dochodów jest na 102 – (z tego kawału, o ponoć najlepszej teściowej oddalonej  o 100 km, i 2m pod ziemią). Ah ten ciociny czarny humor…
W drodze powrotnej moja siostrzyczka zrobiła zakupy w przyzakładowym sklepiku Okręgowej Spółdzielni mleczarskiej Top Tomyśl, w Nowym Tomyślu. Kupiłam sobie masło, chleb, ser smażony, jakiś bankietowy i jogurt…
Podróż upłynęła spokojnie… Ah zapomniałam dodać, że szczęśliwa małżonka pisała do mnie, i nawet zadzwoniła. Pisała, że tęskni, pytała kiedy wracam, że czekają na mnie, nie mogą się doczekać aż wrócę… miłe. Żonka chciała wyjść po mnie na dworzec, co prawda napisałam o której pociąg kończy bieg na końcowej stacji, ale końcowa stacja nie była ona w moim mieście więc chciał wyjść na dworzec po mnie w moim mieście. Ja jednak nie napisałam mu, chciałam być sama, odpocząć od towarzystwa, od ludzi… A może bronię się by mu nie ulec…