środa, 29 lutego 2012


Zrobiłam naprawdę wszystko… zrobiliśmy… ja; i Pani Monika Kwiatkowska z Fundacji. Dziękuję za heroiczną wiarę, wytrwałość i środki, na leczenie… rekonwalescencje, paliwo auto którym nas woziła na i z wizyty…. Lecz przede wszystkim za zaangażowanie i wiedzę. Oraz całe serce włożone w to co robi. Ratuje koty. Dziękuję z całego serca...

Pan lek wet Jerzy Podgórski, z lecznicy weterynaryjnej w Rumii znajdującej się przy ulicy Bydgoskiej 8. Dziękujemy za serce podejście wiedzę i zaangażowanie w ratunek dla tego kota. Zrobił badania, postawił diagnozę. W przeciwieństwie, do swojego hmmm wspólnika, którego z szacunku do Pana Jerzego nie będę nazywała… jednocześnie pragnę przestrzec przed Andrzejem Szczypiorem, który powiedział, ze opiłek jest zdrowy. Ten człowiek chyba nie jest lekarze, skoro postawił taką „diagnozę”! Żadnych badań, „na oko”. Dziwne oko, skoro inne oczy widziały co innego. A może nie chciały widzieć… niby ta sama lecznica. Dwaj tak różni lekarze.
Dziękuję jeszcze raz Panu lek wet Jerzemu Podgórskiemu


Dziękuję także lekarzom z całodobowej lecznicy weterynaryjnej w Gdyni Chyloni. Lek wet Jarosławowi Andrzejowi Bandurze, lek wet Piotrowi Nowakowi, i lek wet Jackowi Zarankowi. Dziękujemy za serce, podejście i pomoc w utrzymaniu przy życiu Opiłka. „Za nadzieje, wbrew wszelkiej nadziei…”


Jeszcze raz dzięjkuję wszystkim. Dziękuję także za każde westchnienie, dobrą myśl i energię pozytywną, dobre myśli dla tego kociego aniołeczka.







wtorek, 28 lutego 2012

Adam Mickiewicz "BURZA "


Zdarto żagle, ster prysnął, ryk wód, szum zawiei,
Głosy trwożnej gromady, pomp złowieszcze jęki,
Ostatnie liny majtkom wyrwały się z ręki,
Słońce krwawo zachodzi, z nim reszta nadziei.

Wicher z tryumfem zawył. a na mokre góry
Wznoszące się piętrami z morskiego odmętu
Wstąpił genijusz śmierci i szedł do okrętu,
Jak żołnierz szturmujący w połamane mury.

Ci leżą na pół martwi, ów załamał dłonie,
Ten w objęcia przyjaciół żegnając się pada,
Ci modlą się przed śmiercią, aby śmierć odegnać.
Jeden podróżny śledział w milczeniu na stronie
I pomyślał: szczęśliwy, kto siły postrada,
Albo modlić się umie, lub ma z kim się żegnać.



poniedziałek, 27 lutego 2012

W chwili nieszczęścia człowiek oswaja się z prawdą, to znaczy z ciszą. Czekajmy. - Albert Camus


Kim był dla mnie Robert? Hmmm może to kogoś zdziwi, ale był surogatem kogoś kogo bardzo kochałam. Może i kocham dalej. Nawet kształt męskości…długość, grubość… heh czasem przypomina mi się ta rozkosz granicząc z bólem, mój oddech który czuł na mojej twarzy, ten sex… Bartosz tak rozkosznie wślizgiwał się we mnie taką drżącą i płonącą. Orgazmy zawsze tak intensywne. Już gdy mi wkładał tak rozkosznie moje mięśnie zaciskały się na jego męskości, wypływały soki… byłam tak mokra…
Robert brał mnie zachłannie, wiele było w tym egoizmu, oraz konsekwencji… nie tyle wieku, co picia. Alkohol zostawia swe piętno w organizmie, psychice…
Poznałam także ból niezaspokojenia, to nie zwykle przykre gdy kobieta musi sama dokańczać, bo facetowi opadł. Zwłaszcza w sytuacji gdzie od bram raju dzieliło kilka ruchów, ból który pierwszy raz poznałam, nie to nie ból tylko to były męczarnie: pulsujące podbrzusze chciało mi się siku, ale tam wszystko poblokowane. Dlaczego? Bo ktoś wlewał tyle w siebie, że już nie staje. Na wysokości zadania. Przynajmniej nie zawsze.
Byłam u mojej mamuśki, bo lepiej jedną noc przespać się gdzieś indziej niż spać gdzie Robercie się dobija. Oczywiście zabrałam Rodo ze sobą. Pies zajebisty, bał się autobusem jechać, ale był spokojny. On ani autem ani autobusem jeździć nie lubi. No ale co zrobić…
Mama mimo, że mi obiecała zrobiła mi awanturę od progu, że ją okłamałam. I że z psem przyszłam. Ale po pierwsze umawiałam się, że będę mogła z psem, po drugie Rodo nie ma tatuażu z numerem co by znaczyło, że jest rasowy. Ten pies nawet nie jest szczególnie podobny łeb ma staffika, klatkę niby pittbull… po prostu kundel. Wiem, wiem, że ludzie przez słowo kundel rozumieją najwierniejsze oczy kudłatego czegoś czego nawet nie można określić…
Chciałam sprawdzić pocztę co do mnie przyszło, mamuśka czepiała się to mnie to psa. I oczywiście argument że ojciec idzie na rano do pracy. To jest argument do wymuszania, z resztą zawsze był.
Mamuśka stwierdziła, że pozwie menie o alimenty, bo Pawlak powiedział by w systemy emerytalne nie Wierzyc, bo od tego ma się dzieci. Tja… kurwa ciekawa jestem z czego miałabym jej zapłacić te alimenty… szkoda gadać.
Najśmieszniejsze było gdy Stałam jeszcze w korytarzu po drugiej stronie moja mama. Rodo stał  do niej tyłem i do mnie się cieszył, a wiadomo, że jak pies się cieszy to merda ogonem. Rodo w ręcz nim wali, z tej radości, i obniżonego progu bólu pewnie nie czuje… w każdym razie do mnie się cieszył a do mamy tyłem stał i machając ogonem… mama zamiast się odsunąć ewentualnie… wydarła się na mnie, że będzie miała żylaki i pójdzie na obdukcje, że została przez psa pobita. Buahhahaha już widzę ten artykuł w jakimś brukowcu, w nim jakiegoś bublowatego i kobitę… żenada. Powiedziałam jej, że jest nie groźny, że śpię z nim w łóżku, to zrobiła ze mnie zboczeńca. Płakać mi się chce.
Mamuśka nie dała mi się położyć, więc siedziałam z mamusią całą noc przy stole. W domu byłam około 7. szczęśliwa, że jestem w domu… mój dom mój azyl…
Nie wiem jak się do tego przyznać. Ciężko motywować, ale znowu Robert mieszka ze mną. Przynosi żarcie. Jakieś pieniądze przyniósł. Trochę mało, ale…
Pomaga mi podawać Opiłkowi jedzenie. Sprząta…
No właśnie Opiłek… jego stan nie jest najlepszy. Dziś zaczął się trzeci tydzień walki o życie Opiłka. Lekarze, ja, babka z fundacji… mam wrażenie że my walczymy by żyła on…w przeciwnym kierunku. Ma po prostu…
Nie jest z nim dobrze. Oj nie jest… już trzeci tydzień. Walka. walczymy… ale już zaczynamy myśleć, przygotowywać się do uśpienia…oczywiście robimy co możemy dziś dostał nowy środek na wątrobę, nową odżywkę… ale co z tego skoro on nie chce jeść… kilka… 3 – 4 dni mają być decydujące. To będzie chyba najcieńsza decyzja w życiu. Kurwa kim ja jestem by decydować o śmierci czy życiu istnienia, zwłaszcza najbliższej mi istoty. Chodź z drugiej strony zrobione zostało już wszystko. Chyba. Jeszcze poczekamy, może jeszcze odbije. Odbił odbił raz. Było dobrze już miał leki odstawiane… i…
Ale może jeszcze wyjdzie. Trzeba mieć nadzieje.
Dziś oddałam Rodo. Kurde zżyłam się z nim, spał z nami w łóżku… naj śmieszniejsze, że on z nami też. Jak właściciel chciał go zapakować do auta schował się za mną. To było miłe. Jeszcze w aucie patrzył za nami. Podobno szczeknął. Nawet właściciel zauważył, i powiedział, ze będzie musiał zadbać o swojego psa bo już całkiem o nim zapomni…
Jak wróciliśmy z grupy DDD Tak się cieszył, całym sobą… cieszył się tak, ze jego szczęście promieniuje wypełniając pomieszczenie i nas… Rodo to nie pierwszy pies który nieco zżył się ze mną. Ale może szybko Rodo powróci.


sobota, 25 lutego 2012

Tadeusz Miciński Lucifer

Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal -- jak głuchy dzwon północy --
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
Ja komet król -- a duch się we mnie wichrzy
jak pył pustyni w zwiewną piramidę --
ja piorun burz -- a od grobowca cichszy
mogił swych kryję trupiość i ochydę.
Ja -- otchłań tęcz -- a płakałbym nad sobą
jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach --
jam błysk wulkanów -- a w błotnych nizinach
idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.
Na harfach morze gra -- kłębi się rajów pożoga --
i słońce -- mój wróg słońce! wzchodzi wielbiąc Boga.



środa, 22 lutego 2012

Przeszłość upijaj słońcem! – napis na kapslu od Tymbarka


W poniedziałek byłam na grupie wsparcia DDA (Dorosłe dzieci alkoholików) i DDD (Dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych). Wrażenie dziwne… zupełnie jakby wiedzieli, znali moje myśli… wydali mi się troszkę zamknięci, jakby przestraszeni nowymi osobami… bo kilka osób doszło… ciekawe co wyjdzie z tego i na ile mi pomoże. Chyba największe wrażenie zrobiła na mnie dziewczyna która odczówa paniczny lęk przed rodzicami, już ma plan co będzie robiła podczas ich wizyty. Poczułam taką dziwną więź z nią, jakby była częścią mnie. Była inna, dziewczyna mówiła tak bardzo ogólnie tak bardzo delikatna, wrażliwa osoba...
Wiem, że na 100% potrzebuję tego bloga. Wiem, że pomaga mi pisanie, pisanie i pisanie. Lubię też czytać komentarze które wnoszą coś Świerzego, czasem są wsparciem…
Dziś robercik dobijał się jak zawsze. Pisał też o swoich ostatnich chwilach życia, że siedzi w jakimś hotelu… generalnie bełkot. Nie pamiętam co pisał. Szukałam mojej starej motoroli ale nie mogłam znaleźć, więc poszłam do Bryla. Otworzył Robert. Z mojej strony zlewka.
Gdy ładowałam telefon pisałam smsy z takim kolesiem z sieci. Dziwna znajomość. Może kiedyś coś więcej napiszę. W każdym razie dziwne, że on jakby się angażował w to…. Właściwie nie ma w co. Ale pisaliśmy o byle czym. Byle tylko mój wzrok nie dotknął Roberta. A gdy spojrzałam zobaczyłam że wychudł… siedział na taborecie naprzeciw kanapy na której siedziałam z Brylem i kurakiem. Robert pajacował a oni mu przyklaskiwali. No tak jak Robert ma kasę i stawia, to trzeba mu klaskać.
W pewnym momencie Robert uświadomił mnie, że już nie jest u mnie
- jasne, że nie w końcu znalazłeś swoje rzeczy, pod drzwiami
- nawet ich nie szukałem
Potem była gadka o tym amstaffie którego miałam
- mam go dziś dostać – pochwaliłam się
- czy mogę być u Ciebie jak będzie Rodo?
- nie – odpowiedziałam z całą stanowczością. 
Gdy chciałam wyjść stanął w drzwiach i nie chciał mnie wypuścić.  Prosił bym nie szła, bym została. W końcu, zrozumiał, że przyszłam tylko telefon naładować.
Dobrze, że odzyskałam od niego moje 42 złote. Żenujące jest, że on twierdzi, że już żadnych pieniędzy nie jest mi winien.
Wróciłam do domu i okazało się, że prąd mi odcięli. Musiałam jechać wyjaśniać. Gdy wróciłam prąd jest! Super!
Dostałam Rodo pod opiekę, lubię tego psa, zajebisty jest! Tak mnie kusi by go nie oddać… zawsze gdy się nim opiekuję…
Nasz kochany Robercie, to przyjaciel sponsor Bryla i Kurczaka. Tylko szkoda, że oni nie są na tyle lojalni wobec niego! I tak to wygląda, że on im stawia więc siedzi u nich. Ale jak jest noc każdy chce spać, wiec Robert ląduje na klatce. Wiadomo niezbyt mu tam wygodnie, więc dobija się domofonem do mnie. Ja mu nie otwieram, za to pies szczeka i budzi sąsiadów. Mnie jeszcze budzi domofonem, psa uciszam no ale co ja mogę. No do tego dochodzą smsy:
O godzinie 4.08 „śpię jak kiedyś na klatce Rodo o tym wie”
6.47 „przyjdź do Bryla nic nie obiecuje”
Było około 8 zebrałam się słysząc kolejny raz domofon, ale Robercika nie było. Czyżby dzwonił żeby tylko złośliwie dokuczyć? Czy może zemsta, ze go nie wpuściłam?
Spotkałam go w windzie, wychudzony,ze szramą na nosie, ubrany w te same ciuchy, pijany miał dwa pifffka w łapie. Na to ma pieniądze. Gdyby nie sąsiadka nie wiem co bym zrobiła. Gdy wysiadła Robert zaczął dobierać się do mnie twierdząc, że musimy pobyć trochę sami. Powiedziałam że jego miejsce jest przy żonie (która go wywaliła z domu za chlanie), i że ja sobie już nie życzę smsów od niego, ani telefonów i domofonem też ma mnie nie nękać. Powiedział, że ok.
Wiadomo ile warte jest słowo Roberta. Byle nie musieć chodzić do Bryla by ładować LG zaniosłam dziś moją motorolę do naprawy.


sobota, 18 lutego 2012

... ludzie maja dziwną skłonność do wybierania tego, co prowadzi ich do zguby. - Joanne Kathleen Rowling


Robert od piątkowego telefonu, gdzie powiedział że ma kasę, i mam znajomych zaprosić na imprezę urodzinową, oraz że nie wróci na noc bo udaje się do kolegi na urodziny, i że będzie w sobotę o 9 się nie pojawił wcale, cisza. Po dziesiątej poszłam do Bryla naładować sobie telefon (zepsuła mi się ładowarka, a że sąsiad ma ładowarkę to chodzę do niego). Oczywiście opary fajkowe, na stole mnóstwo wódy, siedzi koleżka, i Robercik… gdy mnie zobaczył zaczął śpiewać: „lalala….” Miał nadzieje, na awanturę? Na coś co by sprawiło, że oczy wszystkich będą zwrócone na niego. O nie, tej przyjemności mu nie dałam. Zlałam go totalnie wsadziłam telefon do ładowania wyłączony i wyszłam.
Gdy siedziałam z babką w aucie zobaczyłam Roberta Bryla i r^ wchodzącego do bloku. Robert miał w łapie siatkę z kurczakiem z rożna. No tak ma pieniądze to stawia, koleżkom. A jak się pieniądze skończą to koleżkowie mu drzwi pokażą.
W lecznicy ok. kocisko wychodzi z tego, już sam je i pije, antybiotyków zmieniać mu nie trzeba, kroplówki lekarz ograniczył do jednej dziennie, i jak tak dalej pójdzie to w poniedziałek koniec leków, zrobi się morfologie… i zobaczymy.
Gdy wróciłam poszłam do Bryla po telefon. Robert siedział na kanapie i miał mnie centralnie w dupie. Nawet chyba nie spojrzał. A ja na niego.
Bryl mi kiedyś powiedział, że Robert ze mną długo nie będzie. Mniejsza o to. Mam ochotę porozwalać rzeczy Roberta po klatce.
Ciekawe jaki będzie następny ruch tego gnoja? Skończą mu się pieniądze będzie skomlał jak pies pod drzwiami?
napisała Sylwia, czy zrobiłam porządek z tym bydlakiem. Ponagliła. Zebrałam jego rzeczy, zapukałam do sąsiada. Nikt nie otwierał. Cisza. Zostawiłam jego rzeczy pod drzwiami. Cisza. Jak długo? Co dalej? Przecież wiem, że pieniądze od niego są nie do odzyskania. Bluza też.


piątek, 17 lutego 2012

...niegodna śmierć jest tylko wtedy, kiedy się próbowało przeżyć cudzym kosztem - Hanna Krall

Wczoraj była babka z fundacji, zawiozłyśmy Opiłka do lecznicy na morfologie, i kroplówkę…
Rano i wieczorem podaję kotu antybiotyk, średnio co dwie trzy godziny elektrolity, na zmianę z papką taką odżywczą wieczorem tabletkę osłonową na wątrobę… i dwa razy dziennie na kroplówki do weta. Cieszę się, że mam taką możliwość na fundację, bo na chwilę obecną nie było by mnie na to stać.
Wyjeżdżając z lecznicy zadzwoniłam do Roberta gdzie jest, powiedział, że u mamy, powiedział, że posiedzi i spróbuje jakieś pączki skąbinować.
Wróciłam, kota wypuściłam, sprawdziłam pocztę, komentarze ba logu. Zadzwoniłam do Roberta, który poinformował mnie że jest u mamy  i będzie za jakąś godzinkę. Poszłam do apteki. A kto stał przy windzie? Robercik. Ależ byłam wściekła. On twierdzi, że nic się  nie stało.
Wrócił z dwoma pączkami i różą, banalne życzenia urodzinowe… ale jednak. Zdziwiło mnie tylko pytanie czy się cieszę? Zupełnie jakby oczekiwał że ja będę skakała pod niebiosa, i sikała ze szczęścia bo na urodziny kwiatka dostałam…
Sylwia podsunęła mi pomysł na zorganizowanie spotkania urodzinowego. Gdy podzieliłam się pomysłem z Robertem, pomysł bardzo mu się spodobał.
Dziś rano dostałam okres, czuje się słabo i źle. Ale kogo to obchodzi bo na pewno nie Roberta, skoro nawet na pożegnanie mnie nie przytulił ani nie pocałował, tylko jak zwykle rzucił: „na razie”.
A gdy mu powiedziałam, że się źle czuję to powiedział tylko, że wierzy.
Pojechałam z babką z fundacji do weta kroplówkę Opiłkowi…
Gdy wróciłam zadzwonił Robert powiedział, że jest kasa, i żebym ludzi zaprosiła. Potem przyszedł sms, że wygrał 1170 pln w mini lotka. Ciekawe ile z tego mi da… a może wcale się nie pojawi. Po za tym nim dojdzie do domu może jeszcze wiele rzeczy się wydarzyć… mogą go okraść, oszukać… może mamusia zadzwonić i pojedzie oddać długi… a może już się w ogóle nie pojawi…
Wycieczkę do Wrocławia przełożył na przyszły tydzień, że niby jak będzie miał pieniądze w ręku wtedy będzie hotel rezerwował…
Wieczorna kroplówka Opiłka szybko poszła, biedactwo chyba przyzwyczaiło się do kłucia… lekarz powiedział, że jutro pomyślimy nad zmianą antybiotyku. Jeszcze morfologia go czeka. I przy wieczornej kroplówce porównanie z wcześniejszymi wynikami…




21:58 dzwoni Robert informuje mnie, że jest u brata od brata jedzie do kolegi gdzie ma rzeczy, gdzie zabaluje bo kolega ma urodziny, i że będzie o 9 rano.
Zapytałam dlaczego nie może przyjechać i teraz dać mi pieniędzy obiecanych. A on że kolega ma urodziny a po drugie w jednych ciuchach chodził nie będzie, a i nic się nie stanie skoro kasę dostanę jutro rano…dostanę zapłacę, i będzie ok.
Pytał co kupić do domu. Hahaha… zabawne, bo ja z pustą lodówką zostałam...


czwartek, 16 lutego 2012

...................................................

Z okazji walentynek dostałam prezent od Roberta… dwie czekolady i buziak w usta. Miłe. Milej by było gdyby były pieniądze na opłaty, i to co obiecał…
Co z Opiłkiem? zmieniliśmy mu lekarza. Dlaczego? Najpierw chciałyśmy skonsultować diagnozę. A po wizycie stwierdziłyśmy, że jednak ten jest lepszy, naj lepszy. Co stwierdził:
- szmery w płucach
- problemy z nerkami
Problemy z wątrobą
Wodobrzusze – które nie wiem na ile jest stanem chorobowym na ile nie do końca wchłoniętą kroplówką. Tyle kroplówek, antybiotyków, leków witamin… biedny kot.
Czwartek – tłusty czwartek – moje urodziny. Rano miałam ochotę na sex, ale Robert miał jak przeważnie wyjebane.
- albo Cię nie kręcę albo nie wiem co
- nie nie chodzi o po prostu mi się nie chce.
Wstałam na komórce pojawiły się pierwsze życzenia urodzinowe… kurwa nie wiem może mam zbyt wygórowane wymagania wobec Roberta?! Czuje się makabrycznie… ale z drugiej strony…

Za 10 minut będzie babka z fundacji, i pojedziemy do lecznicy, ciekawe jak badania… ciekawe czy te rzeczy co do rozrobienia dostał pomogły… ciekawe co powiedzą dziś badania... 



poniedziałek, 13 lutego 2012

wcale nie jest dobrze...

Widziałam, że z Opiłuniem (tak ma na imię mój kot) jest źle. Widziałam, że chudnie… wahałam się, a to ludzie mnie uspokajali, że niby jest ok., nawet pani z fundacji, mówiła, że mam pięknego kota, troszkę jego schudniecie przypisywałam zmianie karmy…
Ale dziś ja wzięłam psa na smycz, Robert niósł kota, i tak powędrowaliśmy do lecznicy.
Pan doktor w trakcie innych czynności badał Opiłunia zapytał o kał, zachowanie… Robert powiedział, że kotu nic nie jest, i że jest zdrowy. Lekarz zajrzał w dziąsła, osłuchał, powiedział że kot ma podniesioną temperaturę, ale klinicznie jest zdrowy. Wściekła wyszłam od lekarza! TO JEST KURWA NIE MOŻLIWE!
- ale skoro lekarz tak powiedział – uspokajał Robert
- wizjoner pierdolony! Wróżbita jebany! Mogłam mu powiedzieć, że jesteśmy parą i niech oceni czy jest to miłość do końca życia!  - Darłam się wściekła w drodze do domu!.
No tak bo żeby powiedzieć, coś na temat stanu zdrowia trzeba mieć podstawy. A jakie on ma podstawy?
Po drodze musiałam kupić chleb i ziemniaki, płakać mi się chciało, z tego wszystkiego, zwłaszcza, że buty mi przeciekły.
Gdy weszłam do domu szacunek do jedzenia nie pozwalał mi cisnąc o podłogę siatkami. Zdjęłam buty, i odzienie dolne. Tak więc z gołą dupą poszłam do łazienki, pół naga usiadłam na wannie napuściłam trochę wody i płakałam mocząc nogi… Robert nie reagował.
Zadzwoniłam do Sylwii, czułam się tak niesamowicie samotna…
Robert chyba słyszał cześć rozmowy, wiec zapytał:
- czy masz coś do mnie – zapytał
Gdy wychodził do pracy był łaskaw mnie przytulić. Tak bardzo czekałam na ten gest… nie wiem czy tak wiele go to kosztuje czy tak bardzo ma wyjebane… że nie zrobił tego wcześniej…
Wiedziałam, już praktycznie od rana, od rozmowy z babka z fundacji, że muszę udać się do tego drugiego lekarza. I tak też zrobiłam. Udałam się ponownie do tej samej lecznicy, ale do innego lekarza. I co się okazało? Lekarz zobaczył kota i stwierdził, żółtaczkę hemolityczną. Badania wykluczyły FIF (Odpowiednik ludzkiego HIV tylko że u kotów) i FELF, ale morfologia nie najlepiej:


Babka z fundacji, pocieszała mnie, i dobrze, że nie muszę się martwic o koszty bo to będzie na fundacje robione. Cale szczęście…
Nie wiem, lekarz też nie wie ile potrwa leczenie… jutro kolejne badania i zastrzyki. Dostał też osłonowo tabletki na wątrobę. W lecznicy dostał kroplówkę, antybiotyk, witaminy B, i coś na h… w drodze do domu płakałam, rozmawiając z babką z fundacji…
W domu zauważyłam, że Opiłek czuje się lepiej… jutro czekają go kolejne badania… za szczęśliwy to to on nie jest, ze znowu będzie kłuty… lekarz powiedział, że za tydzień dwa, słaniał by się na łapkach.
Jutro ma przyjść babka z fundacji…jutro ma też właściciel po pieska się zgłosić. smutno mi z tym psem sie rozstawać... 


niedziela, 12 lutego 2012

Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta. - George Bernard Shaw

W sobotę poszaleliśmy za Andrzejkowe. Kurwa na ryneczku. Co prawda starczyło na jakąś wędlinkę, brzuszek z łososia, pieczywo, mleczko i śmietankę od gospodarza, i ziemniaki. Bo już do ziemniaków musiałam kupić ja. Niby wypłata ma być w poniedziałek. Ahhh…
Dostałam ponownie tego samego amstaffa, którego miałam pod opieką dzień po śmierci Adama. Robert boi się psów tej rasy, bardzo przeżywał tę myśl, ale przy okazji pierwszego spacerku szybko przekonał się do psiny. Dla mnie to było coś wspaniałego gdy mogłam z nim troszkę pobiegać… mam nadzieję, że moje marzenie się ziści, i w końcu sama stanę się właścicielką psa tej rasy…



Ahhh… tak bardzo mnie kusi by nie oddać go właścicielowi… dziś przed obiadkiem sama z przyjemnością poszłam z psem na spacerek. Zaczepiła mnie sąsiadka; z tekstami, że jak ja się nie boje przecież to są obce psy, dalej już nie słuchałam. Bo po co?!
Nie nie boję się psów, i kotów. Są bardziej przewidywalne niż ludzie, toteż bardziej obawiam się ludzi, zwłaszcza tych „przyjaznych”, niż zwierzęcia, które jest bezwarunkowo szczere ze mną, nie kłamie, nie muszę pytać, wystarczy, że spojrzę…


środa, 8 lutego 2012

"wachanie jest ziarnem porażki" - Mijamoto Musashi

Robert w dalszym ciągu nie dał ani grosza. Nie wiem, czy coś po za nim samym go obchodzi. Był zaskoczony, gdy mu powiedziałam, że cześć opłat porobiłam, powiedział, ze myślał, że będę czekała na jego pieniądze. Brakuje mi na jeden rachunekL nie mam pomysłu jak zdobyć pieniądze, dalej rozsyłam aplikacje…
Robert, pieniędzy nie da tego jestem raczej pewna! W domu nie sprząta, prawie w ogóle. Do domu dawno nic nie przyniósł, więc w lodówce po za światłem nie ma nic – nie licząc resztek: mleka, musztardy, i jakiegoś sosu… chodź i to niedługo się skończy. Nie zamierzam niczego kupować do jedzenia, bo dlaczego ja mam go żywic?! Ja naprawdę nie mam pieniędzy. A on jako facet powinien się poczuć. Swoją drogą nie wiem jak mu nie wstyd, jako ukochany synuś mamusi iść do niej po pieniądze, i jedzenie zwłaszcza, że czternastego kwietnia będzie miał pięćdziesiąte pierwsze urodziny!
Tak więc Robert, nie płaci, jedzenia nie przynosi… nie sprząta. Ale pieniążki ma skoro ma zawsze co palić...
Za to się otworzył… wyznał mi, że jest chory półtorej roku temu wykryto u niego atrofię. („Atrofia (stgr. ἀτροφία atrophia), zanik, wiąd – stopniowe zmniejszanie się objętości komórki, tkanki, narządu lub części ciała. Wyróżnia się zanik fizjologiczny i patologiczny.” – źródło: wikipedia. Roberta podobno dopadły dwie:
- atrophia e compressione (np. w obrębie kości z powodu naczyń
- z odnerwienia, atrophia neurotrophica (np. mięśni, atrophia musculorum).
Mówił, że zostało mu rok, może pół roku życia. Poprosił mnie bym mu nigdy już więcej nie mówiła, że wygląda jak trup…
Jak leżeliśmy w łóżku poprosił o szklankę wody, mówił, że jest osłabiony…
Rano o 8 obudził mnie sms od Sylwii: „Hej! Proszę tylko nie pisz, że wczoraj Robert nie przyniósł Ci obiecanej kasy. Wiesz co o tym wszystkim bym sądziła… jednym słowem naiwność i głupota” zrobiło mi się tak potwornie głupio i wstyd…  gdy wstałam zjadłam śniadanko, poszperałam po necie i zleciało… było po dwunastej gdy Robert wstał… żalił się że słabo się czuje, i czy ja wiem, że on nie powinien pracować? Powinien iść na rentę tylko, że z renty to by się nie utrzymał. Tja….
Żalił się, że słabo się czuje i boi się, że to kolejny etap choroby.
Dzwoniłam do koleżanki, pokładałyśmy się ze śmiechu… powiedziała mi że oby tak nie było, że jak będę mu kazała się wynosić to omdleje… bo mąż jej koleżanki, jak ona chciała od niego pieniądze lub się źle działo to mdlał… raz nawet wezwała pogotowie, ale w porę zauważyła, że on obserwuje jednym okiem… co za beka. Chodź gdyby mi Robert robił takie sceny to by to śmieszne specjalnie nie było.


wtorek, 7 lutego 2012

prawo dziobania

Często spotkałam się z zarzutem wobec kobiet, że są materialistkami. Słowo „materialistka” jest określeniem pejoratywnym… ja jednak chciała bym sięgnąć do źródeł:
Wiele zachowań ludzkich ma swoje odpowiedniki w świecie zwierząt, na przykład
"Samice bezbłędnie wyczuwają przywódcę stada i właśnie z nim chcą mieć potomstwo. Zdarza się, że młody samiec tygodniami bezskutecznie próbuje zdobyć partnerkę. Gdy tylko wygrywa walkę z dotychczasowym przywódcą, samice natychmiast stają się wobec niego uległe, chociaż nie były świadkami jego zwycięskiej walki" - pisał etolog Konrad Lorenz.
Jak się to ma do zachowań ludzkich?
Ludzie majętni, wpływowi (etc) są postrzegani jako bardziej atrakcyjni, i odwrotnie sami czują się bardziej atrakcyjni. Tu działa prawo dziobania:
„Prawo dziobania, uzależnienie zachowań seksualnych od pozycji i stopnia atrakcyjności partnera. Jeśli ocena współpartnera jest wysoka, to (niezależnie od tego, czy oparta na przesłankach subiektywnych, czy obiektywnych) rośnie podporządkowanie, potrzeba akceptacji, gotowość zaspokajania potrzeb i upodobań seksualnych. Prawo dziobania jest prawidłowością etologiczną u ludzi i zwierząt poświadczoną badaniami zachowań jednostki w zbiorowości.”  - pisze w Słowniku Encyklopedycznym Miłość i Seks Lew Starowicz.
U ludzi prawo dziobania można tłumaczyć potrzebą założenia gniazda, czy doboru genetycznego. 
Co jeszcze wpływa na atrakcyjność, w kontekście prawa dziobania:
Niewątpliwie dobre miejsce daje atrakcyjność, aparycja, uroda. Wiele kobiet zrobiło kariery dzięki swojej urodzie, wdziękowi (podobnie jest z mężczyznami). Wysokie miejsce daje seksapil, sława, bogactwo, pozycja społeczna, dar uwodzicielski i związany z nim posmak sensacji. Mając możliwości porównania ars amandi danej kobiety w dotychczasowym i nowym związku dostrzega się kilka prawideł:

Jest bardziej otwarta na potrzeby i oczekiwania drugiej strony. Np.
We wcześniej relacji: wykluczała sex oralny, i trzymała się jednej pozycji.
W obecnej: zmienia pozycje, dopuszcza sex oralny, i jest otwarta na kolejne propozycje

We wcześniej relacji: postawa roszczeniowa, przy zachowaniu postawy biernej
W obecnej: diametralna zmiana, pod kątem partnera i jego oczekiwań. Często zmiana zaskakuje co jest komentowane: „bo on tak na mnie działa”

W miarę starania się o względy partnera zwiększa się intensywność reakcji…

Są sytuacje, gdy w „drodze na szczyt” dana osoba przechodzi, przez x związków. Bywa że w każdym z nich przyjmuje różne role np. osoba dominująca, pod wpływem partnera może być uległa, lub go zdominować.


poniedziałek, 6 lutego 2012

Dziś wieczorem albo jutro jest czas gdy wszystko się rozstrzygnie. Dziś rano Robert chciał poleżeć, w łóżku ze mną, chciał bym zrobiła mu (wiadomo co)… ale nic z tego, wiec poszedł do kibelka. Stwierdził, że taka jest męska natura, że czasem jest egoistą. Moim zdaniem, niczyje potrzeby nie powinny być pomijane!
Powiedziałam mu, że jeśli coś mu się nie podoba, coś chciałby zmienić niech o tym mówi. On, na to, że ja nie jestem głupia; odpowiedziałam, że nie jestem jasnowidzem.
Zrobiliśmy listę zakupów jakie ja jutro mam zrobić, gdy on będzie w pracy.
Powiedział mi, że ciężko mi będzie znaleźć faceta, bo nie znajdę takiego co będzie w domu sprzątał i jeszcze w swerze sexu facet lubi być zaspokajanym, i nie dawać nic w zamian.
Gdy wyszedł do pracy pocałował mnie w usta. Ten pocałunek przypominał mi pożegnania.
Od wczoraj kilkakrotnie przewinął się temat tego czy on ma przynieść swoje rzeczy do mnie. Ja za każdym razem go informowałam, że to wiąże się z tym, że będzie musiał płacić.
      Gdy wyszedł sprawdziłam, gdzie jest jego siatka. Okazało się, że nie ma jej gdzie była, tylko blisko drzwi wejściowych, schowana, w niej dwa moje słoiki, a w nich odsypane trochę kawy w drugim cukier. Czyżby do pracy zapomniał?
W sypialni, nie było już jego czarnych spodni… „znalazłam je schowane pod moją kurtką niedaleko drzwi wejściowych, całkiem nie daleko siatki z kawą i cukrem…
Byłam u Bryla i zapytałam się o Roberta i jego stosunek do mnie. Powiedział, że ostatnio nie przychodzi do niego, a jak przyjdzie to pali co go denerwuje! I go częstuje, a on odzwyczaja się od palenia papierosów. Nic nie mówi na mój temat po za tym, że kiedyś powiedział, że bardzo się kochamy. Powiedział też że Robert kobiety traktuje na raz, a ze mną jest już długo…


sobota, 4 lutego 2012

Chyba właśnie po tym można poznać naprawdę samotnych ludzi... Zawsze wiedzą, co robić w deszczowe dni. Zawsze można do nich zadzwonić. Zawsze są w domu. Pieprzone zawsze... - Stephen King

Wrócił wczoraj od matki, przyniósł chleb, coś do chleba… takie naprawdę podstawowe rzeczy, oddał mi pieniądze za zakupy… ale na opłaty obiecał w poniedziałek wtorek… powiedział 600 – 700. umówiliśmy się tak, że do wtorku do godziny 11 jeśli pieniędzy nie będzie to dowidzenia!
O 19 poszliśmy futrzaka przewietrzyć, gdy wróciliśmy to przy herbatce zapytałam:
- to co będziemy w tym Wrocławiu robić? Gdzie się zatrzymamy – to pytanie chyba dla beki zadałam
- no w hotelu się zatrzymamy, trzeba będzie wejść w Internet i zobaczyć…
 Kurwa! Gdyby on faktycznie chciał pojechać to lokum dawno było by zarezerwowane!
Myślę, że on dalej gra na zwłokę… najlepszy był jego przed wczorajszy tekst, że nigdy nie będzie w mojej sytuacji, bo z biednej rodziny nie jest i jak dobrze zagada to pieniądze dostanie.
Poczekam do tego wtorku, a jak dalej będzie ściemnił to oddam mu te jego rzeczy! Tak naprawdę po co mi pasożyt! W sumie prawie nic z niego nie ma!
Niedawno poszedł do pracy, czy w sprawie pracy, podobno kazali mu na 7 przyjść, i nie wie czy będą kazali mu zostać w pracy czy tylko na ustalenia…
Obiecał, że może uda mu się pieniądze pożyczyć i pojedziemy na targi ezoteryczne. On szuka jakiś publikacji na temat: „dzieci indygo”. Mnie interesują moje przyprawy, i oczywiście z ciekawości chcę popatrzeć to tam będzieJ
Ciekawe o której Robert wróci, i co załatwi…
Pobyt psiaka się przedłużył, więc coś na obiadek kupię. Znowu ćwiartki z  kurczaka, bo tanie do tego kartofle…
Jak na razie leżę w łóżku z laptopem, jakaś nie wyspana jestem...


piątek, 3 lutego 2012

Kolejny dzień. Klimacik nie przyjemny oczywiście… on uważa, że ja na niego „jadę”, jak to określił, że dzisiaj jest „szósty dzień jechania na mnie” – wzdychając. A ja się wykańczam… nie mam kasy. Robert niby coś przynosi od mamy, jakieś zupy albo jakieś zakupy… czasem dostaje pieniądze… fajki i na fajki ma, to co przynosi jest cieniutkie, starcza na dzień może dwa… płakać mi się chce.
Dziś byliśmy na zakupach bo chciałam zupę zrobić, ma mi oddać kasę! – tak się umówiliśmy. Wiem, że powinnam chcieć od niego zdecydowanie więcej w końcu mieszka u mnie od 14 stycznia, a grosza od niego nie uświadczyłam!
Nie oczekuje że nie wiadomo co, ale kasa na opłaty skoro do cholery tutaj mieszka to jego zasranym obowiązkiem jest kasę na stół położyć! Nie wiem jak to rozegrać mądrze.
Bo tak dalej być nie może, że on cieplutko mieszka, czyściutkie wyprane ciuszki, ogląda moją kablówkę, śpi, ma sex, i tylko jakieś cieniutkie żarcie przyniesie. To zdecydowanie za mało!
Płakać mi się chce, jak kolejny raz łapię go na kłamstwie. On tylko obiecuje i ściemnia, nie robi kompletnie nic. Gra na zwłokę. Nie zapewnia niczego oprócz tych cienkich zakupów, i oczywiście obietnic z kosmosu: wycieczki kilkudniowej, i prezentu na walentynki za przeszło 200 pln. skoro jeszcze opłat nie ma porobionych bo nie wiem czy on myśli, że obietnicami cokolwiek opłaci?!
Jestem piekielnie wściekła na siebie, że dałam się kolejny raz tak w chuja zrobić………!!!!!!!!  
Wiem, że muszę być twarda. W sumie rano miałam zacząć rozmowę o pieniądzach, ale samo się to stało przed chwilą.
Coś tam się bronił, ale stanęło na tym, że ma mi dać dzisiaj kasę. I, że czekam na nią.
Przykro mi, ale muszę być twarda! Ciężko mi…
W łóżku rozmawialiśmy… samo wyszło, zapytałam czy tylko nadaję się by mnie wykorzystywać? On, że zasługuję, ale jeśli się czuję wykorzystywana to on sobie pójdzie. Powiedział, że zdobędzie pieniądze. Przykro mi się zrobiło… najlepszy był tekst, o jedzeniu… że on jest „ na pół głodzie” żebym ja się najadła. No kurwa!!!!!
Ugotowaliśmy wczoraj wspólnie zupę, a dziś rano widzę, że mało co z niej zostało…
Dziś rano miło nie było… wstał około nie wiem której a miał u pracodawcy być na 8. Jak rano o tym wspomniałam to prawie się wydarł, że sam sobie narzucił bo on jest do 15.
Później rozmawialiśmy na temat targów na które się wybieramy… tja… ciekawe…
Później zaczęliśmy się pieścić… całować, zrobiłam mu dobrze, niestety jak zwykle nie odwdzięczył się… po jak zawsze zimny…
Wyszliśmy razem, w pewnym momencie powiedział:
- dobra to ja lecę, mam półtorej godziny na załatwienie wszystkiego
- bez 1 000 złotych nie wracaj – powiedziałam zimno
- ooo… wysokie wyzwanie mi postawiłaś – niemalże uciekając
- ja mówię poważnie – powiedziałam głośniejszym tonem by słyszał mnie z tyłu.
W odpowiedzi pokiwał głową…
Później widziałam jak patrzy za mną czekając na światłach. Przykro mi, że to jest taki typ, który do niczego się nie poczuwa. Muszę coś z tym zrobić!!!!
wrócił, bez kasy bez niczego, obiecał, że jeszcze pójdzie załatwić max 500. zdrzemnął się zjadł zupę, i poszedł. Wziął reklamówkę, wiec ciekawe co przyniesie.... heh... 


środa, 1 lutego 2012

Doświadczenie to nazwa, którą każdy określa głupstwa, jakie zrobił w życiu. - Oscar Wilde

Pisał, dzwonił… w końcu wpuściłam gada. Głupota? Nie. Chęć wyżycia się, wyładowania złości i frustracji. Od wejścia przywitałam go strasznymi słowami, które wiem, że go ranią. Znosił w spokoju, a ja dalej się wyżywałam psychicznie fizycznie…
Później puściłam mu muzykę:


Gdy właścicielka przyszła po setery Robert płakał, przeżywał… chyba się przywiązał… zrobiliśmy ciasto. Fajnie robić coś wspólnie…dla mnie to takie nowe…
Lubię poranki zaczynające się od sexu w pół śnie… ocieraniu się o siebie…
Wczoraj zaczął trochę sprzątać, później poszliśmy do lidla, przyszłam specjalnie na ten tydzień kuchni azjatyckiej po ukochany sos barbecue… ale niestety nie uświadczyłam go. Kurwa, był taki zajebisty a teraz co? Koniec skończyło się, pozostawiając dobre wspomnienia… nie no mam jeszcze w domu jakąś końcóweczkę, może styknie na ostatni raz… może gdzieś jeszcze dostanę podobny sos… mam przyprawę, ajjjj….
Kupiłam jakiś makaron do spaghetti, sok, i wafelki moje ulubione waniliowe i te ciemne mniam mniam. Poszliśmy do marketu, bo chciałam wykorzystać moją zniżkę w yves rocher. Po części spożywczej kręciliśmy się, zagadywałam go o pierdołach... szukałam sosu, lecz jakoś nie znalazłam…dziwne.
- miałaś kupić majonez – przypomniał Robert
- ty kupisz! – odparłam spojrzawszy groźnie.
Jak szukaliśmy sosu chciałam chodź ćwiartki z kurczaka kupić, ale z drugiej kurwa strony dlaczego ja cały czas mam kupować żarcie! To on powinien mi coś kupić, zabrać gdzieś no kurwa w końcu jest facetem! A nie, ze sobie mieszka korzysta z wszystkiego, na nic kompletnie nie daje, nie dokłada się ani groszem i ja mam jeszcze gnoja kurwa żywic!!!!!!!!!!! Z czego do cholery!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Kupiłam ogórki w słoiku, i podeszliśmy do kasy.
- to myśmy tu tylko po ogórki przyszliśmy? – zapytał
Tak mnie wkurwił, że nie pamiętam swojej reakcji. Jak zapłaciłam poszłam ze zniżki skorzystać, bo żel do twarzy mi się kończy. Wypryskałam Roberta zapachem, którym bym chciała by pachniał. Szczerze powiedziawszy chciałam mu kupić żel o tym zapachu, ale jak się zorientowałam, że on jest jaki jest. To stwierdziłam, ze nie warto!
W drodze do domu przyznał mi się, że od nowego roku przepił ze Zbrylem około 2 000. taka wściekłość, żal i gorycz mnie wypełniły, poczułam się nic nie warta, żadnych uczuć, że na nic nie zasługuję, że jestem tylko by mnie wykorzystać… tak się zdenerwowałam, że serce waliło mi, nie mogłam tchu złapać musiałam się odwrócić i się uspokoić.  
W domu Robert chciał odpalić telewizor od Zbryla, ale okazało się, że kolega wcisnął nam bubla. Poszłam więc do Bryla, otworzył mi w koszulinie i na gaciach. Dobrze, że nie nagi…
- czy mogę Cię zaprosić? – zapytałam
- na sex – padła automatyczna odpowiedź
- nie, na kawę i ciastko – wyjaśniłam uprzejmie
- a to mnie nie interesuje teraz się ide kąpać, i idę spać.
Gdy to powiedziałam Robertowi zadziwił się, że Bryl składał mi takie propozycje!
- przecież, on mówił, że ty go nie interesujesz – w jego głosie wyczułam, że poczuł się oszukany przez kolegę.
Ja się dziwię, ze przy inteligencji Roberta nie widzi jaki jest jego koleżka….
Drugi telewizor od Bryla okazał się działającym…
Była pani z fundacji przedłużyć pobyt kotki…w końcujakaś kasa wpadła. Szczerze powiedziawszy nie wiem co z tym wszystkim zrobić.
Środa:
Poranek rozpoczął się jak zwykle seksem, przytuleni leżeliśmy jeszcze trochę...
Poszedł zrobić kawę dla mnie herbatka… miłe chodź tutaj trochę kwestia wychowania…
Gdy przysnął – jest przeziębiony zaczęłam notkę…
Poszedł jakieś pieniążki załatwić od mamy (?), przyniósł trochę od niej jedzenia i zakupy…posiedział chwilkę i poszedł dalej coś załatwić. Miał coś z pracą załatwić. Mam nadzieje, że mu się uda. Płakać mi się chce…